poniedziałek, 17 lipca 2017

Od Nataniela

Od kilku ładnych dni podróżowaliśmy tropem sporego oddziału Pani Ciemności. Tym razem mieliśmy towarzystwo, mianowicie wojowników Linde Kirisse, choć sam nie wiem po co oni nam byli. Zatrzymawszy się na jednej z avaiskich polan, zeskoczyłem z konia. Dobry Boże, jaka ulga! Nareszcie odzyskiwałem czucie w pośladkach. Przeciągnąłem się, zupełnie jak stary kocur i zaśmiałem. Znaczna część moich towarzyszy zabrała się do rozbijania obozu. Tylko po kiego? Byliśmy w środku wielkiej puszczy, z dala od cywilizacji, chronieni przed złą pogodą przez drzewa. Rozsiodłałem siwka, pakunki i ekwipunek rzucając niedbale obok grubego pnia. Tam właśnie zamierzałem spędzić noc, tylko ze dwa piętra wyżej. Ooo tak, tam nikt nie miał prawa przeszkadzać mi w spaniu. Coś czarnego czmychnęło pomiędzy nogami rosłych mężczyzn, niczym duch, by rozsiąść się na moich rzeczach. A był to kotek, ciemny niczym noc.
― Jakie słodkości!― wykrzyknąłem, rozpływając się w uroczej aurze owego zwierzaczka.
Rozłożyłem ręce, podbiegając do futrzaka, już miałem go przytulić, kiedy przeszkodził mi jakiś basowy głos.
― Odradzam tykanie! Gryzie i drapie!
― Pff... To KICIUŚ! One są słodkie, urocze i mesiaste!
Po czym bezpardonowo objąłem ramionami czarnulka... I padłem jak długi. Złapałem się za bolące czoło, wgapiając w... dziewczynę. Patrzyła się na mnie jak na debila, krzyżując ręce na piersiach. Czy ona śmiała mnie uderzyć z zaskoczenia?
― Co do kurwy nędzy?― syknąłem.― Czym ty jesteś?

⦓CELESTIA?⦔

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz