Nadszedł czas, by odłożyć przyjemności na bok i wrócić do obowiązków. Całkowicie poddałem się woli dziewczyny, pozwalając jej na prowadzenie mnie za rękę, jak syna. Z drugiej strony czułem się skrępowany na samą myśl, jak mogło to wyglądać z perspektywy zwykłego obserwatora. Wielki chłopak ciągnięty przez maleńką damę. Doprawdy zabawny i godny zapamiętania widok. Mimowolnie uśmiechnąłem się pod nosem, powoli pozbywając się tego dziwnego uczucia ograniczenia. W końcu dotarliśmy do naszego improwizowanego obozowiska, strzeżonego przez dzielne rumaki. Nawet przymykając oko na to, że jeden spał, a drugi przetrząsał moje rzeczy. Nie można było go zostawić nawet na moment, bo już mu się nudziło. I musiał znaleźć sobie zajęcie, akurat takie. Skaranie boskie z tym gościem. Puściłem dłoń Nifenye, kierując się w stronę Chiefa, który w najlepsze wyjadał nasze zapasy. Wszędzie walały się jabłka, banany, lekko nadgryzione, oczywiście. Stanąłem naprzeciwko hultaja, pukając go lekko w pysk. Ten uniósł łeb, iście teatralnie. Pewnie myślał, że to moja towarzyszka, ja przecież nigdy bym tak cicho nie stąpał, prawda? Niestety najwyraźniej mocno się zdziwił, bowiem aż wypuścił ogryzek, który poturlał się prosto pod moje nogi. Przybrałem najbardziej karcącą minę, jaką tylko potrafiłem i wycelowałem palcem najpierw w karego, potem w stronę dowodu zbrodni.
― Tobie się chyba do końca w tym ptasim móżdżku poprzewracało, hm? Żeby wyjadać nasze zapasy! Od zawsze wiedziałem, że jesteś w pewnym stopniu głupi, ale żeby aż tak?! No chłop...― Parsknął, ukazując swoje niezadowolenie i przy okazji jeszcze mnie opluł. Wytarłem dłonią mokre miejsca, już naprawdę zły.― Chamstwo w państwie! Ty ciemnoto Avayska! Co cię podkusiło do tego?! Zobaczysz, wrócimy i z chęcią wymienię cię na lepszy model! I w końcu będę miał święty spokój...
Gdy zaczął trącać mi dłoń pyskiem- cała złość zaczęła się ulatniać, by po chwili nie pozostał po niej żaden ślad. Mogłem być zły na Chiefa, prawda. Ale tak naprawdę cwaniak ten był moim ukochanym przyjacielem. Jakkolwiek by to nie zabrzmiało. Całkowicie zmiękłem. Objąłem jego szyję, przytulając, jak to robiłem za młodu. Chłopiec i jego koń.
― No dobra, stary... Nie przerobię cię na kabanosy. Ale masz pomóc w uprzątnięciu tego całego syfu. Inaczej będę zły.
⦓NIFENYE? Ciekawe widoki XD⦔
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz