poniedziałek, 10 lipca 2017

Od Kyubbi do Tenebris

Po dość długiej podróży, wreszcie dotarłem do Dest. Państwo różniło się mocno, od tego, w którym się wychowałem. Naciągnąłem kaptur bardziej na oczy, ruszyłem przed siebie. Szedłem w dół, po schodach następnie skręciłem w lewo, by wejść na jedną wielką główną ulicę. W okolicy rozchodzi się zapach pieczonego chleba i innych pysznych wypieków. Wzdłuż ulicy oprócz sklepów stał również stragany z żywnością oraz różnorodnym uzbrojeniem. Tu rzeczą normalną, było zobaczyć gostka uzbrojonego po zęby, nie wykluczając oczywiście straży. Kupiłem świeży bochenek chleba i parę owoców, usiadłem na murku i zajadałem się pysznym świeżym wypiekiem, następnie zabrałem się za owocki. Zeskoczyłem z murek i ruszając przed siebie, wkładałem kolejnego owocka do mojej buzi. Nagle, za sobą usłyszałam krzyki.
-Zatrzymać go! Stój!
A w oddali słychać jeszcze, było, że ktoś krzyczy „złodziej". Odwróciłem się w momencie, kiedy zamaskowana postać na mnie wpadła, oboje wylądowaliśmy na ziemi, lecz ów osobnik, szybko się podniósł i uciekł dalej, zostawiają swój łup, przy mnie, który upuścił podczas zderzenia. Zanim zdążyłem się podnieść, dobiegli do mnie jacyś ludzie ubrani w zbroje i skrępowali pod zarzutem kradzieży. Niecałą godzinkę później, znalazłem się, w sali tronowej czekając, aż przyjdzie władca tego terenu. Najlepsze, było to, że nadal miałem kaptur założony na głowie, po paru minutach usłyszałem, że ktoś wchodzi.

(TENEBRIS)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz