Z pewnością byłoby ich więcej, gdyby nie temperatura. Na zewnątrz było chłodno. Podobnie zresztą, jak w izbie, w której przesiadywałam. Nawet rozpalony kominek niewiele pomógł. Ogień sprawił jedynie, że wnętrze stało się mniej surowe - kamienną ścianę, przy której stał oblało ciepłe, pomarańczowe światło. Zaś po drugiej stronie pokoju, tej drewnianej, płomienie urządzały cudowne przedstawienie, rzucając jasne refleksy.
Ścisnęłam mocniej kubek, w którym był, jeszcze parujący, wywar z rumianku, lawendy i waleriany. Dzięki temu wyciszyłam swój umysł po ciężkim dniu. Jednak ostatnie zioło wpływało na sen. Może to i lepiej; nie chciałam za każdym razem wracać do tego, jak z główną uzdrowicielką prawie straciłyśmy pacjenta.
Przetarłam oczy i stłumiłam ziewnięcie. Ostatni raz rzuciłam okiem na malowniczy obraz za oknem i położyłam kubek na masywnym, drewnianym stoliku. Wygasiłam ogień w kominku i z postanowieniem odłożenia sprzątania na dzień jutrzejszy przebrałam się w wygodne ubranie, które przekazała mi właścicielka chatki. Czując mocne działanie walerii rzuciłam się na łóżko. Może nie było specjalnie miękkie, ale dla zmęczonego - idealne.
Nawet nie zarejestrowałam momentu, w którym oddałam się objęciom boga snu.
Błogi stan przetrwało pukanie.. Nie, pukanie to złe słowo - walenie do drzwi. Chwyciłam w biegu koc, który leżał rzucony na obszerny fotel, i założyłam go na ramiona. Czym prędzej otworzyłam drewniane drzwi, a moim oczom ukazały się dwie postacie. Jedna, dość.. Dość wysokieeego wzrostuu.. I druga, odwrócona do mnie tyłem. Kobieta i mężczyzna. Może szukali jakiegoś ustronnego miejsca..
- Czego potrzebujecie? - wychrypiałam, spoglądając to na panią, to na pana.
Złotowłosa drgnęła, jakby dopiero teraz zdała sobie sprawę z mojej obecności i szybko się odwróciła. Na jej twarzy zastygł wyraz przerażenia. Przygryzła wargę i odsunęła się nieznacznie, ukazując jeszcze jedną osobę. Łudząco podobną do..
- Asiria.. - wyszeptałam, zasłaniając dłonią usta. - M-mógłbyś ją wnieść do środka?
Mężczyzna odpowiedział mi skinieniem głowy i wrócił po czerwonowłosą. Ja tymczasem wróciłam do dużej izby i zrzuciłam wszystkie bibeloty ze stołu. Nie dbałam o to, czy coś potłukłam. Życie jest o wiele ważniejsze.
Po chwili pojawił się ów pan, a za nim pani. Wskazałam na masywny mebel, lustrując wzrokiem nieprzytomną. W mig zauważyłam ubytek w czarnym stroju, ukazujący, jeszcze świeżą, ranę.
- Wiecie skąd to ma? - wyszeptałam, sprawdzając puls.
- Ułomni - usłyszałam niski głos gdzieś za sobą. Przymknęłam oczy i potarłam palcami brwi. Czy one zatruwają? Znam skądś przecież tę nazwę!
- Takie długie z wielkimi palcami? - dopytałam się dla pewności.
Mężczyzna przytaknął i spojrzał na okno. Kobieta zaś siedziała pod ścianą i patrzyła tępym wzrokiem przed siebie.
- Miałaś gorsze rany, Asi.. - szepnęłam do siebie i strzepnęłam włosy z jej twarzy.
Upewniwszy się, że siostra oddycha potruchtałam do sypialni i wyjęłam spod łóżka dość dużą walizę. Otworzyłam, znalazłam odpowiednią maść, materiał i ziele, po czym wróciłam do izby.
Zmieszałam czarny bez z żywokostem i paroma kroplami wody. Substancja miała działanie dezynfekujące, a dzięki czarnym kwiatom zapobiegała ewentualnej gorączce. Miseczki z maściami zostawiłam chwilowo na półce kominka, zaś do samej rany przyłożyłam ów żywokost i przeczyściłam ranę. Dzięki bogom, nie krwawiła. Mogłam więc posmarować ją wcześniej przygotowaną substancją. Parę uderzeń serca później wzięłam się za robienie opatrunku. Przeprosiłam parę prosząc ich, by przeszli na chwilę do sypialni. Musiałam zdjąć górę jej uniformu, a ta z pewnością nie życzyła sobie, by ktoś oglądał jej ciało.
Po założeniu opatrunku i przykryciu kocem czerwonowłosej zawołałam przybyszy z powrotem.
- Więc.. - zaczęłam cicho - skoro sytuacja jest w miarę opanowana.. Jestem Aelin i proponuję wam herbatę na uspokojenie.
Po wypowiedzeniu tych słów uśmiechnęłam się nieznacznie do pary, odgarniając włosy z oczu.
[ Pan? Pani? ]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz