poniedziałek, 14 sierpnia 2017

Od Zdrajcy cd. Rimy

Ostatecznie Zdrajca ustąpił. Aelin pomogła jej usiąść i oprzeć się o drzewo, po czym sprawnie rozplątała opatrunki. Syknęła, widząc jak paskudnie zaczyna paprać się rana.
- Widzisz? – Białowłosa wytarła nieco ranę z ropy, po czym zawinęła ją ponownie świeżym materiałem. – W takim stanie nie możesz podróżować.
- Wystarczy zmienić opatrunek – odparła ze stoickim spokojem, dziewczyna.
- Dzisiaj mogę go zmienić, jutro, może pojutrze... ale jeśli potem nie będzie żadnej poprawy, tylko będzie jeszcze gorzej? – Ae spojrzała towarzyszce w oczy.
- Dzisiaj wystarczy. – Zdrajca była poważna. – Jutro będę się martwić o jutro. W międzyczasie wszystko może się rozwiązać w taki czy inny sposób.
- Musimy się gdzieś zatrzymać na kilka dni albo wszystko się rozwiąże w najgorszy możliwy sposób  i to już niedługo. Cały czas mówisz o poderżniętym gardle, zatem wskaż mi miejsce, które tym nie grozi. – Elfka była stanowcza i zdecydowana dojść wreszcie do jakiegoś porozumienia.
- Nie wiem czy istnieje dla mnie bezpieczne miejsce – stwierdziła czarnowłosa, bez cienia zadumy nad sensem istnienia czy swoją obecną sytuacją. Po prostu stwierdziła fakt, z którym musiała już wędrować od jakiegoś czasu. Być może od bardzo długiego czasu.
- Zawsze jest jakieś bezpieczne miejsce – odparła Ae, kończąc zawiązywać świeży opatrunek.- Właściwie, to jest jedno, w którym mogłybyśmy zaszyć się na jakiś czas, jednak nie mogę zdradzić ci jego lokalizacji. Musiałabyś mi na jakiś czas zaufać i dać się prowadzić z zawiązanymi oczyma.
Zdrajca obrzuciła dziewczynę badawczym spojrzeniem, żeby się upewnić, że nie żartuje, nie kłamie ani nie zmyśla. Nie była w stanie dostrzec nic takiego, jednak przenikanie cudzych intencji nie było jej najmocniejszą stroną. Wykonywanie rozkazów tego nie wymagało. Z drugiej strony jaki cel miałaby dziewczyna w okłamywaniu jej? W końcu i tak jest praktycznie zdana na jej łaskę i niełaskę. Z powodu głupiej bójki. Jakim skończonym idiotą trzeba być, żeby tak skończyć po tak prostym zadaniu?
- Zgoda – ostatecznie oznajmiła czarnowłosa. – Jednak ostatecznie sama ocenię, czy jest...
- Jest bezpieczne – ze znużeniem odpowiedziała białowłosa, składając czysty kawałek materiału. – Lepiej ruszać od razu. To kawałek stąd, a ty nie możesz poruszać się zbyt szybko.
Aelin założyła materiał na oczy Zdrajcy i pomogła jej stać. Nic nie widząc i czując narastającą świadomość swojego ciała i bólu, odczuwanego w boku, czarnowłosa ruszyła przed siebie, prowadzona przez jasnowłosą przewodniczkę do tego tajemniczego, bezpiecznego miejsca.

Podróż faktycznie trwała długo, choć gdyby zmierzyć dystans przebyty przez dziewczyny, to wcale nie byłby on zbyt duży. Nawet wliczając w to moment, w którym jakiś miły drwal (to musiał być miły drwal, bo kto inny?) podwiózł je kawałek na swoim wozie do wożenia drewna. Na sam koniec obie dziewczyny przecisnęły się kolejno przez jakąś dziurę i jeszcze dobrych kilka minut szły w spokojnej ciszy lasu, nim Ae wepchnęła Zdrajce do miejsca, które wydawało się przytulną, zamkniętą przestrzenią, a potem mówiąc „uwaga na stopnie” wprowadziła na wyższe piętro. Dopiero tam ściągnęła jej z oczu przepaskę i usadziła na plecionym z wikliny łóżku. 
- Gdzie jesteśmy? – Zdrajca marszcząc brwi rozejrzała się po pomieszczeniu. Wszystko tutaj wyglądało jak ręcznie robione z tego, co dostarczał las – lian, drewna, wikliny, szyszek, żołędzi i dziwacznie rozczapierzonych korzeni.
- W bezpiecznym miejscu – zapewniła Aelin. – Połóż się, muszę przemyć twoją ranę.
- Nie wygląda bezpiecznie – zauważyła czarnowłosa, a czarny kruk pojawił się w niewielkim, okrągłym okienku i zakrakał. Zdrajca znieruchomiała, po czym spojrzała na Elfkę, stojącą przed nią ze stanowczą miną.
- To jest Eske, prawda? – spytała cicho Zdrajca.
(Aelin? Pozostawiam tobie wybór czy jest, czy wywiozłaś mnie gdzieś indziej :P)

poniedziałek, 7 sierpnia 2017

Od Kyubbiego cd. Tenebris

Po jej słowach odetchnąłem z ulgą, sięgnąłem po cukier i wsypałem do filiżanki sześć łyżeczek, ów białych kryształków, wziąłem łyk herbaty. Odłożyłem filiżankę z tym naparem.
-To może mógłbym się, odwdzięczyć dziś wieczorem małym pokazem ognia? Oczywiście wszystko za twoją zgodą królowo.
Spojrzałem na nią, mimo wszystko, była tajemnicza.
-Jestem pewny, że jest pani dobra w walce.
Kobieta spojrzała, na mnie, a w jej oczach ujrzałem tajemniczy błysk.
(Tenebris?)

Od Celestii - Cd. Nataniela

  Miałam ochotę urwać chłopakowi łeb. Oczywiście, dałabym sobie radę sama, acz myślałam, że jakoś zareaguje.. A tu nic. Po prostu się położył! Spiorunowałam go wzrokiem, po czym spojrzałam w stronę, z której usłyszałam szmery.
- Olej go. Miecz na nic się zda w zaroślach, to po pierwsze. Po drugie na jego miejscu już dawno przysnąłbym z nudów. Po trzecie i ostatnie, może to któryś z miejscowych.  Czort go wi, pewnie i tak zostanie zjedzony przez mięsożerne wiewiórki-mutanty. Swoją drogą, potrafią nieźle użreć, sku.. — chciał kontynuować, ale ponownie posłałam mu wkurzone spojrzenie. Poskutkowało to jego chwilowym zamilknięciem. — Co tam? — dodał po chwili, śmiejąc się nerwowo.
  Nie siląc się nawet na odpowiedź prychnęłam i ruszyłam w stronę, z której słyszałam ten wkurwiający szmer. A nuż, może się okaże, że powinnam sprawdzić to miejsce? Tym razem nie oczekując, że olbrzym jakoś zareaguje.
   Im bliżej szmeru byłam, tym bardziej las stawał się cichszy. Nikłe światło księżyca przestawało tu docierać, a przez gęste gałęzie nade mną nie byłam w stanie dostrzec nieba. Nie przejmowałam się tym zbytnio. W końcu koci wzrok był nocą bardzo dobry! Martwiło mnie coś innego.. Mianowicie dźwięk. A raczej prawie jego brak. Wraz z każdym kolejnym krokiem coraz bardziej byłam przekonana, że nie były to szmery, a szepty.
  Coś tknęło mnie do powrotu. Zdrowy rozsądek wręcz to nakazywał. Tym razem go nie posłuchałam i dzielnie parłam przed siebie. Aż w końcu dostrzegłam tę postać.
  Stał pomiędzy drzewami, mocno zgarbiony. Wokoło niego majaczyły czarne runy, roztaczając marny blask. Przez półprzezroczystą, czarną szatę było widać ciemny szkielet, ze zbyt dużą czaszką i kolcami wystającymi z kręgosłupa. Cała flora, nieopodal której stał straciła kolor. Pojedyncze liście na moich oczach stawały się popiołem, choć panował chłód. Było to zjawisko niesamowicie mroczne, acz tak samo piękne. Chciałam tam podejść, dotknąć znaków pojawiających się w powietrzu.. Jednak moje łapy nie mogły się ruszyć. Nie mogły się przełamać, by ruszyć w stronę tego hipnotyzującego stworzenia.
  Poruszyłam dłonią, by upewnić się, że to nie jest sen.
  Moment..
  Czemu dłonią? Kiedy się przemieniłam?!
  W momencie, w którym to zauważyłam, istota odwróciła się w moją stronę. Nie był to nagły ruch, ale zdecydowanie zbyt szybki, jak na jej posturę. Przechyliła delikatnie coś, co prawdopodobnie było głową, i przestała szeptać. Wokół stworzenia przestały pojawiać się runy, przez co stało się trochę ciemniej. Przyznam, że trochę się rozczarowałam.. I w tym samym momencie wróciłam do normalnego świata. A pomogło mi w tym rzucenie się tej pierdoły wprost na mnie. Zdołała mnie jedynie chwycić za dłoń, albowiem w drugiej natychmiast pojawiła się włócznia, którą cięłam na ślepo. Bestia zacharczała głośno, zawyła, i prawdopodobnie rozpłynęła się w powietrzu.
  Oparłam się mimowolnie o broń i odetchnęłam ciężko, ścierając pot z czoła. Czyżbym się tak zmęczyła? Raczej nie.. Chwyciwszy grafitową rękojeść zauważyłam coś dziwnego. Lewa ręka, za którą chwyciło mnie to coś stała się czarna. Nie czułam bólu, a lekki dyskomfort. Zacisnęłam dłoń parokrotnie, by upewnić się, że jest sprawna i podrzuciłam włócznię, by ta po chwili rozpłynęła się w nicość.
- Przynajmniej przestało szeleścić. — pocieszyłam się i, uczepiwszy się tej myśli, wróciłam do obozu. Tym razem towarzyszył mi księżyc i cicha, świerszczowa orkiestra.

- Jeszcze nie skończyłeś warty — mruknęłam, smyrając czubkiem buta bok Olbrzyma.
 Ten tylko wymamrotał coś w odpowiedzi i przewrócił się na drugi bok. Policzywszy w myślach do siedemnastu (tak dla pewności), podparłam ręce na biodrach i raz jeszcze potarmosiłam go nogą.
- No co ty ode mnie chceeheesz — jęknął, bijąc mnie w łydę.
- Często przebywasz w tych lasach? — zapytałam, pochylając się nad blondynem. Przecież on ledwo co kontaktował..
- Za.. — tu ziewnął — zależy..
- Takie czarne, z urody podobne do ciebie. Ciemne runy się wokoło tego pojawiają, a teren wokół milknie, gdy tylko go poczuje w pobliżu. Co to jest?

[ Natanielu? Zaspokoisz ciekawość? ]

czwartek, 3 sierpnia 2017

Od Nifenye Cd. Abelarda

Jedno spojrzenie na ciało chłopaka, wywołało u mnie lawinę emocji.Tak bardzo chciałam się do niego przytulić, by poczuć czyjąś bliskość. Z drugiej strony jednak bałam się to zrobić. Moja postawa mogłaby być zbyt nachalna. W sumie gdyby bardziej się zgłębić w moje wnętrze, już tak się czułam. Każdy pewniejszy ruch, każde zbliżenie było wywołane przez moją osobę. Jednak dlaczego? Tego nie potrafiłam zrozumieć. Łzy napłynęły do moich oczu, w momencie gdy służka przyniosła ubrania, jednak w zupełności nie było to wywołane nią. W tamtym momencie przypomniała mi się chwila słabości sprzed parudziesięciu minut, gdy to nie mogłam liczyć na niczyje wsparcie.  Rzuciłam się w stronę łazienki, po drodzę zabierając przeznaczone dla mnie ubrania. Zamknęłam na klucz drzwi prywatnego pomieszczenia, by spojrzeć sobie samej prosto w oczy. Dłonie swobodnie ułożyłam na umywalce, obserwując każdy centymetr mojej twarzy.Łzy spływały po policzkach, praktycznie niezauważalne na skórze mokrej od deszczu.  Niesforne kosmki które wypadały z mojego kucyka, wyglądały dość niedbale, lecz tylko one... Czyżby to z powodu mojego wyglądu nie brał na siebie inicjatywy? Chyba tak... A może jednak to mój niespotykany charakter? Praktycznie nie przysługujący władcy. Co będziemy się oszukiwać, mógł spokojnie powiedzieć, ze jestem dla niego nie wystarczająca. Jak przystojny książę mógłby zakochać się w pospolitej wiedźmince, która ledwo co zna się na królewskich manierach. Rozpięłam koszule, odkładając ją na bok, tak samo postępując z całą mokrą garderobą. Udało mi się wysuszyć włosy by zaraz po tym zająć się delikatnym makijażem. Może nie potrafiłam tyle co moja stylistka z pałacu, jednak nie było mi to obce. Dlatego tez, podkreśliłam moje atuty. Zaakcentowałem oczy, jak i również usta - delikatnym błyszczykiem. Włosy zostawiłam rozpuszczone, drżącymi ze stresu rękami związując przednie kędziorki z tyłu. Odzież która została mi przyniesiona, ani trochę mnie nie zdziwiła. Elegancka czarna bluzka jak i biały płaszcz, idealnie komponowała się z czarnymi jeansami. Ostatnie poprawki w lustrze, odrobina pudru i byłam gotowa. Nacisnęłam klamkę, pchając dość mocno drzwi, słysząc wołanie na kolacje. Ustalam obok narzeczonego, praktycznie unikając jego wzroku, by nie rozkleić się ponownie.
- Idziemy? - zapytałam cicho, lekko drżącym głosem, by po chwili w paru krokach, znaleźć się przy wyjściu.
<Abelard?>

wtorek, 1 sierpnia 2017

Od Nataniela cd. Celestii

Od kilkunastu minut czułem na sobie wzrok osoby trzeciej, bo przecież kocica by na mnie nie spojrzała z własnej, nieprzymuszonej woli. Chyba nadal miała mi za złe nasze pierwsze spotkanie... O ile można to określić jego mianem. Walczyłem z narastającą, wręcz nienaturalną sennością, lecz powieki dosłownie same mi opadały. Zasłoniłem dłonią usta, ziewając cicho, akurat w momencie przemiany damy. Intruz najwyraźniej nie miał ochoty odejść, więc i ona w końcu musiała zdać sobie sprawę z jego obecności. I po co tyle zachodu? Przecież najpewniej udałoby mu się zbiec, tak naprawdę zebrawszy jedynie kilka śmieciowych informacji, przykładowo o naszym położeniu. Dodajmy do tego fakt ruchomego lasu, który uwielbia co jakiś czas zmieniać swój układ, skazując nieuważnych podróżnych na zgubę.  Drobnostka niewarta uwagi, naprawdę. Poza tym golemy niezbyt przepadają za demonami, śmiało ruszając do ataku przeciwko temu upierdliwemu wrogowi. Ale biorąc poprawkę na to, że większość naszej grupy jest tu po raz pierwszy w życiu... Wzruszyłem ramionami, kładąc się na trawie mokrej od rosy. Jedyne, co mogliśmy zrobić we dwójkę, to siedzieć i czekać na następny ruch naszego cichego obserwatora, liczącego na jakieś pikantne scenki dla ubogich. Nie ukrywam, że moja obojętna postawa wynikała po części z czystego lenistwa. W końcu, ludzie, już ta godzina, kiedy powinienem zwinąć się w kuleczkę i zasnąć na ulubionym drzewku! A nie latać po lesie, jak jakiś debil. Niestety kocicy chyba się to nie spodobało. Popatrzyła się na mnie, a w jej oczach zobaczyć mogłem czystą złość. Ups, kolejny minus na liście... 
— Olej go.— Zatoczyłem dłonią kółko w powietrzu, patrząc na tatuaże tak bardzo odróżniające się na tle lekko opalonej skóry.—  Miecz na nic się zda w zaroślach, to po pierwsze. Po drugie na jego miejscu już dawno przysnąłbym z nudów. Po trzecie i ostatnie- może to któryś z miejscowych.  Czort go wi, pewnie i tak zostanie zjedzony przez mięsożerne wiewiórki-mutanty. Swoją drogą... Potrafią nieźle użreć, sku...— Skuliłem się, widząc kocie patrzałki, wbijające się w mą osobę.— Co tam?— Zaśmiałem się niezręcznie.
Jeszcze tylko brakuje, by jakaś laska przetrzepała mi skórę za taką drobnostkę.

⦓CELESTIO? Cwel z niego, nie?⦔

niedziela, 30 lipca 2017

Od Abelarda cd. Nifenye

Dziwnie czułem się w towarzystwie znajomych Nifenye. Nigdy nie lubiłem przebywać u obcych mi osób, jednak jeśli było to jedyne wyjście... Powinienem mieć do niej zaufanie, zwłaszcza w takich sprawach. Przecież nie przyprowadziłaby mnie w miejsce niebezpieczne, tak je chwaląc. Pogładziłem kciukiem jej dłoń, w dotyku przypominającą czysty jedwab. Niby gest skierowany w jej stronę, lecz to moim nadszarpniętym nerwom przyniósł ukojenie. Stałem tam jak kołek, przysłuchując się rozmowie trójki. Nawet gdybym chciał- nie potrafiłbym wydusić z siebie ani słowa. Byłem skrępowany, jak więzień wojenny, a jednocześnie dano mi swobodę, niczym dzikiemu zwierzęciu. Sam zaś wybrałem drogę pomiędzy tamtymi dwoma, jaką było słuchanie i próby opanowania się. Oto chłop wielki jak dąb czuł lęk przed poznaniem nowych osób, czy choćby wymienieniem z nimi kilku zdań. Dyplomacja nie należała do moich mocnych stron, wolałem posługiwać się orężem- łatwiej, wygodniej... Gdy dziewczyna stwierdziła, że czas wejść do środka, podążyłem za nią niczym cień. Przy tym musiałem się schylić, by nie uderzyć głową o futrynę. Dlaczego ludzie w Lao musieli charakteryzować się tak niskim wzrostem? Przy nich przeciętny wojownik metr osiemdziesiąt z Dest byłby wręcz gigantem, a co dopiero ja. Wędrówka zakończyła się w sypialni gościnnej. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu nie znalazłem tu osobnych łóżek, a jedno przeznaczone dla dwóch osób. I drzwi prowadzące do małej łazienki.
— Rozgośćcie się. Viria przyniesie wam suche ubrania. Kolacja za pół godziny!— Pani domu zasypała nas informacjami. Na wzmiankę o jedzeniu, zaburczało mi w brzuchu.— Musicie być wycieńczeni...
Pokiwałem głową, jakoby na potwierdzenie jej słów.
— Podróż potrafi wykończyć największego chojraka.— Zaśmiałem się cicho i podszedłem do pani domu.— Madame, dziękuję za gościnę. Jestem twym dłużnikiem, więc w razie potrzeby, proszę zwrócić się do mnie. Pospieszę z pomocą, jakom Abelard II Reuwel Ezero.— Ukłoniłem się nisko, jak nakazywał kodeks królewski mego kraju.
Niestety nadal ociekałem wodą, co musiało zostać zauważone. Kobieta obdarzyła mnie ciepłym spojrzeniem i opuściła pokój, zamykając za sobą drzwi. Zostałem sam na sam z moją narzeczoną. Chwyciłem jeden z ręczników, narzucając go na ramiona mojej wybranki. Ostatnim czego bym chciał, fakt rozchorowania się tylko i wyłącznie z mojego powodu. Sam bez krępacji zrzuciłem górną partię ciuchów, przejeżdżając ręcznikiem po mokrej skórze.

⦓NIFENYE?⦔

sobota, 29 lipca 2017

Od Tenebris cd. Kyubbiego

Dzisiejszy dzień zaliczał się do tych upalnych, a jednocześnie idealnych do spędzenia wolnej chwili pod osłoną altany. Prawdę mówiąc obecność kitsune wykorzystałam jako pretekst, by odpocząć od królewskiego życia. Wsypałam do herbaty łyżeczkę cukru białego jak śnieg, mieszając napar. Przy tym bacznie przyglądałam się mojemu gościowi, nie pozwalając uciec myślom o domniemanym udziale w kradzieży. Wiele elementów tej układanki nie pasowało do siebie, choćby człowiek chciał wcisnąć je siłą na dane miejsce. Od lat nadnaturalni nie zapuszczali się w te rejony, skutecznie odstraszani przez miejscową ludność, a także sąsiada wrogo nastawionego do reszty świata- elfy zwane potocznie mrocznymi. W każdej chwili mogłam spodziewać się ataku z ich strony...
— Przepraszam, że przeszkodziłem w codziennych pracach.
Zamrugałam gwałtownie, wyrwana ze świata myśli. Zdecydowanie miałam zbyt dużo na głowie, skoro odpływałam nawet w takich okolicznościach. 
— Słucham?— mruknęłam, nieco zakłopotana.
— Przepraszam, że przeszkodziłem w codziennych pracach.
Machnęłam niedbale dłonią, bagatelizując jego przeprosiny. Doprawdy, na takie drobnostki nie powinno się zwracać uwagi. 
— W niczym nie przeszkodziłeś. Wręcz jest mi to na rękę.— Uśmiechnęłam się.— Rzadko kiedy mam przyjemność spędzać czas z kimś innym, niż delegaci lub bratanice. To miła odmiana. Och... Zapomniałabym. Od tej chwili, aż do rozwikłania zagadki tajemniczego złodzieja, traktuję cię jak gościa. Nie musisz się tak stresować.

⦓KYUBBI?⦔

Od Victorii

Pogoda była wręcz wyśmienita jak na lato przystało. Wylegiwałam się spokojnie na plaży, spoglądając na przypływające do pobliskiego portu statki. Wtem wzięła mnie ochota na zwiedzanie okolic Xa. Akurat w tymże mieście odbywał się festiwal kulturowy, zatem za cel obrałam właśnie to miejsce. Wędrowałam między kolorowymi straganami i sklepikami z najrozmaitszymi pamiątkami. Z nudów udałam się do niewielkiej kafejki na obrzeżach festiwalu. Usiadłam przy stoliku i .. zauważyłam iż w pobliżu kręci się Eta. Po chwili usiadła obok mnie i zaczęłyśmy prowadzić dyskusję przy kawie i ciasteczkach. W porównaniu to co się działo w ostatnim czasie, mogło by się to wydawać śmieszne, wręcz absurdalne. A jednak. Po dłuższej pogawędce udałam się na dalsze zwiedzanie. Szybko wpadłam na człowieka, którego kiedyś już chyba spotkałam, jednakże nie mogłam sobie przypomnieć kiedy, gdzie i kto to był.
- Przepraszam panią. - odezwał się męski głos.
- Nic nie szkodzi. - odparłam.

<Ktoś?>

Od Celestii - Cd. Nataniela

   Przepchnąwszy się między członkami Linde Kirisse w końcu dostrzegłam znajomy, postrzępiony tobołek. Jednak jego właściciel gdzieś zaginął. Burknąwszy parę nieprzychylnych słów na temat mężczyzny, przycupnęłam przy jego rzeczach, spokojnie czekając. Wypadało zdać raport chociaż zastępcy, skoro dowódca nie raczył poczekać z alkoholem. 
   Ledwo, ledwo udało mi się nie zasnąć. Można by wręcz rzec, że nawet drzemałam. Ocknęłam się słysząc czyjeś ciężkie kroki. Barczysty mężczyzna, grubo po trzydziestce, wrzucił kolejne zawiniątko do zbiorowiska, o mały włos nie uderzając nim mnie.
- O, Celes.. Nie zauważyłem cię.. 
- Któż by się spodziewał.. — burknęłam, acz po chwili przeszłam do rzeczy. - Około piętnastu kilometrów od nas. Nie zauważyłam nikogo na warcie.
- Jesteś pewna, że to nie porzuco.. — zaczął, jednak nie dałam mu dokończyć.
- Ognisko jeszcze się tliło. Gdyby był porzucony, ujrzałabym ich między drzewami. W końcu, nietrudno ich nie zauważyć — wyjaśniłam — Zdałabym raport dowódcy, ale wątpię, by coś z tego zrozumiał.
   Mężczyzna przytaknął i wbił spojrzenie w płomienie. Rozejrzał się jeszcze po miejscu, w którym rozbiliśmy obóz oraz po twarzach członków gildii.
- Idź na pierwszą wartę — rozkazał, nawet nie racząc mnie spojrzeniem.
- Przecież dopiero co wróciłam!
- Z tego, co widzę, jesteś najmniej zmęczona. Poza tym, zawsze możesz sprawdzić skąd dobiega jakiś hałas. Oni są ledwo żywi. 
   Przewróciłam oczami i, nie chcąc się sprzeczać, ruszyłam do wyznaczonego miejsca. Oparłam się o okazałą kłodę, leżącą parę kroków od ogniska i przymknęłam oczy, by zmysł słuchu lepiej reagował. Chwilę później usłyszałam kroki. Dochodziły jednak ze strony, której nie musiałam nawet sprawdzać.
- To żart, prawda? Mam ja mieć z tobą posterunek? 
   Odwróciłam się powoli, skądś kojarząc głos. Ujrzawszy tego.. Tego zwyrola zdecydowałam się jedynie na westchnięcie.
- Jak widzisz, obydwoje nie mamy wyboru. — warknęłam, zaplatając ręce na piersi.
   Jasnowłosy burknął coś pod nosem, choć wolałam nie dociekać co to było. Wolałam się przy nim nie zmieniać w zwierzę, jeszcze znów by mnie zmacał.. Bo przecież to jest takie oczywiste, żeby ktoś przytaszczył kota do środka lasu! Chyba, że.. Hm, krowa byłaby dobrym wyjściem. Zastanowię się jeszcze nad tym.
    Warta trwała zdecydowanie zbyt długo. Choć, może tylko mi się wydawało.. W końcu, gdy nie ma się żadnego zajęcia, poza wpatrywaniem się w drzewa lub niebo, czas płynie nieubłaganie powoli. Po pewnym czasie noc zaczęła być chłodniejsza. Przybliżyłam się więc do ogniska, opuszczając swoje zagrzane miejsce przy kłodzie. W tym samym momencie usłyszałam podejrzany szmer. Wiedziałam, że mi się nie wydawało, gdyż mój towarzysz nagle się poruszył. Zmieniłam się więc w kota, ignorując to, co stało się wcześniej i wlepiłam wzrok między drzewa. Ktoś się tam chował. Obserwował nas. I zdecydowanie nie był z żadnej z dwóch gildii. Wydało mi się, że Olbrzym również go zauważył. 

[ Nathaniel? ]

wtorek, 25 lipca 2017

Od Nataniela cd. Celestii

Dlatego właśnie nie lubiłem wyruszać na wyprawę z nieznanymi mi osobami. Zawsze kończyło się jakąś niespodzianką i niemiłą wpadką. Zwłaszcza przy takim czymś jak Linde Kirisse, czy tych od władania czasem. Po nich można się wszystkiego spodziewać, nawet przemiany z kociaka w dziewczynę ze sporą siłą. Jak rasowy debil patrzyłem się na jej osobę znikającą w tłumie osiłków wszelakiej maści. Pff... A niech się obraża i se idzie. Przecież zmacałem ją nieświadomie... Nie moja wina, że mam słabość do małych zwierzątek! Tylko od dnia dzisiejszego chyba powinienem bardziej uważać, w końcu znów mogę trafić na grymaśną zmiennokształtną albo, co gorsza, napalonego geja potrafiącego przemieniać się w szczeniaczka! Wtedy to dopiero byłby dramat. Siedziałem tak, układając najgorsze scenariusze związane z personami posiadającymi tamtą diabelską umiejętność, kompletnie tracąc poczucie czasu. Trwałoby to do zapadnięcia kompletnego zmroku, gdyby nie siwiejący już mężczyzna, mający na ustach ten swój wieczny uśmieszek ojczulka całego świata. W tym mojego przybranego papę, który nigdy nie pozwolił mi na zapomnienie o rodzicach. Za jego plecami stroszyły się ciemne pióra pokaźnych rozmiarów, wielkie, złote oczy wpatrywały się we mnie. Więc przybył spóźniony dowódca wraz z moim zwierzaczkiem. Wujek Pavlo wyciągnął swoją masywną rękę w moją stronę, co skwitowałem wybuchem śmiechu.
— Nieładnie tak śmiać się z oferty pomocy, Natanielu.— Pokręcił głową, jednak widziałem, jak powstrzymywał się od dołączenia do chichotania.— Wstawaj. Brakuje nam tylko wojownika z wilkiem w dupie do kompletu.
Wspierając się dłońmi, wykonałem jego rozkaz, ukryty pod warstwą drwiącego poczucia humoru, na koniec ostentacyjnie otrzepując swe szlachetne cztery litery. Odpłacę się jej za tę zniewagę, przysięgam! Shadow tym czasem chyba się znudził, oddalając się pod moje drzewko. Wielka bestia, doprawdy. Pomyśleć, że przy swoich rodakach wyglądał jak niziołek. Dopiero po doprowadzeniu się do porządku, przywitałem się ze staruszkiem jak należało- iście niedźwiedzim przytuleniem.
— Nie ciesz się tak, masz nocną wartę, leniu— mruknął mi do ucha, zadowolony.
Stanąłem na baczność, kłaniając się lekko.
— Tak jest, dowódco!
— Oddalić się na posterunek, rycerzu!
Udawana sztywna postawa, wręcz wymuszona przez należenie do jednej gildii i obejmowanie różnych stanowisk. Cóż... Może gdyby tato... Pokręciłem głową, wykrzywiając twarz w wesołym grymasie. Udałem się w stronę ogniska nieco oddalonego od głównej części obozu. Mój towarzysz już czuwał, wygrzewając się przy ogniu. Zaraz, zaraz...
— To żart, prawda? Mam się ja mieć z tobą posterunek?
Ciemnowłosa odwróciła się w moją stronę.

⦓CELESTIA?⦔

niedziela, 23 lipca 2017

Od Nifenye Cd. Abelarda

Jego dotyk, spokojny ton i bijące od ciała ciepło, działały na mnie kojąco. W jednej chwili cały smutek odleciał w kąt, zastąpiony radością spowodowaną przez jedną osobę. Tylko on potrafił tak bardzo zmienić moje nastawienie, jednym gestem. Może i nie znaliśmy się długo, Abelard jednak zawładnął moim sercem, jak nikt inny przedtem.  Wypowiedziane przez niego słowa przysięgi, rozlały w moim sercu, nigdy wcześniej nieznane ciepło. Teraz już wiedziałam, że mogę zaufać mu bezgranicznie. Byłam pewna, że w jego ramionach będę bezpieczna. Pozwoliłam sobie wrócić na chwilę, do momentu gdy jego usta, powolnie wpijały się w moje wargi. Tak bardzo zachłannie, a jednak tak delikatnie. Dotknęłam opuszkami palców miejsce które zostało zawładnięte, przez pełen uczuć pocałunek. Chciałabym do tego wrócić, jednak teraz musieliśmy dostać się do środka. Zaśmiałam się cicho, zerkając na dwa rumaki stojące koło siebie. Tak podobne a jednak, tak inne.
- Jewelard, pod wiatę ale to migusiem - ogier posłusznie ruszył w stronę niedalekiej stajni, jednak drugi stał niewzruszony - Chief jak będziesz się pilnował Jewa, osobiście dam ci jabłka.
Kary, rzucił się galopem za Siwkiem, doganiając go w parę sekund. Znajdując się pod drzwiami, puknęłam w nie parę razy. Wtuliła się mocniej w tors chłopaka, uważnie przyglądając się wrotom. W pewnym momencie, stanęła w nich para młodzieńców. Rudowłosa dziewczyna, rzuciła się na moją szyję, mocno się do mnie przytulając. Objęłam ją mocno, kątem oka obserwując narzeczonego i uśmiechając się do niego szczerze. Tęskniłam za nią, za latami młodości i wspólnymi wybrykami. Jej mąż stał obok, uśmiechając się szeroko .Po paru sekundach Alice się ode mnie odsunęła, pokazując ręką na jasnowłosego.
- A cóż to za młodzieniec kochana? - szepnęła.
Złapałam Abelarda za dłoń, szczerząc się do przyjaciółki.
- Chętnie ci wytłumaczę, tylko może nie będziemy tak się poznawać w progu prawda? - Zaśmiałam się.
- Czujcie się jak u siebie - rzekł niewysoki mężczyzna, zapraszając nas do środka.
<Abelard?>

czwartek, 20 lipca 2017

Od Abelarda cd. Nifenye

Kolejna z nieznanych mi posiadłości, przez które dostawałem dreszczy. Nie wiem dlaczego, ale wzbudziła ona we mnie lęk. I to nie ten pozytywny, gdy wraz z przyjaciółmi wymieniałem się przeróżnymi strasznymi opowiastkami, lecz ten drugi- będący ostatnią prostą do posmakowania strachu. Do tego doszło jeszcze zachowanie mojej towarzyszki, która przez cały czas zdawała się przebywać w miejscu oddalonym o lata drogi od chwili obecnej. Zupełnie jakby ukrywała przede mną coś wprost przerażającego. Coś, o czym nigdy nie powinienem się dowiedzieć. Tylko dlaczego? Może przez to, że nasza znajomość trwa tak krótko, a jednak wiele już się pomiędzy nami wydarzyło. Obdarzyłem ją zaufaniem już na samym początku, idąc za nią w lesie, poprzez wyruszenie we wspólną podróż, aż po ukazanie swego drugiego oblicza. Jeszcze kilka minut temu, jadąc za nią, słyszałem cichutkie pociąganie nosem, jednak nie miałem na tyle odwagi, by podjechać do niej i pomóc. Zachowałem się jak tchórz, bojąc się odrzucenia. Więc, gdy złapała mnie za dłoń, odrzuciłem ją. Tak po prostu, jak największa szumowina. A jednak zamiast tego, objąłem ją ręką w talii, przybliżając do siebie. Pragnąłem znów poczuć ciepło bijące od Nifenye, ten słodki zapach przywodzący mi na myśl dom. Poruszyłem kciukiem, gładząc poły jej odzienia, delikatnie łaskocząc skórę pomiędzy tę kilkumilimetrową barierę. Chyba nie powinna być na mnie zła za tak śmiały czyn, wszak oficjalnie byliśmy narzeczonymi, osobami, które miały razem spędzić resztę życia.
— Wiesz, mógłbym spać nawet na gołej ziemi.— Zaśmiałem się pod nosem, dostosowując tempo chodu do jasnowłosej.— Ale najważniejsze, by tobie było maksymalnie wygodnie. Postaram się, byś zawsze czuła się bezpiecznie, nieważne, ile by mnie to kosztowało. Przysięgam na honor mego rodu, Jasnowłosa Nimfo. A tak poza tym... To jestem potwornie głodny. Zjadłbym konia z kopytami. Znaczy... Bez obrazy, chłopcy!— Odwróciłem głowę, by spojrzeć na dwa rumaki ociekające deszczówką. Jak zmokłe psy.

⦓NIFENYE?⦔

środa, 19 lipca 2017

Od Kyubbiego cd. Tenebris

- Więc, młody kitsune, chętny na herbatkę?
Spytała królowa po zniknięciu czarnego..... psa?
- Nie wypada odmówić, władcy kraju.
Odparłem, po czym wstałem z ziemi i się ukłoniłem, mimo że jestem dzieckiem, potrafię się zachować mniej więcej przy władcy. Ruszyłem za królową, wyszliśmy z sali tronowej, przeszliśmy przez korytarz, by następnie zejść na dół i trafić do ogrodu. Ogród jest przepiękny, dużo w nim rozmaitych kwiatów i ogólnie roślin. Doszliśmy do jakiejś altanki, znajdowało się tam parę krzeseł i stolik. Tenberis usiadła na jednym z nich, tak samo ja. Po chwili ktoś przyniósł wszystko, co potrzebne jest do herbaty, gdy ów napój się zaparza. Owa herbata miała przyjemny smaczny zapach, wziąłem łyk, tego napoju, był bardzo smaczny, ale nie rokoszowałem się nim długo. Martwiłem się o mój teraźniejszy stan, wiedziałem, że jeśli nie znajdzie się złodziej, mogę zostać oskarżony o okłamanie władzy. Zaciskałem dłonie, by następnie wziąć oddech, by się uspokoić, zauważyłem, że czarnowłosa mnie obserwowała, tak samo, jak straż, która co jakiś czas przechodziła po korytarzach.
-Przepraszam, że przeszkodziłem w codziennych pracach.
Wypaliłem, tym samym przerywając ciszę przy stoliku.

( Tenberis)

wtorek, 18 lipca 2017

Od Celestii - Cd. Nataniela

  Koty były szybkie. I zwinne. Dlatego w tej postaci wybrałam się na zwiady. Bez trudu złapałam trop oddziału, za którym podążaliśmy i ruszyłam po leśnym runie. Kochałam tę postać również za to, że potrafiła się bezszelestnie poruszać i doskonale widziała w ciemności. 
  Ich obóz znajdował się paręnaście kilometrów od miejsca, w którym mieliśmy rozbić nasz. Wdrapałam się na drzewo, po czym skuliłam się w szerszej części gałęzi, na której się usadowiłam. Kilka prowizorycznych domków zostało rozłożonych na planie półkola, a w centralnym punkcie rozpalono ognisko. Najwidoczniej spali, gdyż płomieni już nie było widać. Jedynie drewno jarzyło się delikatnym blaskiem. Przyjrzałam się dokładniej obozowi. Zdziwiło mnie to, że nikt nie stoi na warcie. Chyba, że czai się gdzieś za którymś z liścianych domków. 
Nic tu po mnie.. - pomyślałam i zerknęłam w dół.
Odległość nie była jakaś specjalnie wielka, więc po prostu skoczyłam. Oczywiście, jako kot, wylądowałam na 4 łapach. Boru, jak ja kocham tę postać..
   Jakiś czas później odnalazłam nasz obóz. Wokół namiotu mojego przełożonego była masa butelek. Przewróciłam oczami i stwierdziłam, że przekażę mu wieści rano. W końcu, będąc pijanym, zapomniałby ich po dwóch minutach. Za to reszta mojej gildii, która zdecydowała się na wyruszenie z Linde Kala, odpowiedzialnie nie piła alkoholu. A przynajmniej tak wyglądali. 
  Rozejrzawszy się po otoczeniu zauważyłam parę tobołków, zostawionych bez opieki. Zwinnie przemknęłam między stopami mężczyzn, by zająć miejsce na czyiś rzeczach. Wydawało mi się, że należą do jednego z moich znajomych
- Jakie słodkości! - usłyszałam nagle, niewiadomo skąd. Mój wzrok padł na olbrzyma, który zmie.. Chwila, to nie olbrzym! Ale tak czy siak zmierzał w moją stronę.
- Odradzam tykanie - odezwał się jeden z mojej gildii, niby ostrzegawczym tonem. - Gryzie i drapie!
- Pff, to kiciuś! One są słodkie, urocze i mesiaste! - zawołał jasnowłosy chłopak. Co oznaczało to ostatnie słowo? Czy on mnie właśnie obraził?
  Nie zdążyłam się jednak zastanowić, albowiem zbliżył się na niebezpieczną odległość. Odruchowo się cofnęłam i zmieniłam formę, żeby wyprowadzić go z błędu. Zdążyłam go jeszcze palnąć przegubem w czoło, nim wylądował na ziemi. Ze skrzyżowanymi na piersiach rękoma patrzyłam, jak powoli się z niej podnosi.
- Co do kurwy nędzy? Czym ty jesteś? - syknął.
- Czy to pytanie retoryczne? - warknęłam i zmierzyłam wzrokiem blondyna, póki mogłam patrzeć na niego z góry.
- Czemu ma być niby retoryczne? - tym razem to on na mnie warknął.
- Zależy od humoru, czym jestem. Więc nie mogę dać ci jednoznacznej odpowiedzi. - ucięłam i ruszyłam w stronę grupki z Kirisse. Od razu tak zmacać na dzień dobry! No bezczelność!


[ Nataniel? ]

Od Nifenye Cd. Abelarda

Skupiłam się, nad odgłosem uderzających o grunt kopyt. Z jednej strony marzyłam o tym by ktoś mnie przytulił, z drugiej bycie samotnym nadal tkwiło w moich żyłach. Zbyt długo nie czułam czyjeś bliskiej obecności, by prosić o chwilę czułości. Zwłaszcza by prosić o to mego narzeczonego, nie chciałam zadręczać go sprawami, które już dawno powinny zostać wypchnięte z mojej pamięci. Dotknęłam delikatnie policzek, pozbywając się z niego kolejnych łez. Te jednak w pewnym momencie zostały zastąpione przez deszcz. Popuściłam wodze, pozwalając ogierowi na nabranie prędkości. Od celu dzieliła nas jedna noc, która będziemy musieli spędzić u pewnej dobrze znanej mi rodziny. Czułam jak zimno przeszywało mnie na wylot, połączone z chłodnym deszczem, dawało bardziej poczucie jesieni, niż lata.  Raz po raz, zerkałam czy aby Abelard nie został w tyle, by w pewnym momencie zeskoczyć z konia, przed niewielką furtką. W głębi błagałam, by młode małżeństwo było w środku. Kątem oka widziałam stojącego obok mnie młodzieńca, przyglądającego się uważnie domostwu. Domek był nie duży, jednak bardzo zadbany, tak jak cały ogród. Był zbudowany z czerwonej cegły, obrośnięty częściowo bluszczem.  Bywałam tutaj bardzo często w wieku nastoletnim, gdyż mieszkała tutaj moja przyjaciółka.
- Nasz dzisiejszy nocleg - szepnęłam cicho - a raczej schron.
Starałam się nie stać do niego twarzą w twarz, by nie widział stanu w jakim były moje oczy. Wziąłby mnie jeszcze za jakaś niestabilną histeryczkę. Pchnęłam delikatnie drewniane drzwiczki wchodząc na teren państwa Amenstiff. Nie wiem jednak czemu, bezwarunkowo chwyciłam ciemnowłosego za dłoń, starając się do niego minimalnie zbliżyć. Może... potrzebowałam jego obecności bardziej niż kiedykolwiek. Z czasem czułam do niego coś więcej, chowając to na razie głęboko w sercu. Bałam się... Że nie odwzajemnia mego uczucia.
<Abelard?>

poniedziałek, 17 lipca 2017

Od Nataniela

Od kilku ładnych dni podróżowaliśmy tropem sporego oddziału Pani Ciemności. Tym razem mieliśmy towarzystwo, mianowicie wojowników Linde Kirisse, choć sam nie wiem po co oni nam byli. Zatrzymawszy się na jednej z avaiskich polan, zeskoczyłem z konia. Dobry Boże, jaka ulga! Nareszcie odzyskiwałem czucie w pośladkach. Przeciągnąłem się, zupełnie jak stary kocur i zaśmiałem. Znaczna część moich towarzyszy zabrała się do rozbijania obozu. Tylko po kiego? Byliśmy w środku wielkiej puszczy, z dala od cywilizacji, chronieni przed złą pogodą przez drzewa. Rozsiodłałem siwka, pakunki i ekwipunek rzucając niedbale obok grubego pnia. Tam właśnie zamierzałem spędzić noc, tylko ze dwa piętra wyżej. Ooo tak, tam nikt nie miał prawa przeszkadzać mi w spaniu. Coś czarnego czmychnęło pomiędzy nogami rosłych mężczyzn, niczym duch, by rozsiąść się na moich rzeczach. A był to kotek, ciemny niczym noc.
― Jakie słodkości!― wykrzyknąłem, rozpływając się w uroczej aurze owego zwierzaczka.
Rozłożyłem ręce, podbiegając do futrzaka, już miałem go przytulić, kiedy przeszkodził mi jakiś basowy głos.
― Odradzam tykanie! Gryzie i drapie!
― Pff... To KICIUŚ! One są słodkie, urocze i mesiaste!
Po czym bezpardonowo objąłem ramionami czarnulka... I padłem jak długi. Złapałem się za bolące czoło, wgapiając w... dziewczynę. Patrzyła się na mnie jak na debila, krzyżując ręce na piersiach. Czy ona śmiała mnie uderzyć z zaskoczenia?
― Co do kurwy nędzy?― syknąłem.― Czym ty jesteś?

⦓CELESTIA?⦔

Od Tenebris cd. Kyubbiego

Uważnie obserwowałam każdy, nawet najdrobniejszy ruch mojego rozmówcy. Wydawał się zagubiony w tym surowym miejscu, a jednak mówił nader swobodnie. Brak myśli o konsekwencjach- oto magia dzieciństwa. Kiwnięciem głowy kończyłam każdą z wypowiedzi młodego kitsune. Nigdy nie lubiłam „bawić się” w przesłuchania, bowiem i tak zazwyczaj większość z podawanych informacji okazywała się fałszywa. Jednak w tym kraju płaciło się za kłamstwa. Westchnęłam cicho, słysząc dość chaotyczny opis wyglądu domniemanego złodziejaszka. Nagle zamkowe mury zaczęły mnie przytłaczać, wręcz dusić. Może to przez gorąc dnia połączony z chłodem sali tronowej.
― Może byłbyś chętny do towarzyszenia mi w ogrodzie różanym? Wolna przestrzeń na pewno ułatwi nam rozmowę, młody kitsune.― Wykrzywiłam usta w przyjaznym uśmiechu, a przynajmniej taki powinien być. Następnie zwróciłam się do mego wiernego psa.― Iaev, odszukaj osoby o wyglądzie podanym przez naszego drogiego gościa. Lub przynajmniej podobne. Unieszkodliw w razie, gdyby podejrzani stawiali opór.
Stwór wyłonił się z mroku korytarza, łypiąc na lisa. Ukłonił się z niewyobrażalną gracją, by zaraz potem zniknąć. Moje najświetniejsze zwierzątko. Uległe i wierne.
― Więc, młody kitsune, chętny na herbatkę?

⦓KYUBBI?⦔

sobota, 15 lipca 2017

Walka o wolność [...]

„Walka o wolność, gdy raz się zaczyna,
Z ojca krwią spada dziedzictwem na syna,
Sto razy wrogów zachwiana potęgą,
Skończy zwycięstwem.”
George Byron

AUTOR OBRAZU: crow-god

---------------------------------------------------------------------------------
NATANIEL ALMA CHIMERO
18 LAT◈AVAYA◈MIESZANIEC◈KAWALERBVB◈206 CM◈90 KG
---------------------------------------------------------------------------------

ROZWIŃ﴿

czwartek, 13 lipca 2017

Od Rimy - Cd. Xarthawls'a

  Przechyliłam lekko głowę, by dokładniej przyjrzeć się siedzącemu naprzeciw mnie mężczyźnie. Był podobny do mnie, zarówno dosłownie, jak i w przenośni. Jego włosy miały śnieżnobiały kolor, a wystawały z nich spiczaste uszy i różki. 
- Nie wyglądasz na elfa – stwierdziłam, opierając się o fotel. 
- Nie jesteś pierwszą osobą, która mi to mówi. I z pewnością nie ostatnią – przyznał. Skwitowałam to lekkim uśmiechem.
- Nie mogłabym pomagać ludziom, gdybym została w rodzimej miejscowości. Ogólnie, zamieszkuję Veę, ale często decyduję się na podróże – wyjaśniłam i zerknęłam przez okno. – Wiesz, w ten sposób mogę być tam, gdzie najbardziej potrzebują pomocy. Głównie w miejscach, przez które przeszedł jakiś kataklizm.
- Więc.. Co tutaj robisz?
 I to było dobre pytanie. Nie dostałam rozkazu przybycia tu, a sama zaproponowałam to mojej przełożonej. Kobieta oczywiście się zgodziła. Nie potrzebowała kolejnej osoby, która jedynie plątałaby się jej pod nogami.
- Wydaje mi się.. Wydaje mi się, że to przeznaczenie mnie tu przyprowadziło – odpowiedziałam cicho. – Czułam, że może wydarzyć się tu coś złego.
 Po wypowiedzeniu tych słów posłałam znaczące spojrzenie ku izbie, w której teraz leżała Asiria.
- Czyli ta chatka nie należy do ciebie?
- Nie. Jej właścicielka pozwoliła mi w niej zostać w zamian za wyleczenie jej córki. Można powiedzieć, że zapewniła mi wikt i opierunek. A was co tu sprowadza? – zapytałam po chwili, wlepiając wzrok w jasne oczy rozmówcy.
- To.. Yhm.. Dość skomplikowane.. – mruknął i zaśmiał się nerwowo. 
- Mamy dużo czasu, nim się obudzą. Możesz więc wszystko wyjaśnić tak, by nie było skomplikowane – wzruszyłam ramionami i zastukałam palcami w opróżniony do połowy kubek. – W razie czego dorobię nam herbaty.
 Uśmiechnęłam się pokrzepiająco, widząc niepewną minę mężczyzny.
- Zresztą, ja podzieliłam się z tobą skrawkiem mojej historii. Więc.. Może odwdzięczysz mi się tym samym, nieznajomy?

[ Xarthawls? Długość nie powala, wiem :P ]

Od Kyubbiego cd. Tenebris

Nie powiem, że nie, ale królowa tego kraju jest bardzo ładna, ale czemu zawsze myślą, że każda osoba musi kłamać.
-Wybacz wasza wysokość, ale nie chciałem ryzykować, takim ruchem oberwanie z ostrza twoich podanych. Nazywam się Kyubbi Blodder, pochodzę z Lao. Przybyłem dziś rano do twojego królestwa i tego miasta, wiem, że mi nie uwierzysz, bo wiele razy to już królowa słyszała... ale ja niczego nie ukradłem. Jadłem akurat na murku świeżo kupione pieczywo i gdy z niego zeszedłem, usłyszałem, jak kogoś wołają, by się zatrzymał. Chwile później ktoś na mnie wpadł i zgubił jaki worek i pobiegł, zanim się podniosłem, zostałem skrępowany przez tych tutaj ludzi.
Królowa spojrzała na mnie podejrzanym wzrokiem.
- Zdążyłeś coś zauważyć?
-No nie za bardzo, bo postać miała naciągnięty kaptur i maskę, ale miała błękitne włosy i pomarańczowe oczy, a wzrost to o głowę niższy, od tego tu rycerza.
Królowa bacznie mi się przypatrywała.
(Tenberis)

środa, 12 lipca 2017

Od Xarthawls - cd Rimy

W pokoju dało się czuć napięcie towarzyszące nieznośnemu oczekiwaniu, dziewczyna szamotała się między oboma pokojami niosąc fiolki i miseczki, z jednej izby do drugiej. Na końcu nas jeszcze wyprosiła, co ani trochę nie rozluźniło uczucia które odczuwaliśmy. Dała mi jednak trochę czasu na analizę sytuacji, dom w którym się znajdujemy mimo lichego wyglądu jest porządnie zbudowany, kamienie ułożone na sobie niemal z chirurgiczną precyzją, wzmacniane dębowymi kolumnami, całość pokryta słomianymi snopami. Skromnie acz przytulnie urządzone wnętrze wiele mówi o osobach które z niego korzystają, białowłosa natomiast mile mnie zaskoczyła swoją natychmiastową reakcją, widać, że kobieta ma doświadczenie, nie mówiąc już o nieprzeciętnej urodzie. Jedyne czego nie byłe w stanie usłyszeć to słów które wypowiadała do ucha swojej pacjentki, jednak z postawy można było wywnioskować, że nie jest pierwszy raz w jej rękach. Na prawdę, intrygujące.
Nagle drzwi się otworzył, stała w nich nasza gospodyni z wyrazem ulgi na twarzy.
- Więc..- zaczęła cicho - skoro sytuacja jest w miarę opanowana.. Jestem Aelina i proponuję wam herbatę na uspokojenie.
Uśmiechnęła się nieznacznie i odgarnęła włosy.
- Chętnie się poczęstuję - odwróciłem się w stronę Victorii
Zasnęła szybciej niż bym się spodziewał, zaklęcie teleportacji musi być wyczerpujące. Wyszedłem cicho i zamknąłem drzwi, białowłosa w tym czasie ustawiała zrzucone wcześniej rzeczy na swoje miejsce, następnie wzięła leżący na kominku czajnik i zalała dwie szklanki wypełnione zmielonymi liśćmi herbaty. Usiadła na na obszernym fotelu i ujęła pierwszy z kubków w swe drobne dłonie, drugi położyła na stole i wskazała krzesło na którym mogłem usiąść. Wziąłem parujący napar i pociągnąłem łyk, napój był przyjemny w smaku lekko słodkawy z nutą tymianku. Spojrzałem na Aelin, teraz mogłem dojrzeć szpicate uszy schowane pod białymi włosami.
- Jesteś elfem? - spytałem - Z tego co pamiętam nie oddalają się zbytnio od swojej społeczności, stąd drugie pytanie. Co tu robisz?
Dziewczyna wydawała mi się nieco zmieszana.
- Spokojnie, napij się herbaty, rozluźnij się i wtedy możesz mi odpowiedzieć - rzekłem zdejmując kaptur - zresztą chyba nie odmówisz współplemieńcowi.

[Rima?]

Ten, któremu starczy odwagi i wytrwałości..

...by przez całe życie wpatrywać się w mrok, pierwszy dojrzy w nim przebłysk światła.

elentimcora@gmail.com


Celestia Marcelina Ludenberg z rodu Galathynius 
16 zim ✠ Kobieta ✠ Zwiadowca ✠ Linde Kirisse ✠ Opierzona ✠ Głos



ROZWIŃ ﴿

wtorek, 11 lipca 2017

Od Tenebris cd. Kyubbiego

Zamachnęłam się, by wymierzyć ostatni z ciosów mojemu przeciwnikowi. Jednak jak zawsze ktoś musiał mi w tym przeszkodzić. Masywne drzwi sali treningowej otworzyły się z cichym jękiem, ukazał się w nich jeden ze strażników stolicy. Znów ktoś postanowił zamanifestować swą lichą odwagę w najgłupszy z możliwych sposobów- dokonując kradzieży. Opuściłam miecz, obdarzając krępego mężczyznę niezadowolonym spojrzeniem. Kradzież... Ech... Ani chwili spokoju. Włożyłam oręż do pochwy, bez słowa wkraczając na ciemny korytarz. Przyjemny chłód muskał odsłonięte ramiona, twarz zarumienioną od wysiłku, koił nerwy. Nagle, zupełnie jak spod ziemi, wynurzył się potwór o ludzkich kształtach, pokornie podążając za mną. Iaev- szczwana bestia, wiedząca, jak się zachować w niemalże każdej sytuacji. Poprawiłam jeszcze włosy, by wyglądać w miarę przyzwoicie i wkroczyłam do sali tronowej. Teoretycznie powinnam przebywać tam przez cały czas przeznaczony na codzienne audiencje, jednak nie dla mnie było takie życie. Gestem dłoni zatrzymałam monstrum, widząc przed sobą niską istotkę, dzielnie chowającą się pod kapturem. I to niby miał być ten wielki złodziej? Prychnęłam pod nosem. Przecież nie mógł mieć nawet piętnastu lat, nie przesadzajmy. Odchrząknęłam, stając kilkanaście centymetrów przed podejrzanym. Na twarzy wykwitł mi pogardliwy uśmieszek. Zgrabnym, nieco gwałtownym ruchem ściągnęłam kaptur z głowy ogoniastego. 
― Szacunek wobec władzy powinien być dla ciebie priorytetem, mój drogi kitsune.― Splotłam ręce na piersi. Przecież to dziecko...― Wszak masz przed sobą samą lady Tenebris Interfectorem z rodu Ezero. Króla tego pięknego państwa. Więc czymże zawiniłeś, lisie? Czy może należysz do grona tych, którzy spróbują wmówić mi, iż są niewinni? Hm?

⦓KYUBBI?⦔

poniedziałek, 10 lipca 2017

Od Kyubbi do Tenebris

Po dość długiej podróży, wreszcie dotarłem do Dest. Państwo różniło się mocno, od tego, w którym się wychowałem. Naciągnąłem kaptur bardziej na oczy, ruszyłem przed siebie. Szedłem w dół, po schodach następnie skręciłem w lewo, by wejść na jedną wielką główną ulicę. W okolicy rozchodzi się zapach pieczonego chleba i innych pysznych wypieków. Wzdłuż ulicy oprócz sklepów stał również stragany z żywnością oraz różnorodnym uzbrojeniem. Tu rzeczą normalną, było zobaczyć gostka uzbrojonego po zęby, nie wykluczając oczywiście straży. Kupiłem świeży bochenek chleba i parę owoców, usiadłem na murku i zajadałem się pysznym świeżym wypiekiem, następnie zabrałem się za owocki. Zeskoczyłem z murek i ruszając przed siebie, wkładałem kolejnego owocka do mojej buzi. Nagle, za sobą usłyszałam krzyki.
-Zatrzymać go! Stój!
A w oddali słychać jeszcze, było, że ktoś krzyczy „złodziej". Odwróciłem się w momencie, kiedy zamaskowana postać na mnie wpadła, oboje wylądowaliśmy na ziemi, lecz ów osobnik, szybko się podniósł i uciekł dalej, zostawiają swój łup, przy mnie, który upuścił podczas zderzenia. Zanim zdążyłem się podnieść, dobiegli do mnie jacyś ludzie ubrani w zbroje i skrępowali pod zarzutem kradzieży. Niecałą godzinkę później, znalazłem się, w sali tronowej czekając, aż przyjdzie władca tego terenu. Najlepsze, było to, że nadal miałem kaptur założony na głowie, po paru minutach usłyszałem, że ktoś wchodzi.

(TENEBRIS)

niedziela, 9 lipca 2017

Kyubbi Blodder

yukine21
◈◈◈
GODNOŚĆ: Kyubbi Blodder
WIEK: Jak na swoją rasę jest młody, posiada trzy ogony, ale jeśli chodzi o wygląd, to tak 13 nie jest zła.
PŁEĆ: Chłopak choć wszyscy na początku myślą, że jest dziewczyną.
ZAWÓD: -
GILDIA: Na razie działa sam chodź kiedyś, był w centrum zainteresowania przez parę gild.
◈◈◈
ZAUROCZENIE: -
PARTNERKA: -
POTOMSTWO: -
◈◈◈
POCHODZENIE: Pochodzenie, to dość skomplikowana sprawa, ponieważ jego mama zaszła w ciąże w Lux, ale urodziła go w Lao.
RASA: Kitsune
RODZINA BLISKA:
  • Rodzice- Nie żyją.
  • Wychowany przez -Eneri
RODZINA DALEKA: Nie zna, ale ma bardzo bliskie, jej osoby.
◈◈◈
UMIEJĘTNOŚCI: Kyubbi potrafi dobrze się wspinać, ma dobre oko, co ułatwia mu trafienie do celu. Potrafi podejść normalnym tempem do ciebie, a ty go nie zauważysz. Słabo mu idzie jazda konna, ale potrafi dogadać się ze zwierzętami, nauczył się ich mowy ciała, ale i tak nie rozumie wszystkiego. Umie walczyć wręcz i białą bronią.
MOCE WRODZONE: Przemiana w Kitsune i kontrola Lisiego ognia, ów ogień potraci zmienić kolor z niebieskiego na czerwony. Do tego wlicza się iluzja, którą młody używał na początku nieświadomie, z czasem nauczył się ją kontrolować.
MOCE NABYTE: -
STOPIEŃ OPANOWANIA MOCY: 6
◈◈◈
WZROST: Kyubbi ma 159 cm
WAGA: 50 kg
CECHY CHARAKTERYSTYCZNE: Cechą charakterystyczną, taką główną, są jego uszy i ogon, oraz wyostrzone kły. Inną cechą są blizny, na obu ramionach, na prawa przypomina piorun, a na lewej jest po szyciu.
GŁOS: -
◈◈◈
CHARAKTER: Jego charakter jest trudny do opisania, ponieważ jest zmienny jak pogoda nad morzem. Lubi przebywać wśród innych ludzi, ale bardziej lubi towarzystwo zwierząt, które są w większości jak otwarta księga. Kyubbi jest biernym obserwatorem, potrafi się długo nie odzywać, gdy nie ma tematu do rozmowy, ale to bardziej liczy się do osób, które go wychowały. Bardzo dobrze posługuje się językiem ciała, mimo że nie wszyscy go rozumieją. Jest miły, dla innych, dlatego potrafi zaskoczyć osoby, które uważają go za „worek treningowy” swoją zwinnością i sposobami jak powalić przeciwnika. Przekonały się cztery osoby jego wcześniejszego miejsca życia. Na co dzień jest wesoły i pomaga innym, ale ma też takie dni, że woli pobyć sam lub że chodzi cały dzień wkurzony. Podejście do władzy? Hm... takie same jak władza do niego, choć są wyjątki, takimi wyjątkami są królowie, a nie ich „pionki".
POZOSTAŁE INFORMACJE: 
- Jego lubionym jedzeniem jest wszystko, co czekoladowe.
- Nie lubi białej czekolady i ananasów.
- Kocha patrzeć w niebo niezależnie czy dzień, czy noc.
- Kiedyś szukały go prawie wszystkie gildie, ale dały sobie spokój.
- Gdy jest ciepło, jego skóra może być zimna jak lód i na odwrót, co go często denerwuje.
- Zawsze ma bluzkę z kapturem.
- Kocha owoce, ale nienawidzi warzyw.
- Lubi ryby.
- Jest strasznie leniwy, ale jak dostanie coś za zadanie, to wykona je.
◈◈◈
POCHODZENIE ARTU [CZŁOWIEK]: Kliku
POCHODZENIE ARTU [NADPRZYRODZONY]: Google.

sobota, 8 lipca 2017

Od Abelarda cd. Nifenye

Próbowałem dotrzymać tempa narzuconego przez moją towarzyszkę, co w pewnym momencie okazało się niemożliwe. Ewidentnie nie zamierzała dopuścić do tego, bym zrównał z nią krok. Odpuściłem, nie chcąc zanadto zmęczyć Chiefa. Sam koń powoli dawał znać o bezsensowności mojego uporu. Jeszcze chwila i zapewne stanąłby jak kołek na środku drogi, odmawiając dalszej podróży na jego grzbiecie. Co prawda mógłbym iść na piechotę, pod warunkiem, że ten wredny dziad wlókłby za mną swe zwłoki. Znając jego- prędzej dałby sobie grzywę uciąć, aniżeli postąpić w zgodzie z moim planem. Zadarłem głowę w górę, chcąc ujrzeć błękit nieba. Rozczarowałem się, bowiem zdążyło się ono skryć za zasłoną coraz to ciemniejszych chmur. Nie zwiastowały one niczego dobrego, a jedynie burzę lub bardzo mocną ulewę. Cóż... Wolałem tego uniknąć, mimo wszystko przez lata zdążyłem się odzwyczaić od niezwykłego klimatu panującego w Lao. I od chorób nękających obywateli tego intrygującego państwa. Zdecydowanie bardziej gustowałem w stonowanej pogodzie Dest, aniżeli nagłym jej zmianom. Kołysałem się w rytmie wybijanym przez kopyta karego, odpływając myślami w zupełnie inne miejsce. Powiew chłodnego wiatru wydał mi się niezwykle znajomy, przywołując z zakamarków pamięci obraz kobiety o tajemniczym uśmiechu i wiecznie smutnych oczach. Niezwykle długie, platynowe loki opadały na jej białą suknię, w połach której tak bardzo uwielbiałem chować wszelkie smutki. Wyglądała jak anioł z obrazów najświetniejszych malarzy, taki też miała charakter. Idealnie kontrastujący z gorącym, ojcowskim temperamentem. Uciekałem w jej objęcia, chroniąc się przed gniewem taty. Pachniała kwiatami jabłoni, nigdy bym o tym nie zapomniał. Lady Maria Fae Ezero z rodu Tevo- moja ukochana matka, która odeszła zbyt młodo. I jedyna, którą darzyłem miłością nie tylko dziecięcą, ale też tą zarezerwowaną jedynie dla najlepszych przyjaciół. Kobieta o niemalże białych włosach i złotych, lekko skośnych oczach. Tak bardzo podobna do Nifenye, a jednak tak różna... Dotknąłem policzka, tuż pod dolną powieką, jakoby w odruchu. Wzrok mój powędrował w stronę narzeczonej, nadal pogrążonej w tym dziwnym transie. Nie śmiałem jej przeszkodzić, każdy czasem potrzebuje chwili tylko dla siebie. Posłusznie jechałem za nią, nie chcąc naruszyć jej przestrzeni osobistej.

⦓NIFENYE?⦔

Od Rimy - Cd. Xarthalws'a

Mgła przykryła niczym niezmąconą taflę jeziora. Pomimo białej kurtyny, woda odbijała blask gwiazd tak, jakby powierzchnia zmieniła się w lustro. Widok z mojej perspektywy był doprawdy niesamowity. Zwłaszcza, że wokoło chatki latały świetliki.
Z pewnością byłoby ich więcej, gdyby nie temperatura. Na zewnątrz było chłodno. Podobnie zresztą, jak w izbie, w której przesiadywałam. Nawet rozpalony kominek niewiele pomógł. Ogień sprawił jedynie, że wnętrze stało się mniej surowe - kamienną ścianę, przy której stał oblało ciepłe, pomarańczowe światło. Zaś po drugiej stronie pokoju, tej drewnianej, płomienie urządzały cudowne przedstawienie, rzucając jasne refleksy.
Ścisnęłam mocniej kubek, w którym był, jeszcze parujący, wywar z rumianku, lawendy i waleriany. Dzięki temu wyciszyłam swój umysł po ciężkim dniu. Jednak ostatnie zioło wpływało na sen. Może to i lepiej; nie chciałam za każdym razem wracać do tego, jak z główną uzdrowicielką prawie straciłyśmy pacjenta.
Przetarłam oczy i stłumiłam ziewnięcie. Ostatni raz rzuciłam okiem na malowniczy obraz za oknem i położyłam kubek na masywnym, drewnianym stoliku. Wygasiłam ogień w kominku i z postanowieniem odłożenia sprzątania na dzień jutrzejszy przebrałam się w wygodne ubranie, które przekazała mi właścicielka chatki. Czując mocne działanie walerii rzuciłam się na łóżko. Może nie było specjalnie miękkie, ale dla zmęczonego - idealne.
Nawet nie zarejestrowałam momentu, w którym oddałam się objęciom boga snu.
Błogi stan przetrwało pukanie.. Nie, pukanie to złe słowo - walenie do drzwi. Chwyciłam w biegu koc, który leżał rzucony na obszerny fotel, i założyłam go na ramiona. Czym prędzej otworzyłam drewniane drzwi, a moim oczom ukazały się dwie postacie. Jedna, dość.. Dość wysokieeego wzrostuu.. I druga, odwrócona do mnie tyłem. Kobieta i mężczyzna. Może szukali jakiegoś ustronnego miejsca..
- Czego potrzebujecie? - wychrypiałam, spoglądając to na panią, to na pana.
Złotowłosa drgnęła, jakby dopiero teraz zdała sobie sprawę z mojej obecności i szybko się odwróciła. Na jej twarzy zastygł wyraz przerażenia. Przygryzła wargę i odsunęła się nieznacznie, ukazując jeszcze jedną osobę. Łudząco podobną do..
- Asiria.. - wyszeptałam, zasłaniając dłonią usta. - M-mógłbyś ją wnieść do środka?
Mężczyzna odpowiedział mi skinieniem głowy i wrócił po czerwonowłosą. Ja tymczasem wróciłam do dużej izby i zrzuciłam wszystkie bibeloty ze stołu. Nie dbałam o to, czy coś potłukłam. Życie jest o wiele ważniejsze.
Po chwili pojawił się ów pan, a za nim pani. Wskazałam na masywny mebel, lustrując wzrokiem nieprzytomną. W mig zauważyłam ubytek w czarnym stroju, ukazujący, jeszcze świeżą, ranę.
- Wiecie skąd to ma? - wyszeptałam, sprawdzając puls.
- Ułomni - usłyszałam niski głos gdzieś za sobą. Przymknęłam oczy i potarłam palcami brwi. Czy one zatruwają? Znam skądś przecież tę nazwę!
- Takie długie z wielkimi palcami? - dopytałam się dla pewności.
Mężczyzna przytaknął i spojrzał na okno. Kobieta zaś siedziała pod ścianą i patrzyła tępym wzrokiem przed siebie.
- Miałaś gorsze rany, Asi.. - szepnęłam do siebie i strzepnęłam włosy z jej twarzy.
Upewniwszy się, że siostra oddycha potruchtałam do sypialni i wyjęłam spod łóżka dość dużą walizę. Otworzyłam, znalazłam odpowiednią maść, materiał i ziele, po czym wróciłam do izby.
Zmieszałam czarny bez z żywokostem i paroma kroplami wody. Substancja miała działanie dezynfekujące, a dzięki czarnym kwiatom zapobiegała ewentualnej gorączce. Miseczki z maściami zostawiłam chwilowo na półce kominka, zaś do samej rany przyłożyłam ów żywokost i przeczyściłam ranę. Dzięki bogom, nie krwawiła. Mogłam więc posmarować ją wcześniej przygotowaną substancją. Parę uderzeń serca później wzięłam się za robienie opatrunku. Przeprosiłam parę prosząc ich, by przeszli na chwilę do sypialni. Musiałam zdjąć górę jej uniformu, a ta z pewnością nie życzyła sobie, by ktoś oglądał jej ciało.
Po założeniu opatrunku i przykryciu kocem czerwonowłosej zawołałam przybyszy z powrotem.
- Więc.. - zaczęłam cicho - skoro sytuacja jest w miarę opanowana.. Jestem Aelin i proponuję wam herbatę na uspokojenie.
Po wypowiedzeniu tych słów uśmiechnęłam się nieznacznie do pary, odgarniając włosy z oczu.

[ Pan? Pani? ]

piątek, 7 lipca 2017

Od Rimy - Cd. Zdrajcy

    Odczekałam chwilę przed przedstawieniem się. Gdyby mężczyźni czaili się gdzieś za ścianą, znaliby moje imię.
- Aelin - odpowiedziałam w końcu, uśmiechając się lekko. - Częściej jednak mówią mi Ae.
  Ciemnowłosa skinęła głową na znak, że zrozumiała i powoli się podniosła. Zauważyłam, że sprawiło jej to ból, gdyż momentalnie zbladła. Zdrajca.. Ciekawiła mnie geneza tego pseudonimu, acz nie śmiałam o to spytać. 
  Kątem oka spojrzałam na niebo, które powoli przybierało kolor krwistej czerwieni. Gdzieniegdzie były chmury o podobnym odcieniu, jednak zdecydowanie nie zapowiadało się na deszcz. Raczej na silny wiatr w nocy. 
- Chodź - usłyszałam chwilę później jej głos. - Bo stoisz jak widły w gnoju, a oni pewnie zaraz tu dotrą. 
  Przytaknęłam i natychmiast chwyciłam jej drugi bok tak, by mogła się o mnie oprzeć. 
- Sprawdzę ci ranę za godzinę - zakomunikowałam - jeśli szwy puszczą, będziesz musiała znów dotrzeć do jakiejś kliniki.
- Rana na boku to nie poderżnięte gardło. Mówiłam ci to już.
- W takim razie, i ja powtórzę. Jest jednak tak samo niebezpieczna. Bok może szybko się spocić, co prowadzi do zakażeń. A nieleczone zakażenie często kończy się śmiercią.
  Zdrajca wysiliła się jedynie na westchnięcie. Pewnie nadal nie zgadzała się z moimi słowami, ale miałam to w głębokim poważaniu. 
- W ogóle.. Jak się czujesz?
- Mogło być gorzej.
  Jakbym słyszała Asirię..
- Jaśniej proszę.
  Poczułam na sobie spojrzenie dziewczyny, jednak tylko przez krótką chwilę. Jej odpowiedzią było krótkie westchnięcie. Nie wysiliła się na żadne słowa, więc nie naciskałam.
  Jakiś czas później dotarłyśmy do bramy. Oczywiście, odprowadzone uważnym wzrokiem strażników. Zdrajca zrezygnowała z mojej pomocy i starała się iść sama. Trzymałam się jednak na tyle blisko niej, by w razie czego złapać. Lub, w gorszym wypadku, zamortyzować upadek.
  Nie byłam pewna dokąd zmierzamy. Bałam się, że ciemnowłosa zdecyduje wybrać się w podróż. Zbyt daleką podróż. A te bardzo szkodzą zdrowiu..
- Powinnaś odpocząć.. - odezwałam się, po długiej ciszy.
- Muszę odejść stąd jak najdalej - sapnęła.
- W tym stanie odejdziesz daleko. Aż pod ziemię. - warknęłam, ucinając dalszą rozmowę.
Dziewczyna jednak nadal parła przed siebie. Chwyciłam więc jej przegub, uniemożliwiając jej odejście.
- Muszę sprawdzić, jak ona wygląda. Mogłaś nie czuć bólu ani ciepła, ale to wcale nie oznacza, że nic się tam nie stało - zakomunikowałam i wbiłam uparte spojrzenie w jej oczy. - Jeśli mi nie pozwolisz tego sprawdzić, nie ruszysz dalej.

[ Zdrajco? Wybacz, że musiałaś tyle czekać. I wybacz upór Ae :D Noidługośćteż ]

środa, 5 lipca 2017

Od Xarthawls - CD Asirii

Zdążyłem w ostatniej chwili, dziewczyna zawisła w powietrzu dosłownie parę centymetrów nad ziemią. Za swoimi plecami usłyszałem zdyszaną czarodziejkę rzucającą bluzgami których nie powstydziłby się żaden marynarz. Ostrożnie podniosłem dziewczynę i położyłem na w miarę płaskiej powierzchni, następnie że swojego mieszka z ziołami wyciągnąłem kilka liści i przyłożyłem do jej boku.
- Też się znalazła, bohaterka od siedmiu boleści - mruknąłem
- Odezwał się, święty - zripostowała Victoria
- Pozostawię to bez komentarza.
Czas dla Rimy nie był łaskawy, pomimo ziół rana obficie krwawiła, byłem coraz bardziej zdenerwowany, dlaczego nie uciekała, dlaczego mnie nie zostawiła? Te pytania bez przerwy krążyły w mojej głowie. Czarodziejka patrzyła na nią jak zaczarowana, po jej minie przypuszczam, że przeżywa wstrząs. Tymczasem w górach zerwał się silny wiatr, który złowieszczo szumiąc w pustej przestrzeni zwiastował przybycie jeszcze większej ilości Ułomnych. Zranić je to nie problem, ale do zabicia są prawdziwym utrapieniem, szczególnie, gdy pojawią się w większej ilości. Spokojnie, chwyciłem nic nie ważącą dziewczynę i zaniosłem do wnętrza groty gdzie rozpaliłem małe ognisko.
Chwilę później przybyła Victoria.
- Wiem, że magowie może nie potrafią leczyć tak poważnych ran. Mogłabyś swoimi zmysłami przeszukać okolicę?
Patrzyła na mnie nieobecnym wzrokiem, dopiero po chwili zaskoczyła, zamknęła oczy a nad jej głową pojawiła się utkana z niewiarygodnej ilości włókien aureola która raz za razem kręciła się coraz szybciej, by na końcu rozbłysnąć oślepiającym światłem. Wynik miałem na podłodze tuż przed sobą, rzut terenu z lotu ptaka poznaczonego czerwonymi plamami które najpewniej oznaczały żywe istoty poza nami niedaleko znajdował się jeszcze jeden punkt.
- Możesz nas tam przenieść ?
- Phi, to dla mnie pestka, ale pamiętaj robię to tylko dla niej.
Tym razem jej oczy zaświeciły, a my zaczęliśmy wirować w nieskończoność się wirze, by po chwili znaleźć się na jakiejś górskiej polanie tuż obok drewnianej chatki, podszedłem drzwi i zapukałem energicznie. Otworzyła nam białowłosa istotka chyba była elfką z zaspanym wyrazem twarzy spytała:
- Czego potrzebujecie??

(Victoria??)

niedziela, 2 lipca 2017

Od Nifenye Cd. Abelarda

Przedstawienie jakie zaprezentowała mi ta para, było określeniem prawdziwej przyjaźni, między dwoma istotami. Czułam coś podobnego do Jewelarda, którego obudziłam podsuwając mu worek owsa pod chrapy. Ten na przywitanie delikatnie pociągnął mnie za włosy, pyskiem muskając policzek. Ile to już lat? Kiedy to razem podróżujemy, walczymy o życie i zwiedzamy nowe miejsca. Nie liczę już nawet sytuacji, w których ta szkapa mnie uratowała. Schowałam się za rumakiem, zmieniając mokre ubrania, na te które zapakowałam w pałacu. Obawiałam się tego, iż Abelard to zauważy, jednak on bardziej zajmował się sprzątaniem bałaganu karego konia. Może i wyglądałam podobnie, jednak mój ubiór zmieniał tylko warianty kolorystyczne. Upięłam włosy w nieudolnego kucyka, nie czując już potrzeby chowania blizn przed mężczyzną. Czułam się pewna siebie gdy był obok, oraz wiedziałam, iż mogę zdradzić mu wszytko co leży mi na sercu. Uśmiechnęłam się pod nosem, widząc jak ciemnowłosy gładził rumaka. Takie widoki mnie uspokajały, ukazując dodatkowo serce mego narzeczonego. Przemknęła mi przez głowę myśl, czy kiedykolwiek spojrzy na mnie z takim uczuciem, jakim obdarza Chiefa. Zabrałam delikatnie worek spod pyska Jewela, podrzucając go pod nogi drugiego wierzchowca. Zebrałam wszystkie rzeczy, rzucając część prowiantu do chłopaka.
- Zjemy w drodze, musimy się pospieszyć - stwierdziłam, patrząc na chmury.
Nie wyglądały zbyt obiecująco, ciemne a do tego burzowe, niesione silnym wiatrem. Usłyszałam diabelski śmiech w głowie, który przypominał się tego samego dnia co rok. Momentalnie zgasł mi cały zapał. Wskoczyłam na rumaka, czując jak wspomnienia wzięły górę. Łzy momentalnie napłynęły do moich oczu, w momencie gdy ruszyłam do przodu. Może i jestem wytrzymała, jednak wspomnienie miesiąca spędzonego w szponach wariata, mówiło samo za siebie. A porwanie... Do tego doszło w dzień taki jak ten, wszystko praktycznie wyglądało tak samo, z wyjątkiem jednego bardzo ważnego szczegółu, Abelarda. Chciałabym wypłakać się w jego tors, mówiąc o tym wszystkim, lecz teraz nie było na to czasu. Gdy tylko zbliżał się do mnie, stukałam mocniej nogami w bok siwka. Nie mógł zobaczyć tych łez, nie w tym momencie...
[Abelard?]

czwartek, 29 czerwca 2017

Od Asirii

    Ciepło. O wiele za ciepło. Ciężko mi było sobie wyobrazić to, jaki skwar będzie w południe, skoro już rankiem nie było czym oddychać. W duchu podziękowałam Aelin za to, że zmusiła mnie do założenia kiecki. "Dzisiaj jest festiwal! Usmażysz się w tym wdzianku!", stwierdziła. Odwróciłam się w jej stronę i od razu spotkałam się z triumfalnym spojrzeniem. Przewróciłam oczyma i darowałam sobie jakiekolwiek słowa. 
- Tak czy siak cię podziwiam – usłyszałam po chwili.
- Albowiem?
- Jesteś ubrana w czarną sukienkę. Tak czy siak będzie ci gorąco – mruknęła i potarła w palcach delikatny materiał ubrania.
- Mi nie pasują jasne kolory. – burknęłam, ucinając dalszą dyskusję. Odpowiedziało mi ciche prychnięcie z jej strony.
    Z oddali dochodził gwar i dźwięki różnych instrumentów. Wzdrygnęłam się, wiedząc, że będę musiała przebywać wśród tak wielu ludzi. Aelin wydawała się być zadowolona z tego faktu. W końcu będzie miała okazję poznać podobnych sobie.
- Tu się rozdzielamy – oznajmiła i od razu skierowała się w swoją stronę, zostawiając mnie samą sobie. 
 Zacmokałam niezadowolona i wypatrzyłam sobie zacienione miejsce na uboczu. Usiadłszy na omszonym murku przygarbiłam się, by kurtyna czerwonych włosów zasłoniła mą twarz. Bez kaptura czułam się nieswojo, jakbym zapomniała czegoś niesamowicie ważnego. Miałam stąd widok na większość stoisk, ludzi i scenę. Z każdą chwilą przybywało gości. Nawet nie zauważyłam, kiedy straciłam Aelin z oczu. Poczułam na sobie zimny dreszcz. Jeśli coś jej się stało? 
Ona jest dorosła, idiotko – zbeształam się w myślach. Skoro przez parę miesięcy dała sobie radę beze mnie, to teraz tym bardziej. A ja powinnam skorzystać z tego, że akurat jestem na festiwalu w Xa. Wziąwszy głęboki wdech wstałam z chłodnego murku i poprawiłam sukienkę tak, by tył z powrotem opadał za kolana, a nie sięgał mi do połowy ud. Grzywkę, z którą wiatr utrudniał mi współpracę, założyłam za ucho i dumnym krokiem ruszyłam ku centrum festiwalu. 
  Spokój, który przez moment mnie opanował wyparował natychmiast, gdy zobaczyłam moją ucieszoną siostrę.
- Jak ty wyglądasz?! – warknęłam, przyciągając ją do siebie – Coś ty zrobiła z normalnym ubraniem?!
- Dostałam ten strój od elfów leśnych – powiedziała, nie przestając się uśmiechać. 
Białowłosa miała na sobie błękitną, dopasowaną bluzkę, która kończyła się parę centymetrów pod piersiami. Do tego spódnicę, która bardziej przypominała dwa kawałki materiału, zszyte ze sobą jedynie na biodrach i półprzezroczystą chustę na ustach. 
- Masz chociaż swoją bieliznę? – parsknęłam, mierząc ją raz jeszcze od stóp do głów.
- Zdjęłam! – zawołała, pokazując mi język. 
- Nie mam do ciebie sił..
- No żartuję przecież! Rozchmurz się! – mruknęła, podnosząc kąciki moich ust do góry – Jeśli cały czas będziesz chodzić naburmuszona, wystraszysz wszystkich gości..
Odpowiedziałam jej jedynie westchnięciem, po czym ruszyłam za nią w tłum ludzi. Aelin wiodła mnie między stoiskami z jedzeniem, artystami i całą resztą zgromadzonych na festiwalu. W końcu wskazała na jedną z budek. Wykonana była z ciemnego drewna, a gdzieniegdzie miała ozdoby w kolorach szkarłatu i srebra. Idealnie komponowała się wraz z zielenią morza i błękitem nieba. 
- Musisz trafić w sam środek, żeby wygrać naszyjnik przynoszący szczęście – wyjaśniła, ruchem głowy wskazując na tarczę. W jej centralnym punkcie znajdowała się mała, żółta kropka. Na półeczce, znajdującą się nad nią, była otwarta szkatułka z, wcześniej wspomnianą, biżuterią. Ów naszyjnik zawieszony był na czarnej wstążce. Uwagę jednak przyciągał krwistoczerwony kamień, otoczony ciemnym metalem, który zaś pozawijany był w kształt róż.
- Nie wygląda na taki, który miałby przynosić szczęście, powiem ci.. – mruknęłam, unosząc lekko brew. 
- Optymistka.. – burknęła – Masz go wygrać.
Skwitowałam to jedynie głośnym parsknięciem i niedowierzającym spojrzeniem, skierowanym w stronę siostrzyczki.
- A co za to będę miała?
- Załatwię ci taki strój – odpowiedziała z szerokim uśmiechem, wskazując na siebie.
- Nie jestem pewna, czy to jest tego warte, ale okej. Postaram się.
Po tych słowach podeszłam do starszej kobiety, stojącej za ladą. Po krótkiej wymianie zdań i zapłacie dostałam łuk i jedną strzałę. Wskazała mi miejsce, z którego miałam oddać strzał i z pokrzepiającym uśmiechem życzyła powodzenia. Aelin stanęła obok mnie i założywszy ręce na piersiach przypatrywała się moim poczynaniom. Ja zaś napięłam łuk i wycelowałam w kropkę, która z tej odległości przypominała mrówkę.
- Jak.. Ja mam.. W to trafić..? – wybełkotałam, przymykając jedno oko. Dwa uderzenia serca później oddałam strzał i.. I chybiłam o parę milimetrów.
- Jesteś beznadziejna w te klocki..  – mruknęła niezadowolona elfka i prychnęła, udając pogardę do mej skromnej osoby.
- Skoroś taka mądra, to sama sobie w to traf! – fuknęłam, skrywając uśmiech. Ta w odpowiedzi pokazała mi język i wyrwała broń z ręki, oddając ją na ladę. 
- Myślałam, że jesteś lepsza w łucznictwie  – bąknęła, wbijając mi łokieć w żebra.
- A ja myślałam, że jesteś mądrzejsza – odparłam, lekko ją popychając. 
Elfka nie pozostała mi dłużna - popchnęła mnie z taką siłą, że wpadłam na jakąś osobę, oglądającą jakąś wystawę przed jedną z budek.
- Przepraszam, moja wina.. – wymamrotałam, poprawiając grzywkę, która nagle przypomniała sobie, że nie zgadza się z prawami fizyki. W tym samym momencie usłyszałam za sobą stłumione parsknięcie. Ona nie dożyje jutra. Już ja o to zadbam..

[ Na kogóż wpadła Asiria? :P ]

Od Abelarda cd. Nifenye

Nadszedł czas, by odłożyć przyjemności na bok i wrócić do obowiązków. Całkowicie poddałem się woli dziewczyny, pozwalając jej na prowadzenie mnie za rękę, jak syna. Z drugiej strony czułem się skrępowany na samą myśl, jak mogło to wyglądać z perspektywy zwykłego obserwatora. Wielki chłopak ciągnięty przez maleńką damę. Doprawdy zabawny i godny zapamiętania widok. Mimowolnie uśmiechnąłem się pod nosem, powoli pozbywając się tego dziwnego uczucia ograniczenia. W końcu dotarliśmy do naszego improwizowanego obozowiska, strzeżonego przez dzielne rumaki. Nawet przymykając oko na to, że jeden spał, a drugi przetrząsał moje rzeczy. Nie można było go zostawić nawet na moment, bo już mu się nudziło. I musiał znaleźć sobie zajęcie, akurat takie. Skaranie boskie z tym gościem. Puściłem dłoń Nifenye, kierując się w stronę Chiefa, który w najlepsze wyjadał nasze zapasy. Wszędzie walały się jabłka, banany, lekko nadgryzione, oczywiście. Stanąłem naprzeciwko hultaja, pukając go lekko w pysk. Ten uniósł łeb, iście teatralnie. Pewnie myślał, że to moja towarzyszka, ja przecież nigdy bym tak cicho nie stąpał, prawda? Niestety najwyraźniej mocno się zdziwił, bowiem aż wypuścił ogryzek, który poturlał się prosto pod moje nogi. Przybrałem najbardziej karcącą minę, jaką tylko potrafiłem i wycelowałem palcem najpierw w karego, potem w stronę dowodu zbrodni.
― Tobie się chyba do końca w tym ptasim móżdżku poprzewracało, hm? Żeby wyjadać nasze zapasy! Od zawsze wiedziałem, że jesteś w pewnym stopniu głupi, ale żeby aż tak?! No chłop...― Parsknął, ukazując swoje niezadowolenie i przy okazji jeszcze mnie opluł. Wytarłem dłonią mokre miejsca, już naprawdę zły.― Chamstwo w państwie! Ty ciemnoto Avayska! Co cię podkusiło do tego?! Zobaczysz, wrócimy i z chęcią wymienię cię na lepszy model! I w końcu będę miał święty spokój...
Gdy zaczął trącać mi dłoń pyskiem- cała złość zaczęła się ulatniać, by po chwili nie pozostał po niej żaden ślad. Mogłem być zły na Chiefa, prawda. Ale tak naprawdę cwaniak ten był moim ukochanym przyjacielem. Jakkolwiek by to nie zabrzmiało. Całkowicie zmiękłem. Objąłem jego szyję, przytulając, jak to robiłem za młodu. Chłopiec i jego koń.
― No dobra, stary... Nie przerobię cię na kabanosy. Ale masz pomóc w uprzątnięciu tego całego syfu. Inaczej będę zły.

⦓NIFENYE? Ciekawe widoki XD

środa, 28 czerwca 2017

Od Zdrajcy ◈PRZEPUSTKA DO NOWEGO ŻYCIA?◈

Stoiska z przedmiotami wszelakiej maści otwarto już pierwszego dnia. Sprzedawcy przekrzykują się wzajemnie, namawiają przechodniów do kupna biżuterii, egzotycznych potraw, a także tajemniczych figurek i mikstur. Stary wilkołak najbardziej przykuwa uwagę, choćby swym nietypowym ubiorem.
To właśnie do niego podchodzisz, oglądając fiolki mieniące się wszystkimi kolorami tęczy. Podobno po wypiciu jednej z nich twoje życie zmieni się nie do poznania.
⤷ WYKONANIE: Dowolne
⤷ MINIMALNA ILOŚĆ SŁÓW: 1000
⤷ WYMAGANIA ROZGRYWKI: Kupno, działanie.
⤷ NAGRODY: Wybrana moc; fiolka z Eliksirem Uzdrawiania [1 sztuka]; 20-40 punktów.

I znowu powrót do tego zatłoczonego, hałaśliwego miejsca. Zdrajca obracała w dłoniach złotą monetę, zarobioną dosłownie przed chwilą za pomoc, przy naprawianiu głównej sceny. Tańce godowe trolli nie są tym, co drewno znosi najlepiej. W przyszłym roku Król Xa zapewne postara się o kamienną podstawę na taką właśnie ewentualność.
Kolorowe stoiska kusiły różnorakimi produktami, sprzedawcy przekrzykiwali siebie nawzajem, chcąc jak najszybciej opchnąć jak najwięcej towarów, po możliwie jak najwyższej cenie. Festiwale nie były zdecydowanie dobrym czasem, na kupowanie czegokolwiek. A jednak czarnowłosa miała złotą monetę i pragnęła ją wydać. Sama nie wiedziała na co. Rozglądała się w poszukiwaniu... czegoś. Czegoś, co zwróciłoby jej uwagę, co mogłoby... nie no, powiedzmy sobie szczerze – nie musiałoby przedstawiać żadnej wartości. Miało jedynie zająć ją na chwilę, w jakiś sposób zabawić.
Wtem, uwagę dziewczyny zwrócił dość nietypowy, nawet jak na ten festiwal, sprzedawca. Nie był człowiekiem – oj nie, nawet najbardziej nietypowy człowiek nie mógłby wyglądać AŻ TAK nietypowo. Był... Niemal dwumetrowym wilkołakiem, w swojej wilczej postaci, o masywnych barkach, na których narzucone miał luźne ponczo, spod pół którego wystawały elementy zbudowanej z żelaznych płyt spódniczki. Do tego na głowie miał kapelusz z olbrzymim rondem, na którego końcu, w względnie równych odstępach powieszone były różne trofea wojenne takie jak zęby (zapewne zabitych wrogów), rogi (czyżbym widziała róg jednorożca?), sztylety , pukle włosów oraz... to chyba była połowa ludzkiej szczęki.
Wilkołak powarkiwał coś po wilczemu, jednak niewiele mówił do członków innych ras. Może nie znał wspólnego, a może jego budowa nie pozwalała mu na wydawanie innych dźwięków? Kroki Zdrajcy skierowały się ku niemu. Chciała zobaczyć, co tak nietypowo ubrany lykantrop może trzymać na swoim bazarku. Gdy zbliżyła się, ze zdumieniem odkryła cały wachlarz mikstur, jednak gdy pochyliła się, by przeczytać ich nazwy, stwór warknął gwałtownie, ostrzegawczo. Czarnowłosa cofnęła się o krok i już miała odchodzić, gdy zobaczyła, że  wilkołak trzyma w łapach buteleczkę i wyczekująco na nią patrzy.
- Myślałam, że mnie wyganiasz – mruknęła, czując się trochę, jakby mówiła do wyjątkowo dużego i groźnego psa. Na to stwór tylko warknął i podał dziewczynie flakonik. Do jego korka przyczepiona była karteczka z ceną i krótką informacją. „Twoje życie zmieni się nie do poznania” – głosił napis. Zdrajca spojrzała pytająco na stwora, a ten poklepał łapą olbrzymi napis, przybity do tylnej ściany stoiska: „Hoffsk i [zamazany wyraz] wiedzą, czego ci potrzeba”.
- Na pewno nie zmiany życia – zauważyła czarnowłosa z przekąsem, mimo to zapłaciła za flakonik i odeszła. Teraz, zamiast monety, obracała w dłoni niewielką buteleczkę. „Twoje życie zmieni się nie do poznania”, tak? Wolała chyba, żeby nie zmieniło się gwałtownie na oczach przechodniów, bo mogłoby to być dość... kłopotliwe. Wyszła z targowiska i udała się w nieco spokojniejsze regiony miasta. Przycupnęła w jakiejś tymczasowo opustoszałej  uliczce i odkorkowała eliksir. Barwna ciec wewnątrz buteleczki zalśniła lekko przy kontakcie z powietrzem. Zdrajca wzruszyła ramionami i jednym łykiem opróżniła całość. Od razu po jej ciele rozlał się nieprzyjemny chłód, paraliżując wszystkie mięśnie. Czarnowłosa poczuła wzbierającą panikę. Nie mogła się poruszyć. Chciała się poderwać i uciekać. Uciekać, byle dalej od tego miejsca, od tego świata, od własnego ciała! Gwałtownie wszystko ustało. W pierwszej chwili dziewczyna nie poczuła żadnej zmiany, jednak wstając kosmyk włosów opadł jej na twarz, uniosła dłoń, by machinalnie zaczesać go do tyłu i omal się nie zachłysnęła powietrzem widząc, że jest jasnobrązowy. Już dawno nie miał takiej barwy – dziewczyna wiedziała, z jakimi konsekwencjami wiązałoby się doprowadzenie włosów do takiego stanu. Jednak w tamtym momencie nie czuła żadnych skutków ubocznych blaknięcia włosów. Od razu zaczęła badać swoje ciało w poszukiwaniu znamienia kruka, jednak go nie znalazła. Eliksir usunął z niej przekleństwo demona. A nawet więcej! Uczynił ją człowiekiem! Mogła teraz wrócić do rodzinnych stron!
Nie. Nie mogła wrócić i dobrze o tym wiedziała. Nawet jeśli nie była już demonem... niektórych rzeczy się nie wybacza, bo nie mogą zostać wybaczone. Mimo wszystko czuła ulgę. Aż do tej pory nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo ciąży jej demoniczna natura. Wstała, czując się lekko jak nigdy przedtem i ruszyła w kierunku zgiełku festiwalu. Po raz pierwszy od dawna naprawdę mocno się zabawić.
***
Naprawdę mocne zabawy mają to do siebie, że przerażająco często nic się z nich nie pamięta. Zapytana o to, w jaki sposób znalazła się na obrzeżach miasta zapewne nie byłaby w stanie tego wyjaśnić. W końcu ledwie przed chwilą wdała się w zajadłą bójkę z jakimś pijanym krasnoludem, co cały czas wyraźnie czuła w obolałym brzuchu. Świtało, choć dziewczyna nie pamiętała, by słońce zachodziło. 
Wzruszyła ramionami. Nie miała wpływu na to, co się stało. Jeśli dobrze się bawiła, na co wyglądało, nie ma co żałować, że nic z tego nie pamięta. Już miała wracać na festiwal, ponownie oddać się zabawie lub (co przypomniała jej bardziej praktyczna strona) znaleźć jakieś zajęcie, by mieć za co bawić się na festiwalu, gdy jej uwagę przykuł samotny chłopiec, siedzący na poboczu. Głowę miał schowaną pomiędzy nogami. Cały się trząsł, nie wiadomo – z zimna czy płaczu. Normalnie Zdrajca minęłaby go, nie zwracając uwagi na los dzieciaka, jednak po wypiciu mikstury powróciła do czasów swojego dzieciństwa. Czasów, gdy nie była w stanie przejść obojętnie koło nieszczęścia innych.
Przycupnęła koło dzieciaka i zarzuciła na niego swój płaszcz. Chłopczyk uniósł głowę i spojrzał na czarnowłosą. W oczach miał łzy.
- Nie ma co się mazgaić, jesteś facetem czy nie? – spytała czarnowłosa z zaczepnym uśmiechem.
- Nie wiem... – chłopiec zaniósł się kaszlem, gdy jakiś czarny cień powoli wypłynął na jego policzek. 
Zdrajca zmarszczyła brwi i gwałtownie obróciła głowę dzieciaka, by lepiej przyjrzeć się zjawisku. Przez chwilę tempo wpatrywała się w znamię, wyłaniające się powoli spod włosów dziecka. Rozwarty dziób wydawał się krakać żałośnie.
- Od jak dawna to masz? – spytała tempo, delikatnie gładząc czarny pysk.
- Od wczoraj, po południu – wyznał cicho. – Medyk twierdzi, że to znak szatana, że... umrę... – po tych słowach ponownie zaniósł się kaszlem.
- Nie, nie umrzesz – powiedziała tempo dziewczyna, wstając powoli i podnosząc chłopczyka. -  Idziemy. – Pociągnęła go za sobą w kierunku miasta. Od dawna, bardzo dawna nie czuła tak silnie gotującej się w jej wnętrznościach wściekłości.
***
Sprzedawcy powoli rozstawiali swoje kramy na placu. Ranek był chłodny, więc wielu z nich miało na sobie grube futra lub kurty. Nieliczni klienci kręcili się już po targowisku, jednak prawdziwy ruch miał się zacząć dopiero za parę godzin – gdy balujący do późna przybysze zwloką się wreszcie z miejsc, w których pozasypiali w szale zabawy, zwykle porządnie spici. Zdrajcy było to na rękę. Nie chciała mieć światków przy rozmowie z wilkołakiem.
Do straganu osobliwego sprzedawcy dotarła bez większego problemu, jednak w pierwszej chwili nie poznała samego wilkołaka. Nie zmienił ubrania co prawda, jednak... tym razem występował w swojej ludzkiej formie. I chyba to go uratowało przed oberwaniem kilka razy sztyletem między żebra. Morderczy zamiar, z jakim przyszła tu dziewczyna nieco przygasł. Co nie przeszkodziło jej w gwałtownym uderzeniu go w podbródek, gdy tylko była w stanie upewnić się, że ma do czynienia z właściwą osobą.
- Ała! – krzyknął. – Za co? Eliksir się nie spodobał?
- Nic nie pisało o konsekwencjach – warknęła Zdrajca, na zmianę prostując i zaciskając palce. Sprzedawca miał całkiem twardą szczękę.
- Zawsze są konsekwencje, to pierwsze prawo magii – młodzieniec przewrócił oczyma.
- Odwróć to – czarnowłosa postawiła przed sobą chłopaka i pokazała na bliznę, która w tym momencie przechodziła przez całą twarz dzieciaka. – Chce to z powrotem.
Handlarz ukląkł przed  chłopcem i przejechał dłonią po czarnym kruku.
- Uhuhu... znamię śmierci. Jesteś pewna? Z czymś takim nie pożyjesz długo. – Podniósł głowę do góry i spojrzał nieco wilczo na dziewczynę. – Jesteś tego pewna.
- Mam to od lat – parsknęła. – Wątpię, by teraz nagle coś się miało zmienić.
- Od lat? – Wilkołak wyglądał na zdziwionego, jednak szybko się pohamował. Wstał i na chwilę zniknął za stoiskiem, by wrócić z buteleczką z błękitnym płynem. – Jeśli jesteś tego pewna, po prostu wypił – polecił, podając eliksir dziewczynie. Uważnie patrzył, gdy brunetka wyduldała całą zawartość flaszeczki i podtrzymał ją, gdy zwiotczałe mięśnie nie były w stanie utrzymać ciężaru jej ciała. Włosi dziewczyny na powrót stały się czarne, a znamię powróciło na swoje miejsec – znalazło się na szyi, oplatając ją niczym obroża.
- Znamię śmierci żywi się swoim nosicielem. Powinno wyssać z ciebie całą energię po najwyżej tygodniu – powiedział cicho.
- To nie jest znamię śmierci – zapewniła go Zdrajca, puszczając wreszcie dłoń chłopczyka. – Lepiej nie uszczęśliwiaj ludzi na siłę. Na pewno ci nie podziękują, jeśli przez te głupie eliksiry ktoś z ich bliskich będzie cierpiał.
- Ja... – zaczął wilkołak, jednak dziewczyna obróciła się na pięcie i odeszła, nie zdradzając dłużej zainteresowania rozmówcą.
-  Jestem już zdrowy? – spytał chłopczyk nieśmiało. Wilkołak poklepał go po głowie i wcisnął w dłoń złotą monetę.
-  Zmykaj mały – powiedział z uśmiechem, a rozradowany dzieciak pobiegł do swojego domu.

Od Zdrajcy cd. Rimy

  Zdrajca milczała przez chwilę, po czym skinęła głową. Nie było sensu sprzeczać się z dziewczyną - zajęłoby to zbyt wiele czasu, którego ciemnowłosa nie miała. Powoli jej mania prześladowcza zaczynała dawać o sobie coraz silniej znać. Musiała się ulotnić z tego pomieszczenia i musiała to zrobić teraz.
  Elfka pomogła dziewczynie wstać, jednak ta niechętnie odsunęła ją lekko od siebie i utykając ruszyła do wyjścia. W tym właśnie momencie do korytarza wszedł mężczyzna, ubrany jak medyk i ze zdziwieniem zauważył niedawną pacjentkę maszerującą w stronę wyjścia.
- Proszę pani... - zaczął, jednak podświadomie czując, ze dziewczyna się nie odwróci, zamachał gwałtownie rękami i krzyknął do pary starszych gwardzistów, siedzących pod ścianą. - Zatrzymajcie ją!
  Ci błyskawicznie poderwali się z miejsc i rzucili w kierunku wskazanej osoby. Lata służby zawsze odbijają jakieś piętno na ludziach. W wypadku gwardzistów była to nieodparta potrzeba wkonywania rozkazów ludzi, którzy wyglądają jakby mieli prawo je wydawać. 
  Jasnowłosa, widząc zamieszanie, obróciła się i strzepnęła dłońmi w kierunku biegnących. Buchnęło z nich coś na kształt lodowatej pary, na chwilę dezorientując mężczyzn i dając kobiecie niezbędne sekundy do zawrócenia i pognania za kuśtykającą gdzieś w bok czarnowłosą.
  Zdrajca, pomagając sobie ścianą szpitala, a potem, wbrew sobie, korzystając z pomocy nieznajomej zdołała przedostać się kilka przecznic od szpitala, gdzie obie dziewczyny zatrzymały się. Czarnowłosa dyszała, jakby całą drogę pokonała biegiem. Faktycznie nie było z nią najlepiej, skoro tak krótki dystans zdołał ją zmęczyć. Puszczona przez elfkę powoli osunęła się na ziemię i oparła o ścianę budynku.
- Teraz mam wobec ciebie jeszcze większy dług - mruknęła, przymykając oczy.
  Jasnowłosa przycupnęła koło niej.
- Nie mogłam przecież pozwolić, żebyś zginęła, prawda? - zapytała, uśmiechając się lekko.
- Ja bym tak zrobiła - mruknęła czarnowłosa, nie podnosząc powiek. - Zdrajca.
- Co? - Elfka drgnęła lekko, nie mogąc w pierwszej chwili pojąć związku.
- Moje imię - sprostowała czarnowłosa, powoli otwierając oczy i patrząc na skrawki widocznego nad budynkami nieba. - A twoje?

『"Irytująca towarzyszko"? XD』

wtorek, 27 czerwca 2017

Od Asirii - Cd. Xarthawlsa

   Zmierzyłam jasnowłosą od stóp do głów.
- Czy ty jesteś głupia? – warknęłam, podpierając dłoń na biodrze. – On próbował nas sparaliżować, albo kij czort wie, a ty chcesz po prostu iść sobie spać?!
- Nie wiem, z czego robisz taką aferę. Jest zamrożony, więc się stąd nie ruszy – odpowiedziała, wzruszywszy ramionami.
Po usłyszeniu tych słów zaniemówiłam. Jak można wykazywać się aż taką nierozwagą?! Sama jestem sobie winna tego, że oddałam się w objęcia snu, jednak nie miałam zamiaru popełniać drugi raz tego błędu. W przeciwieństwie do panny Reyes.
- Dobra, idź już – burknęłam – ja nas będę pilnować, skoro tobie się chce aż tak bardzo spać.
Stąd dostrzegłam, jak Victoria przewróciła oczami i wróciła w stronę jaskini. Ja zaś oparłam się o pieniek drzewa, które stało nieopodal i z głupim uśmiechem obserwowałam nieruchomego mężczyznę.
- Jeden głupi ruch z twojej strony – zaczęłam – a wylądujesz na dole. W kawałkach.
Prawdopodobnie chciał mi odpyskować. Usłyszałam jednak coś w stylu "mbhhh". W odpowiedzi jedynie prychnęłam i poprawiłam kaptur, który zdążył się już lekko zsunąć.
    Nadal zastanawiało mnie, kto go przysłał. Miałam już tylu wrogów, że mógłby to być ktokolwiek. Po krótkiej chwili namysłu zdecydowałam, że przepytam go koło południa. Jeśli będzie niegrzeczny, Victoria zrobi użytek ze swoich mocy. A jeśli ona nie będzie współpracować - ja się ulotnię.
    Paręnaście minut później, usłyszałam nad sobą znajomy śpiew. Jak to jest możliwe, że znajdzie mnie, nawet, jeśli będę na drugim końcu kontynentu? Wyciągnęłam dłoń przed siebie, by jaskółka mogła spokojnie wylądować. Kilka sekund później, mały ptak siedział zadowolony na moim palcu wskazującym. Uspokoiła się, zapewne czując, że powinna być cicho. Powolnymi kroczkami ruszyła ku mojemu ramieniu. Zamarła jednak w połowie drogi. I w tym samym momencie zobaczyłam dlaczego.
Pinterest
    Zza kamiennej krawędzi, powoli wysunął się biały łeb. Do złudzenia przypominał ludzki, acz był parokrotnie większy. Oczy stworzenia były całkowicie czarne, podobnie zaś, jak włosy. Po chwili pojawiły się jego kończyny. Niewyobrażalnie długie i ciemne, jak nocne niebo. Przypominały odnóża pająka.
  Poruszyłam się nieznacznie, by schować się za drzewem. Czytałam kiedyś, że istoty podobne tej władają w podziemiach gór. Ich wzrok jest niesamowicie słaby, podobnie zresztą, jak słuch. Ich plusem były rozmiary. Gaava miały to do siebie, że budziły strach istot, które nie wiedziały o nich nic. Poszczęściło się nam, że była noc, a niebo całkowicie zachmurzone.
  Kreatura powolnym ruchem wyciągnęła łapę przed siebie, zapewne, by obadać teren. Wtem przypomniałam sobie o białowłosym. Był mi potrzebny do ustalenia, kto go na nas nasłał. Gdyby nie to, rzuciłabym go jako pokarm dla istoty. Chwyciłam za łuk, leżący nieopodal mnie i napięłam go. Wybrałam do tego strzałę o najcięższym grocie, by narobiła jak najwięcej hałasu. Oddałam strzał, trafiając w wybrane przez siebie miejsce. Drewniany pocisk utkwił w małej szczelinie po drugiej stronie kanionu. Przy okazji, ze ściany opadło parę większych kamieni, które dość głośno opadły na dno. Potworowi zajęło dobrą chwilę, by odwrócić się i sprawdzić co się stało na dole. Ja w tym czasie dobiegłam do bladego mężczyzny i chwyciłam go pod ramię, ciągnąc następnie w stronę jaskini. Nie dbałam o to, czy coś mu się stało. Właściwie, byłabym zadowolona, gdyby jego nogi urwały się gdzieś po drodze. Może to zadziałałoby na niego tak, że odechciałoby mu się denerwowania mnie i czarodziejki. Zerknęłam przelotnie na drogę, którą przebyliśmy. Pff, jednak udało mi się go dociągnąć w całości..
   Tak skupiona na przeniesieniu zamrożonego mężczyzny nie zauważyłam, że Gaava śledzi mnie wzrokiem. Dotarło to do mnie dopiero wtedy, gdy jej łapa wystrzeliła w moją stronę z niesamowitą prędkością. Dosłownie cudem udało mi się nad nią przeskoczyć.
- Wstawaj! – wywrzeszczałam do jasnowłosej, która nadal sobie spokojnie drzemała.
- Co? Kt.. – zaczęła, jednak nie pozwoliłam jej dokończyć.
- Odmróź go i uciekajcie jak najdalej stąd. Postaram się dać wam jak najwięcej czasu. Najwyżej Ae znów mnie będzie musiała składać.. – dodałam ciszej i posłałam ponaglające spojrzenie ku czarodziejce.
- I postaraj się nie zginąć, będziesz mi później potrzebna! – zawołałam, widząc, jak łapsko kolejny raz mknie ku mnie. Tym razem nie udało mi się zrobić uniku. Czarna, niczym smoła dłoń, objęła mnie mocno w pasie i wyciągnęła z groty. Potwór był zajęty mną, dzięki czemu Victoria i mężczyzna mogli spokojnie uciec. Ja posłużyłam się ukrytym ostrzem, które wbiłam w kończynę Gaava. Wytrysnęła na mnie ciemna, cuchnąca posoka, a chwyt zelżał. Po chwili potwór mnie puścił, zapewne nie spodziewając się kolejnego cięcia. Poleciałam paręnaście metrów w dół. Zdołałam jednak chwycić się jakiegoś wystającego patyka, zaciskając przy okazji zęby na wargach. Prawdopodobnie, dość poważnie uszkodziłam dłonie.. Poczułam na sobie wzrok wężopodobnej postaci, a moment później ostry ból w lewym boku. Ciepło natychmiast rozeszło się od rany w dół. Kreatura zbliżyła swój pysk do moich nóg. Podciągnęłam się w górę w momencie, gdy jej szczęki spróbowały pożreć mnie od pasa w dół. Stworzenie warknęło głucho, i spróbowało raz jeszcze. W chwili, gdy pysk był centymetry od moich stóp, z całą siłą wbiłam nogę w jej oko. Jej skrzek był tak głośny, że z góry posypały się kamienie, a parę z nich wpadło w zranione przeze mnie miejsce. Wyciągnęłam nogę z oczodołu Gaava z głuchym mlaśnięciem. Była oblepiona tą samą ciemną, śmierdzącą substancją, co ręka. To definitywnie spowodowało, że stwór wycofał się z powrotem w dół kanionu. Nie poczułam jednak ulgi - rana na boku wydawała się poważna. Nie mogłam jednak dojrzeć tego, jak głęboko ciął potwór. Traciłam powoli dech w piersi, a z rannymi dłońmi ciężko było mi się ruszyć. Jęknęłam cicho, z bólem przesuwając się w stronę kamiennej ściany. A nuż, może udałoby mi się po niej wspiąć..?
   Aczkolwiek moje ręce miały w planach co innego. Postanowiły nagle stracić czucie, tym samym sprawiając, że puściłam gałąź i runęłam w dół. Przynajmniej nie poczułam uderzenia, bo w międzyczasie straciłam przytomność.
Ideolo.

[ Victorio? Trzymajsię, niepuszczajsię~ ]