Dlatego właśnie nie lubiłem wyruszać na wyprawę z nieznanymi mi osobami. Zawsze kończyło się jakąś niespodzianką i niemiłą wpadką. Zwłaszcza przy takim czymś jak Linde Kirisse, czy tych od władania czasem. Po nich można się wszystkiego spodziewać, nawet przemiany z kociaka w dziewczynę ze sporą siłą. Jak rasowy debil patrzyłem się na jej osobę znikającą w tłumie osiłków wszelakiej maści. Pff... A niech się obraża i se idzie. Przecież zmacałem ją nieświadomie... Nie moja wina, że mam słabość do małych zwierzątek! Tylko od dnia dzisiejszego chyba powinienem bardziej uważać, w końcu znów mogę trafić na grymaśną zmiennokształtną albo, co gorsza, napalonego geja potrafiącego przemieniać się w szczeniaczka! Wtedy to dopiero byłby dramat. Siedziałem tak, układając najgorsze scenariusze związane z personami posiadającymi tamtą diabelską umiejętność, kompletnie tracąc poczucie czasu. Trwałoby to do zapadnięcia kompletnego zmroku, gdyby nie siwiejący już mężczyzna, mający na ustach ten swój wieczny uśmieszek ojczulka całego świata. W tym mojego przybranego papę, który nigdy nie pozwolił mi na zapomnienie o rodzicach. Za jego plecami stroszyły się ciemne pióra pokaźnych rozmiarów, wielkie, złote oczy wpatrywały się we mnie. Więc przybył spóźniony dowódca wraz z moim zwierzaczkiem. Wujek Pavlo wyciągnął swoją masywną rękę w moją stronę, co skwitowałem wybuchem śmiechu.
— Nieładnie tak śmiać się z oferty pomocy, Natanielu.— Pokręcił głową, jednak widziałem, jak powstrzymywał się od dołączenia do chichotania.— Wstawaj. Brakuje nam tylko wojownika z wilkiem w dupie do kompletu.
Wspierając się dłońmi, wykonałem jego rozkaz, ukryty pod warstwą drwiącego poczucia humoru, na koniec ostentacyjnie otrzepując swe szlachetne cztery litery. Odpłacę się jej za tę zniewagę, przysięgam! Shadow tym czasem chyba się znudził, oddalając się pod moje drzewko. Wielka bestia, doprawdy. Pomyśleć, że przy swoich rodakach wyglądał jak niziołek. Dopiero po doprowadzeniu się do porządku, przywitałem się ze staruszkiem jak należało- iście niedźwiedzim przytuleniem.
— Nie ciesz się tak, masz nocną wartę, leniu— mruknął mi do ucha, zadowolony.
Stanąłem na baczność, kłaniając się lekko.
— Tak jest, dowódco!
— Oddalić się na posterunek, rycerzu!
Udawana sztywna postawa, wręcz wymuszona przez należenie do jednej gildii i obejmowanie różnych stanowisk. Cóż... Może gdyby tato... Pokręciłem głową, wykrzywiając twarz w wesołym grymasie. Udałem się w stronę ogniska nieco oddalonego od głównej części obozu. Mój towarzysz już czuwał, wygrzewając się przy ogniu. Zaraz, zaraz...
— To żart, prawda? Mam się ja mieć z tobą posterunek?
Ciemnowłosa odwróciła się w moją stronę.
⦓CELESTIA?⦔
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz