Stoiska z przedmiotami wszelakiej maści otwarto już pierwszego dnia. Sprzedawcy przekrzykują się wzajemnie, namawiają przechodniów do kupna biżuterii, egzotycznych potraw, a także tajemniczych figurek i mikstur. Stary wilkołak najbardziej przykuwa uwagę, choćby swym nietypowym ubiorem.
To właśnie do niego podchodzisz, oglądając fiolki mieniące się wszystkimi kolorami tęczy. Podobno po wypiciu jednej z nich twoje życie zmieni się nie do poznania.
⤷ WYKONANIE: Dowolne
⤷ MINIMALNA ILOŚĆ SŁÓW: 1000
⤷ WYMAGANIA ROZGRYWKI: Kupno, działanie.
⤷ NAGRODY: Wybrana moc; fiolka z Eliksirem Uzdrawiania [1 sztuka]; 20-40 punktów.
I znowu powrót do tego zatłoczonego, hałaśliwego miejsca. Zdrajca obracała w dłoniach złotą monetę, zarobioną dosłownie przed chwilą za pomoc, przy naprawianiu głównej sceny. Tańce godowe trolli nie są tym, co drewno znosi najlepiej. W przyszłym roku Król Xa zapewne postara się o kamienną podstawę na taką właśnie ewentualność.
Kolorowe stoiska kusiły różnorakimi produktami, sprzedawcy przekrzykiwali siebie nawzajem, chcąc jak najszybciej opchnąć jak najwięcej towarów, po możliwie jak najwyższej cenie. Festiwale nie były zdecydowanie dobrym czasem, na kupowanie czegokolwiek. A jednak czarnowłosa miała złotą monetę i pragnęła ją wydać. Sama nie wiedziała na co. Rozglądała się w poszukiwaniu... czegoś. Czegoś, co zwróciłoby jej uwagę, co mogłoby... nie no, powiedzmy sobie szczerze – nie musiałoby przedstawiać żadnej wartości. Miało jedynie zająć ją na chwilę, w jakiś sposób zabawić.
Wtem, uwagę dziewczyny zwrócił dość nietypowy, nawet jak na ten festiwal, sprzedawca. Nie był człowiekiem – oj nie, nawet najbardziej nietypowy człowiek nie mógłby wyglądać AŻ TAK nietypowo. Był... Niemal dwumetrowym wilkołakiem, w swojej wilczej postaci, o masywnych barkach, na których narzucone miał luźne ponczo, spod pół którego wystawały elementy zbudowanej z żelaznych płyt spódniczki. Do tego na głowie miał kapelusz z olbrzymim rondem, na którego końcu, w względnie równych odstępach powieszone były różne trofea wojenne takie jak zęby (zapewne zabitych wrogów), rogi (czyżbym widziała róg jednorożca?), sztylety , pukle włosów oraz... to chyba była połowa ludzkiej szczęki.
Wilkołak powarkiwał coś po wilczemu, jednak niewiele mówił do członków innych ras. Może nie znał wspólnego, a może jego budowa nie pozwalała mu na wydawanie innych dźwięków? Kroki Zdrajcy skierowały się ku niemu. Chciała zobaczyć, co tak nietypowo ubrany lykantrop może trzymać na swoim bazarku. Gdy zbliżyła się, ze zdumieniem odkryła cały wachlarz mikstur, jednak gdy pochyliła się, by przeczytać ich nazwy, stwór warknął gwałtownie, ostrzegawczo. Czarnowłosa cofnęła się o krok i już miała odchodzić, gdy zobaczyła, że wilkołak trzyma w łapach buteleczkę i wyczekująco na nią patrzy.
- Myślałam, że mnie wyganiasz – mruknęła, czując się trochę, jakby mówiła do wyjątkowo dużego i groźnego psa. Na to stwór tylko warknął i podał dziewczynie flakonik. Do jego korka przyczepiona była karteczka z ceną i krótką informacją. „Twoje życie zmieni się nie do poznania” – głosił napis. Zdrajca spojrzała pytająco na stwora, a ten poklepał łapą olbrzymi napis, przybity do tylnej ściany stoiska: „Hoffsk i [zamazany wyraz] wiedzą, czego ci potrzeba”.
- Na pewno nie zmiany życia – zauważyła czarnowłosa z przekąsem, mimo to zapłaciła za flakonik i odeszła. Teraz, zamiast monety, obracała w dłoni niewielką buteleczkę. „Twoje życie zmieni się nie do poznania”, tak? Wolała chyba, żeby nie zmieniło się gwałtownie na oczach przechodniów, bo mogłoby to być dość... kłopotliwe. Wyszła z targowiska i udała się w nieco spokojniejsze regiony miasta. Przycupnęła w jakiejś tymczasowo opustoszałej uliczce i odkorkowała eliksir. Barwna ciec wewnątrz buteleczki zalśniła lekko przy kontakcie z powietrzem. Zdrajca wzruszyła ramionami i jednym łykiem opróżniła całość. Od razu po jej ciele rozlał się nieprzyjemny chłód, paraliżując wszystkie mięśnie. Czarnowłosa poczuła wzbierającą panikę. Nie mogła się poruszyć. Chciała się poderwać i uciekać. Uciekać, byle dalej od tego miejsca, od tego świata, od własnego ciała! Gwałtownie wszystko ustało. W pierwszej chwili dziewczyna nie poczuła żadnej zmiany, jednak wstając kosmyk włosów opadł jej na twarz, uniosła dłoń, by machinalnie zaczesać go do tyłu i omal się nie zachłysnęła powietrzem widząc, że jest jasnobrązowy. Już dawno nie miał takiej barwy – dziewczyna wiedziała, z jakimi konsekwencjami wiązałoby się doprowadzenie włosów do takiego stanu. Jednak w tamtym momencie nie czuła żadnych skutków ubocznych blaknięcia włosów. Od razu zaczęła badać swoje ciało w poszukiwaniu znamienia kruka, jednak go nie znalazła. Eliksir usunął z niej przekleństwo demona. A nawet więcej! Uczynił ją człowiekiem! Mogła teraz wrócić do rodzinnych stron!
Nie. Nie mogła wrócić i dobrze o tym wiedziała. Nawet jeśli nie była już demonem... niektórych rzeczy się nie wybacza, bo nie mogą zostać wybaczone. Mimo wszystko czuła ulgę. Aż do tej pory nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo ciąży jej demoniczna natura. Wstała, czując się lekko jak nigdy przedtem i ruszyła w kierunku zgiełku festiwalu. Po raz pierwszy od dawna naprawdę mocno się zabawić.
***
Naprawdę mocne zabawy mają to do siebie, że przerażająco często nic się z nich nie pamięta. Zapytana o to, w jaki sposób znalazła się na obrzeżach miasta zapewne nie byłaby w stanie tego wyjaśnić. W końcu ledwie przed chwilą wdała się w zajadłą bójkę z jakimś pijanym krasnoludem, co cały czas wyraźnie czuła w obolałym brzuchu. Świtało, choć dziewczyna nie pamiętała, by słońce zachodziło.
Wzruszyła ramionami. Nie miała wpływu na to, co się stało. Jeśli dobrze się bawiła, na co wyglądało, nie ma co żałować, że nic z tego nie pamięta. Już miała wracać na festiwal, ponownie oddać się zabawie lub (co przypomniała jej bardziej praktyczna strona) znaleźć jakieś zajęcie, by mieć za co bawić się na festiwalu, gdy jej uwagę przykuł samotny chłopiec, siedzący na poboczu. Głowę miał schowaną pomiędzy nogami. Cały się trząsł, nie wiadomo – z zimna czy płaczu. Normalnie Zdrajca minęłaby go, nie zwracając uwagi na los dzieciaka, jednak po wypiciu mikstury powróciła do czasów swojego dzieciństwa. Czasów, gdy nie była w stanie przejść obojętnie koło nieszczęścia innych.
Przycupnęła koło dzieciaka i zarzuciła na niego swój płaszcz. Chłopczyk uniósł głowę i spojrzał na czarnowłosą. W oczach miał łzy.
- Nie ma co się mazgaić, jesteś facetem czy nie? – spytała czarnowłosa z zaczepnym uśmiechem.
- Nie wiem... – chłopiec zaniósł się kaszlem, gdy jakiś czarny cień powoli wypłynął na jego policzek.
Zdrajca zmarszczyła brwi i gwałtownie obróciła głowę dzieciaka, by lepiej przyjrzeć się zjawisku. Przez chwilę tempo wpatrywała się w znamię, wyłaniające się powoli spod włosów dziecka. Rozwarty dziób wydawał się krakać żałośnie.
- Od jak dawna to masz? – spytała tempo, delikatnie gładząc czarny pysk.
- Od wczoraj, po południu – wyznał cicho. – Medyk twierdzi, że to znak szatana, że... umrę... – po tych słowach ponownie zaniósł się kaszlem.
- Nie, nie umrzesz – powiedziała tempo dziewczyna, wstając powoli i podnosząc chłopczyka. - Idziemy. – Pociągnęła go za sobą w kierunku miasta. Od dawna, bardzo dawna nie czuła tak silnie gotującej się w jej wnętrznościach wściekłości.
***
Sprzedawcy powoli rozstawiali swoje kramy na placu. Ranek był chłodny, więc wielu z nich miało na sobie grube futra lub kurty. Nieliczni klienci kręcili się już po targowisku, jednak prawdziwy ruch miał się zacząć dopiero za parę godzin – gdy balujący do późna przybysze zwloką się wreszcie z miejsc, w których pozasypiali w szale zabawy, zwykle porządnie spici. Zdrajcy było to na rękę. Nie chciała mieć światków przy rozmowie z wilkołakiem.
Do straganu osobliwego sprzedawcy dotarła bez większego problemu, jednak w pierwszej chwili nie poznała samego wilkołaka. Nie zmienił ubrania co prawda, jednak... tym razem występował w swojej ludzkiej formie. I chyba to go uratowało przed oberwaniem kilka razy sztyletem między żebra. Morderczy zamiar, z jakim przyszła tu dziewczyna nieco przygasł. Co nie przeszkodziło jej w gwałtownym uderzeniu go w podbródek, gdy tylko była w stanie upewnić się, że ma do czynienia z właściwą osobą.
- Ała! – krzyknął. – Za co? Eliksir się nie spodobał?
- Nic nie pisało o konsekwencjach – warknęła Zdrajca, na zmianę prostując i zaciskając palce. Sprzedawca miał całkiem twardą szczękę.
- Zawsze są konsekwencje, to pierwsze prawo magii – młodzieniec przewrócił oczyma.
- Odwróć to – czarnowłosa postawiła przed sobą chłopaka i pokazała na bliznę, która w tym momencie przechodziła przez całą twarz dzieciaka. – Chce to z powrotem.
Handlarz ukląkł przed chłopcem i przejechał dłonią po czarnym kruku.
- Uhuhu... znamię śmierci. Jesteś pewna? Z czymś takim nie pożyjesz długo. – Podniósł głowę do góry i spojrzał nieco wilczo na dziewczynę. – Jesteś tego pewna.
- Mam to od lat – parsknęła. – Wątpię, by teraz nagle coś się miało zmienić.
- Od lat? – Wilkołak wyglądał na zdziwionego, jednak szybko się pohamował. Wstał i na chwilę zniknął za stoiskiem, by wrócić z buteleczką z błękitnym płynem. – Jeśli jesteś tego pewna, po prostu wypił – polecił, podając eliksir dziewczynie. Uważnie patrzył, gdy brunetka wyduldała całą zawartość flaszeczki i podtrzymał ją, gdy zwiotczałe mięśnie nie były w stanie utrzymać ciężaru jej ciała. Włosi dziewczyny na powrót stały się czarne, a znamię powróciło na swoje miejsec – znalazło się na szyi, oplatając ją niczym obroża.
- Znamię śmierci żywi się swoim nosicielem. Powinno wyssać z ciebie całą energię po najwyżej tygodniu – powiedział cicho.
- To nie jest znamię śmierci – zapewniła go Zdrajca, puszczając wreszcie dłoń chłopczyka. – Lepiej nie uszczęśliwiaj ludzi na siłę. Na pewno ci nie podziękują, jeśli przez te głupie eliksiry ktoś z ich bliskich będzie cierpiał.
- Ja... – zaczął wilkołak, jednak dziewczyna obróciła się na pięcie i odeszła, nie zdradzając dłużej zainteresowania rozmówcą.
- Jestem już zdrowy? – spytał chłopczyk nieśmiało. Wilkołak poklepał go po głowie i wcisnął w dłoń złotą monetę.
- Zmykaj mały – powiedział z uśmiechem, a rozradowany dzieciak pobiegł do swojego domu.