czwartek, 29 czerwca 2017

Od Asirii

    Ciepło. O wiele za ciepło. Ciężko mi było sobie wyobrazić to, jaki skwar będzie w południe, skoro już rankiem nie było czym oddychać. W duchu podziękowałam Aelin za to, że zmusiła mnie do założenia kiecki. "Dzisiaj jest festiwal! Usmażysz się w tym wdzianku!", stwierdziła. Odwróciłam się w jej stronę i od razu spotkałam się z triumfalnym spojrzeniem. Przewróciłam oczyma i darowałam sobie jakiekolwiek słowa. 
- Tak czy siak cię podziwiam – usłyszałam po chwili.
- Albowiem?
- Jesteś ubrana w czarną sukienkę. Tak czy siak będzie ci gorąco – mruknęła i potarła w palcach delikatny materiał ubrania.
- Mi nie pasują jasne kolory. – burknęłam, ucinając dalszą dyskusję. Odpowiedziało mi ciche prychnięcie z jej strony.
    Z oddali dochodził gwar i dźwięki różnych instrumentów. Wzdrygnęłam się, wiedząc, że będę musiała przebywać wśród tak wielu ludzi. Aelin wydawała się być zadowolona z tego faktu. W końcu będzie miała okazję poznać podobnych sobie.
- Tu się rozdzielamy – oznajmiła i od razu skierowała się w swoją stronę, zostawiając mnie samą sobie. 
 Zacmokałam niezadowolona i wypatrzyłam sobie zacienione miejsce na uboczu. Usiadłszy na omszonym murku przygarbiłam się, by kurtyna czerwonych włosów zasłoniła mą twarz. Bez kaptura czułam się nieswojo, jakbym zapomniała czegoś niesamowicie ważnego. Miałam stąd widok na większość stoisk, ludzi i scenę. Z każdą chwilą przybywało gości. Nawet nie zauważyłam, kiedy straciłam Aelin z oczu. Poczułam na sobie zimny dreszcz. Jeśli coś jej się stało? 
Ona jest dorosła, idiotko – zbeształam się w myślach. Skoro przez parę miesięcy dała sobie radę beze mnie, to teraz tym bardziej. A ja powinnam skorzystać z tego, że akurat jestem na festiwalu w Xa. Wziąwszy głęboki wdech wstałam z chłodnego murku i poprawiłam sukienkę tak, by tył z powrotem opadał za kolana, a nie sięgał mi do połowy ud. Grzywkę, z którą wiatr utrudniał mi współpracę, założyłam za ucho i dumnym krokiem ruszyłam ku centrum festiwalu. 
  Spokój, który przez moment mnie opanował wyparował natychmiast, gdy zobaczyłam moją ucieszoną siostrę.
- Jak ty wyglądasz?! – warknęłam, przyciągając ją do siebie – Coś ty zrobiła z normalnym ubraniem?!
- Dostałam ten strój od elfów leśnych – powiedziała, nie przestając się uśmiechać. 
Białowłosa miała na sobie błękitną, dopasowaną bluzkę, która kończyła się parę centymetrów pod piersiami. Do tego spódnicę, która bardziej przypominała dwa kawałki materiału, zszyte ze sobą jedynie na biodrach i półprzezroczystą chustę na ustach. 
- Masz chociaż swoją bieliznę? – parsknęłam, mierząc ją raz jeszcze od stóp do głów.
- Zdjęłam! – zawołała, pokazując mi język. 
- Nie mam do ciebie sił..
- No żartuję przecież! Rozchmurz się! – mruknęła, podnosząc kąciki moich ust do góry – Jeśli cały czas będziesz chodzić naburmuszona, wystraszysz wszystkich gości..
Odpowiedziałam jej jedynie westchnięciem, po czym ruszyłam za nią w tłum ludzi. Aelin wiodła mnie między stoiskami z jedzeniem, artystami i całą resztą zgromadzonych na festiwalu. W końcu wskazała na jedną z budek. Wykonana była z ciemnego drewna, a gdzieniegdzie miała ozdoby w kolorach szkarłatu i srebra. Idealnie komponowała się wraz z zielenią morza i błękitem nieba. 
- Musisz trafić w sam środek, żeby wygrać naszyjnik przynoszący szczęście – wyjaśniła, ruchem głowy wskazując na tarczę. W jej centralnym punkcie znajdowała się mała, żółta kropka. Na półeczce, znajdującą się nad nią, była otwarta szkatułka z, wcześniej wspomnianą, biżuterią. Ów naszyjnik zawieszony był na czarnej wstążce. Uwagę jednak przyciągał krwistoczerwony kamień, otoczony ciemnym metalem, który zaś pozawijany był w kształt róż.
- Nie wygląda na taki, który miałby przynosić szczęście, powiem ci.. – mruknęłam, unosząc lekko brew. 
- Optymistka.. – burknęła – Masz go wygrać.
Skwitowałam to jedynie głośnym parsknięciem i niedowierzającym spojrzeniem, skierowanym w stronę siostrzyczki.
- A co za to będę miała?
- Załatwię ci taki strój – odpowiedziała z szerokim uśmiechem, wskazując na siebie.
- Nie jestem pewna, czy to jest tego warte, ale okej. Postaram się.
Po tych słowach podeszłam do starszej kobiety, stojącej za ladą. Po krótkiej wymianie zdań i zapłacie dostałam łuk i jedną strzałę. Wskazała mi miejsce, z którego miałam oddać strzał i z pokrzepiającym uśmiechem życzyła powodzenia. Aelin stanęła obok mnie i założywszy ręce na piersiach przypatrywała się moim poczynaniom. Ja zaś napięłam łuk i wycelowałam w kropkę, która z tej odległości przypominała mrówkę.
- Jak.. Ja mam.. W to trafić..? – wybełkotałam, przymykając jedno oko. Dwa uderzenia serca później oddałam strzał i.. I chybiłam o parę milimetrów.
- Jesteś beznadziejna w te klocki..  – mruknęła niezadowolona elfka i prychnęła, udając pogardę do mej skromnej osoby.
- Skoroś taka mądra, to sama sobie w to traf! – fuknęłam, skrywając uśmiech. Ta w odpowiedzi pokazała mi język i wyrwała broń z ręki, oddając ją na ladę. 
- Myślałam, że jesteś lepsza w łucznictwie  – bąknęła, wbijając mi łokieć w żebra.
- A ja myślałam, że jesteś mądrzejsza – odparłam, lekko ją popychając. 
Elfka nie pozostała mi dłużna - popchnęła mnie z taką siłą, że wpadłam na jakąś osobę, oglądającą jakąś wystawę przed jedną z budek.
- Przepraszam, moja wina.. – wymamrotałam, poprawiając grzywkę, która nagle przypomniała sobie, że nie zgadza się z prawami fizyki. W tym samym momencie usłyszałam za sobą stłumione parsknięcie. Ona nie dożyje jutra. Już ja o to zadbam..

[ Na kogóż wpadła Asiria? :P ]

Od Abelarda cd. Nifenye

Nadszedł czas, by odłożyć przyjemności na bok i wrócić do obowiązków. Całkowicie poddałem się woli dziewczyny, pozwalając jej na prowadzenie mnie za rękę, jak syna. Z drugiej strony czułem się skrępowany na samą myśl, jak mogło to wyglądać z perspektywy zwykłego obserwatora. Wielki chłopak ciągnięty przez maleńką damę. Doprawdy zabawny i godny zapamiętania widok. Mimowolnie uśmiechnąłem się pod nosem, powoli pozbywając się tego dziwnego uczucia ograniczenia. W końcu dotarliśmy do naszego improwizowanego obozowiska, strzeżonego przez dzielne rumaki. Nawet przymykając oko na to, że jeden spał, a drugi przetrząsał moje rzeczy. Nie można było go zostawić nawet na moment, bo już mu się nudziło. I musiał znaleźć sobie zajęcie, akurat takie. Skaranie boskie z tym gościem. Puściłem dłoń Nifenye, kierując się w stronę Chiefa, który w najlepsze wyjadał nasze zapasy. Wszędzie walały się jabłka, banany, lekko nadgryzione, oczywiście. Stanąłem naprzeciwko hultaja, pukając go lekko w pysk. Ten uniósł łeb, iście teatralnie. Pewnie myślał, że to moja towarzyszka, ja przecież nigdy bym tak cicho nie stąpał, prawda? Niestety najwyraźniej mocno się zdziwił, bowiem aż wypuścił ogryzek, który poturlał się prosto pod moje nogi. Przybrałem najbardziej karcącą minę, jaką tylko potrafiłem i wycelowałem palcem najpierw w karego, potem w stronę dowodu zbrodni.
― Tobie się chyba do końca w tym ptasim móżdżku poprzewracało, hm? Żeby wyjadać nasze zapasy! Od zawsze wiedziałem, że jesteś w pewnym stopniu głupi, ale żeby aż tak?! No chłop...― Parsknął, ukazując swoje niezadowolenie i przy okazji jeszcze mnie opluł. Wytarłem dłonią mokre miejsca, już naprawdę zły.― Chamstwo w państwie! Ty ciemnoto Avayska! Co cię podkusiło do tego?! Zobaczysz, wrócimy i z chęcią wymienię cię na lepszy model! I w końcu będę miał święty spokój...
Gdy zaczął trącać mi dłoń pyskiem- cała złość zaczęła się ulatniać, by po chwili nie pozostał po niej żaden ślad. Mogłem być zły na Chiefa, prawda. Ale tak naprawdę cwaniak ten był moim ukochanym przyjacielem. Jakkolwiek by to nie zabrzmiało. Całkowicie zmiękłem. Objąłem jego szyję, przytulając, jak to robiłem za młodu. Chłopiec i jego koń.
― No dobra, stary... Nie przerobię cię na kabanosy. Ale masz pomóc w uprzątnięciu tego całego syfu. Inaczej będę zły.

⦓NIFENYE? Ciekawe widoki XD

środa, 28 czerwca 2017

Od Zdrajcy ◈PRZEPUSTKA DO NOWEGO ŻYCIA?◈

Stoiska z przedmiotami wszelakiej maści otwarto już pierwszego dnia. Sprzedawcy przekrzykują się wzajemnie, namawiają przechodniów do kupna biżuterii, egzotycznych potraw, a także tajemniczych figurek i mikstur. Stary wilkołak najbardziej przykuwa uwagę, choćby swym nietypowym ubiorem.
To właśnie do niego podchodzisz, oglądając fiolki mieniące się wszystkimi kolorami tęczy. Podobno po wypiciu jednej z nich twoje życie zmieni się nie do poznania.
⤷ WYKONANIE: Dowolne
⤷ MINIMALNA ILOŚĆ SŁÓW: 1000
⤷ WYMAGANIA ROZGRYWKI: Kupno, działanie.
⤷ NAGRODY: Wybrana moc; fiolka z Eliksirem Uzdrawiania [1 sztuka]; 20-40 punktów.

I znowu powrót do tego zatłoczonego, hałaśliwego miejsca. Zdrajca obracała w dłoniach złotą monetę, zarobioną dosłownie przed chwilą za pomoc, przy naprawianiu głównej sceny. Tańce godowe trolli nie są tym, co drewno znosi najlepiej. W przyszłym roku Król Xa zapewne postara się o kamienną podstawę na taką właśnie ewentualność.
Kolorowe stoiska kusiły różnorakimi produktami, sprzedawcy przekrzykiwali siebie nawzajem, chcąc jak najszybciej opchnąć jak najwięcej towarów, po możliwie jak najwyższej cenie. Festiwale nie były zdecydowanie dobrym czasem, na kupowanie czegokolwiek. A jednak czarnowłosa miała złotą monetę i pragnęła ją wydać. Sama nie wiedziała na co. Rozglądała się w poszukiwaniu... czegoś. Czegoś, co zwróciłoby jej uwagę, co mogłoby... nie no, powiedzmy sobie szczerze – nie musiałoby przedstawiać żadnej wartości. Miało jedynie zająć ją na chwilę, w jakiś sposób zabawić.
Wtem, uwagę dziewczyny zwrócił dość nietypowy, nawet jak na ten festiwal, sprzedawca. Nie był człowiekiem – oj nie, nawet najbardziej nietypowy człowiek nie mógłby wyglądać AŻ TAK nietypowo. Był... Niemal dwumetrowym wilkołakiem, w swojej wilczej postaci, o masywnych barkach, na których narzucone miał luźne ponczo, spod pół którego wystawały elementy zbudowanej z żelaznych płyt spódniczki. Do tego na głowie miał kapelusz z olbrzymim rondem, na którego końcu, w względnie równych odstępach powieszone były różne trofea wojenne takie jak zęby (zapewne zabitych wrogów), rogi (czyżbym widziała róg jednorożca?), sztylety , pukle włosów oraz... to chyba była połowa ludzkiej szczęki.
Wilkołak powarkiwał coś po wilczemu, jednak niewiele mówił do członków innych ras. Może nie znał wspólnego, a może jego budowa nie pozwalała mu na wydawanie innych dźwięków? Kroki Zdrajcy skierowały się ku niemu. Chciała zobaczyć, co tak nietypowo ubrany lykantrop może trzymać na swoim bazarku. Gdy zbliżyła się, ze zdumieniem odkryła cały wachlarz mikstur, jednak gdy pochyliła się, by przeczytać ich nazwy, stwór warknął gwałtownie, ostrzegawczo. Czarnowłosa cofnęła się o krok i już miała odchodzić, gdy zobaczyła, że  wilkołak trzyma w łapach buteleczkę i wyczekująco na nią patrzy.
- Myślałam, że mnie wyganiasz – mruknęła, czując się trochę, jakby mówiła do wyjątkowo dużego i groźnego psa. Na to stwór tylko warknął i podał dziewczynie flakonik. Do jego korka przyczepiona była karteczka z ceną i krótką informacją. „Twoje życie zmieni się nie do poznania” – głosił napis. Zdrajca spojrzała pytająco na stwora, a ten poklepał łapą olbrzymi napis, przybity do tylnej ściany stoiska: „Hoffsk i [zamazany wyraz] wiedzą, czego ci potrzeba”.
- Na pewno nie zmiany życia – zauważyła czarnowłosa z przekąsem, mimo to zapłaciła za flakonik i odeszła. Teraz, zamiast monety, obracała w dłoni niewielką buteleczkę. „Twoje życie zmieni się nie do poznania”, tak? Wolała chyba, żeby nie zmieniło się gwałtownie na oczach przechodniów, bo mogłoby to być dość... kłopotliwe. Wyszła z targowiska i udała się w nieco spokojniejsze regiony miasta. Przycupnęła w jakiejś tymczasowo opustoszałej  uliczce i odkorkowała eliksir. Barwna ciec wewnątrz buteleczki zalśniła lekko przy kontakcie z powietrzem. Zdrajca wzruszyła ramionami i jednym łykiem opróżniła całość. Od razu po jej ciele rozlał się nieprzyjemny chłód, paraliżując wszystkie mięśnie. Czarnowłosa poczuła wzbierającą panikę. Nie mogła się poruszyć. Chciała się poderwać i uciekać. Uciekać, byle dalej od tego miejsca, od tego świata, od własnego ciała! Gwałtownie wszystko ustało. W pierwszej chwili dziewczyna nie poczuła żadnej zmiany, jednak wstając kosmyk włosów opadł jej na twarz, uniosła dłoń, by machinalnie zaczesać go do tyłu i omal się nie zachłysnęła powietrzem widząc, że jest jasnobrązowy. Już dawno nie miał takiej barwy – dziewczyna wiedziała, z jakimi konsekwencjami wiązałoby się doprowadzenie włosów do takiego stanu. Jednak w tamtym momencie nie czuła żadnych skutków ubocznych blaknięcia włosów. Od razu zaczęła badać swoje ciało w poszukiwaniu znamienia kruka, jednak go nie znalazła. Eliksir usunął z niej przekleństwo demona. A nawet więcej! Uczynił ją człowiekiem! Mogła teraz wrócić do rodzinnych stron!
Nie. Nie mogła wrócić i dobrze o tym wiedziała. Nawet jeśli nie była już demonem... niektórych rzeczy się nie wybacza, bo nie mogą zostać wybaczone. Mimo wszystko czuła ulgę. Aż do tej pory nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo ciąży jej demoniczna natura. Wstała, czując się lekko jak nigdy przedtem i ruszyła w kierunku zgiełku festiwalu. Po raz pierwszy od dawna naprawdę mocno się zabawić.
***
Naprawdę mocne zabawy mają to do siebie, że przerażająco często nic się z nich nie pamięta. Zapytana o to, w jaki sposób znalazła się na obrzeżach miasta zapewne nie byłaby w stanie tego wyjaśnić. W końcu ledwie przed chwilą wdała się w zajadłą bójkę z jakimś pijanym krasnoludem, co cały czas wyraźnie czuła w obolałym brzuchu. Świtało, choć dziewczyna nie pamiętała, by słońce zachodziło. 
Wzruszyła ramionami. Nie miała wpływu na to, co się stało. Jeśli dobrze się bawiła, na co wyglądało, nie ma co żałować, że nic z tego nie pamięta. Już miała wracać na festiwal, ponownie oddać się zabawie lub (co przypomniała jej bardziej praktyczna strona) znaleźć jakieś zajęcie, by mieć za co bawić się na festiwalu, gdy jej uwagę przykuł samotny chłopiec, siedzący na poboczu. Głowę miał schowaną pomiędzy nogami. Cały się trząsł, nie wiadomo – z zimna czy płaczu. Normalnie Zdrajca minęłaby go, nie zwracając uwagi na los dzieciaka, jednak po wypiciu mikstury powróciła do czasów swojego dzieciństwa. Czasów, gdy nie była w stanie przejść obojętnie koło nieszczęścia innych.
Przycupnęła koło dzieciaka i zarzuciła na niego swój płaszcz. Chłopczyk uniósł głowę i spojrzał na czarnowłosą. W oczach miał łzy.
- Nie ma co się mazgaić, jesteś facetem czy nie? – spytała czarnowłosa z zaczepnym uśmiechem.
- Nie wiem... – chłopiec zaniósł się kaszlem, gdy jakiś czarny cień powoli wypłynął na jego policzek. 
Zdrajca zmarszczyła brwi i gwałtownie obróciła głowę dzieciaka, by lepiej przyjrzeć się zjawisku. Przez chwilę tempo wpatrywała się w znamię, wyłaniające się powoli spod włosów dziecka. Rozwarty dziób wydawał się krakać żałośnie.
- Od jak dawna to masz? – spytała tempo, delikatnie gładząc czarny pysk.
- Od wczoraj, po południu – wyznał cicho. – Medyk twierdzi, że to znak szatana, że... umrę... – po tych słowach ponownie zaniósł się kaszlem.
- Nie, nie umrzesz – powiedziała tempo dziewczyna, wstając powoli i podnosząc chłopczyka. -  Idziemy. – Pociągnęła go za sobą w kierunku miasta. Od dawna, bardzo dawna nie czuła tak silnie gotującej się w jej wnętrznościach wściekłości.
***
Sprzedawcy powoli rozstawiali swoje kramy na placu. Ranek był chłodny, więc wielu z nich miało na sobie grube futra lub kurty. Nieliczni klienci kręcili się już po targowisku, jednak prawdziwy ruch miał się zacząć dopiero za parę godzin – gdy balujący do późna przybysze zwloką się wreszcie z miejsc, w których pozasypiali w szale zabawy, zwykle porządnie spici. Zdrajcy było to na rękę. Nie chciała mieć światków przy rozmowie z wilkołakiem.
Do straganu osobliwego sprzedawcy dotarła bez większego problemu, jednak w pierwszej chwili nie poznała samego wilkołaka. Nie zmienił ubrania co prawda, jednak... tym razem występował w swojej ludzkiej formie. I chyba to go uratowało przed oberwaniem kilka razy sztyletem między żebra. Morderczy zamiar, z jakim przyszła tu dziewczyna nieco przygasł. Co nie przeszkodziło jej w gwałtownym uderzeniu go w podbródek, gdy tylko była w stanie upewnić się, że ma do czynienia z właściwą osobą.
- Ała! – krzyknął. – Za co? Eliksir się nie spodobał?
- Nic nie pisało o konsekwencjach – warknęła Zdrajca, na zmianę prostując i zaciskając palce. Sprzedawca miał całkiem twardą szczękę.
- Zawsze są konsekwencje, to pierwsze prawo magii – młodzieniec przewrócił oczyma.
- Odwróć to – czarnowłosa postawiła przed sobą chłopaka i pokazała na bliznę, która w tym momencie przechodziła przez całą twarz dzieciaka. – Chce to z powrotem.
Handlarz ukląkł przed  chłopcem i przejechał dłonią po czarnym kruku.
- Uhuhu... znamię śmierci. Jesteś pewna? Z czymś takim nie pożyjesz długo. – Podniósł głowę do góry i spojrzał nieco wilczo na dziewczynę. – Jesteś tego pewna.
- Mam to od lat – parsknęła. – Wątpię, by teraz nagle coś się miało zmienić.
- Od lat? – Wilkołak wyglądał na zdziwionego, jednak szybko się pohamował. Wstał i na chwilę zniknął za stoiskiem, by wrócić z buteleczką z błękitnym płynem. – Jeśli jesteś tego pewna, po prostu wypił – polecił, podając eliksir dziewczynie. Uważnie patrzył, gdy brunetka wyduldała całą zawartość flaszeczki i podtrzymał ją, gdy zwiotczałe mięśnie nie były w stanie utrzymać ciężaru jej ciała. Włosi dziewczyny na powrót stały się czarne, a znamię powróciło na swoje miejsec – znalazło się na szyi, oplatając ją niczym obroża.
- Znamię śmierci żywi się swoim nosicielem. Powinno wyssać z ciebie całą energię po najwyżej tygodniu – powiedział cicho.
- To nie jest znamię śmierci – zapewniła go Zdrajca, puszczając wreszcie dłoń chłopczyka. – Lepiej nie uszczęśliwiaj ludzi na siłę. Na pewno ci nie podziękują, jeśli przez te głupie eliksiry ktoś z ich bliskich będzie cierpiał.
- Ja... – zaczął wilkołak, jednak dziewczyna obróciła się na pięcie i odeszła, nie zdradzając dłużej zainteresowania rozmówcą.
-  Jestem już zdrowy? – spytał chłopczyk nieśmiało. Wilkołak poklepał go po głowie i wcisnął w dłoń złotą monetę.
-  Zmykaj mały – powiedział z uśmiechem, a rozradowany dzieciak pobiegł do swojego domu.

Od Zdrajcy cd. Rimy

  Zdrajca milczała przez chwilę, po czym skinęła głową. Nie było sensu sprzeczać się z dziewczyną - zajęłoby to zbyt wiele czasu, którego ciemnowłosa nie miała. Powoli jej mania prześladowcza zaczynała dawać o sobie coraz silniej znać. Musiała się ulotnić z tego pomieszczenia i musiała to zrobić teraz.
  Elfka pomogła dziewczynie wstać, jednak ta niechętnie odsunęła ją lekko od siebie i utykając ruszyła do wyjścia. W tym właśnie momencie do korytarza wszedł mężczyzna, ubrany jak medyk i ze zdziwieniem zauważył niedawną pacjentkę maszerującą w stronę wyjścia.
- Proszę pani... - zaczął, jednak podświadomie czując, ze dziewczyna się nie odwróci, zamachał gwałtownie rękami i krzyknął do pary starszych gwardzistów, siedzących pod ścianą. - Zatrzymajcie ją!
  Ci błyskawicznie poderwali się z miejsc i rzucili w kierunku wskazanej osoby. Lata służby zawsze odbijają jakieś piętno na ludziach. W wypadku gwardzistów była to nieodparta potrzeba wkonywania rozkazów ludzi, którzy wyglądają jakby mieli prawo je wydawać. 
  Jasnowłosa, widząc zamieszanie, obróciła się i strzepnęła dłońmi w kierunku biegnących. Buchnęło z nich coś na kształt lodowatej pary, na chwilę dezorientując mężczyzn i dając kobiecie niezbędne sekundy do zawrócenia i pognania za kuśtykającą gdzieś w bok czarnowłosą.
  Zdrajca, pomagając sobie ścianą szpitala, a potem, wbrew sobie, korzystając z pomocy nieznajomej zdołała przedostać się kilka przecznic od szpitala, gdzie obie dziewczyny zatrzymały się. Czarnowłosa dyszała, jakby całą drogę pokonała biegiem. Faktycznie nie było z nią najlepiej, skoro tak krótki dystans zdołał ją zmęczyć. Puszczona przez elfkę powoli osunęła się na ziemię i oparła o ścianę budynku.
- Teraz mam wobec ciebie jeszcze większy dług - mruknęła, przymykając oczy.
  Jasnowłosa przycupnęła koło niej.
- Nie mogłam przecież pozwolić, żebyś zginęła, prawda? - zapytała, uśmiechając się lekko.
- Ja bym tak zrobiła - mruknęła czarnowłosa, nie podnosząc powiek. - Zdrajca.
- Co? - Elfka drgnęła lekko, nie mogąc w pierwszej chwili pojąć związku.
- Moje imię - sprostowała czarnowłosa, powoli otwierając oczy i patrząc na skrawki widocznego nad budynkami nieba. - A twoje?

『"Irytująca towarzyszko"? XD』

wtorek, 27 czerwca 2017

Od Asirii - Cd. Xarthawlsa

   Zmierzyłam jasnowłosą od stóp do głów.
- Czy ty jesteś głupia? – warknęłam, podpierając dłoń na biodrze. – On próbował nas sparaliżować, albo kij czort wie, a ty chcesz po prostu iść sobie spać?!
- Nie wiem, z czego robisz taką aferę. Jest zamrożony, więc się stąd nie ruszy – odpowiedziała, wzruszywszy ramionami.
Po usłyszeniu tych słów zaniemówiłam. Jak można wykazywać się aż taką nierozwagą?! Sama jestem sobie winna tego, że oddałam się w objęcia snu, jednak nie miałam zamiaru popełniać drugi raz tego błędu. W przeciwieństwie do panny Reyes.
- Dobra, idź już – burknęłam – ja nas będę pilnować, skoro tobie się chce aż tak bardzo spać.
Stąd dostrzegłam, jak Victoria przewróciła oczami i wróciła w stronę jaskini. Ja zaś oparłam się o pieniek drzewa, które stało nieopodal i z głupim uśmiechem obserwowałam nieruchomego mężczyznę.
- Jeden głupi ruch z twojej strony – zaczęłam – a wylądujesz na dole. W kawałkach.
Prawdopodobnie chciał mi odpyskować. Usłyszałam jednak coś w stylu "mbhhh". W odpowiedzi jedynie prychnęłam i poprawiłam kaptur, który zdążył się już lekko zsunąć.
    Nadal zastanawiało mnie, kto go przysłał. Miałam już tylu wrogów, że mógłby to być ktokolwiek. Po krótkiej chwili namysłu zdecydowałam, że przepytam go koło południa. Jeśli będzie niegrzeczny, Victoria zrobi użytek ze swoich mocy. A jeśli ona nie będzie współpracować - ja się ulotnię.
    Paręnaście minut później, usłyszałam nad sobą znajomy śpiew. Jak to jest możliwe, że znajdzie mnie, nawet, jeśli będę na drugim końcu kontynentu? Wyciągnęłam dłoń przed siebie, by jaskółka mogła spokojnie wylądować. Kilka sekund później, mały ptak siedział zadowolony na moim palcu wskazującym. Uspokoiła się, zapewne czując, że powinna być cicho. Powolnymi kroczkami ruszyła ku mojemu ramieniu. Zamarła jednak w połowie drogi. I w tym samym momencie zobaczyłam dlaczego.
Pinterest
    Zza kamiennej krawędzi, powoli wysunął się biały łeb. Do złudzenia przypominał ludzki, acz był parokrotnie większy. Oczy stworzenia były całkowicie czarne, podobnie zaś, jak włosy. Po chwili pojawiły się jego kończyny. Niewyobrażalnie długie i ciemne, jak nocne niebo. Przypominały odnóża pająka.
  Poruszyłam się nieznacznie, by schować się za drzewem. Czytałam kiedyś, że istoty podobne tej władają w podziemiach gór. Ich wzrok jest niesamowicie słaby, podobnie zresztą, jak słuch. Ich plusem były rozmiary. Gaava miały to do siebie, że budziły strach istot, które nie wiedziały o nich nic. Poszczęściło się nam, że była noc, a niebo całkowicie zachmurzone.
  Kreatura powolnym ruchem wyciągnęła łapę przed siebie, zapewne, by obadać teren. Wtem przypomniałam sobie o białowłosym. Był mi potrzebny do ustalenia, kto go na nas nasłał. Gdyby nie to, rzuciłabym go jako pokarm dla istoty. Chwyciłam za łuk, leżący nieopodal mnie i napięłam go. Wybrałam do tego strzałę o najcięższym grocie, by narobiła jak najwięcej hałasu. Oddałam strzał, trafiając w wybrane przez siebie miejsce. Drewniany pocisk utkwił w małej szczelinie po drugiej stronie kanionu. Przy okazji, ze ściany opadło parę większych kamieni, które dość głośno opadły na dno. Potworowi zajęło dobrą chwilę, by odwrócić się i sprawdzić co się stało na dole. Ja w tym czasie dobiegłam do bladego mężczyzny i chwyciłam go pod ramię, ciągnąc następnie w stronę jaskini. Nie dbałam o to, czy coś mu się stało. Właściwie, byłabym zadowolona, gdyby jego nogi urwały się gdzieś po drodze. Może to zadziałałoby na niego tak, że odechciałoby mu się denerwowania mnie i czarodziejki. Zerknęłam przelotnie na drogę, którą przebyliśmy. Pff, jednak udało mi się go dociągnąć w całości..
   Tak skupiona na przeniesieniu zamrożonego mężczyzny nie zauważyłam, że Gaava śledzi mnie wzrokiem. Dotarło to do mnie dopiero wtedy, gdy jej łapa wystrzeliła w moją stronę z niesamowitą prędkością. Dosłownie cudem udało mi się nad nią przeskoczyć.
- Wstawaj! – wywrzeszczałam do jasnowłosej, która nadal sobie spokojnie drzemała.
- Co? Kt.. – zaczęła, jednak nie pozwoliłam jej dokończyć.
- Odmróź go i uciekajcie jak najdalej stąd. Postaram się dać wam jak najwięcej czasu. Najwyżej Ae znów mnie będzie musiała składać.. – dodałam ciszej i posłałam ponaglające spojrzenie ku czarodziejce.
- I postaraj się nie zginąć, będziesz mi później potrzebna! – zawołałam, widząc, jak łapsko kolejny raz mknie ku mnie. Tym razem nie udało mi się zrobić uniku. Czarna, niczym smoła dłoń, objęła mnie mocno w pasie i wyciągnęła z groty. Potwór był zajęty mną, dzięki czemu Victoria i mężczyzna mogli spokojnie uciec. Ja posłużyłam się ukrytym ostrzem, które wbiłam w kończynę Gaava. Wytrysnęła na mnie ciemna, cuchnąca posoka, a chwyt zelżał. Po chwili potwór mnie puścił, zapewne nie spodziewając się kolejnego cięcia. Poleciałam paręnaście metrów w dół. Zdołałam jednak chwycić się jakiegoś wystającego patyka, zaciskając przy okazji zęby na wargach. Prawdopodobnie, dość poważnie uszkodziłam dłonie.. Poczułam na sobie wzrok wężopodobnej postaci, a moment później ostry ból w lewym boku. Ciepło natychmiast rozeszło się od rany w dół. Kreatura zbliżyła swój pysk do moich nóg. Podciągnęłam się w górę w momencie, gdy jej szczęki spróbowały pożreć mnie od pasa w dół. Stworzenie warknęło głucho, i spróbowało raz jeszcze. W chwili, gdy pysk był centymetry od moich stóp, z całą siłą wbiłam nogę w jej oko. Jej skrzek był tak głośny, że z góry posypały się kamienie, a parę z nich wpadło w zranione przeze mnie miejsce. Wyciągnęłam nogę z oczodołu Gaava z głuchym mlaśnięciem. Była oblepiona tą samą ciemną, śmierdzącą substancją, co ręka. To definitywnie spowodowało, że stwór wycofał się z powrotem w dół kanionu. Nie poczułam jednak ulgi - rana na boku wydawała się poważna. Nie mogłam jednak dojrzeć tego, jak głęboko ciął potwór. Traciłam powoli dech w piersi, a z rannymi dłońmi ciężko było mi się ruszyć. Jęknęłam cicho, z bólem przesuwając się w stronę kamiennej ściany. A nuż, może udałoby mi się po niej wspiąć..?
   Aczkolwiek moje ręce miały w planach co innego. Postanowiły nagle stracić czucie, tym samym sprawiając, że puściłam gałąź i runęłam w dół. Przynajmniej nie poczułam uderzenia, bo w międzyczasie straciłam przytomność.
Ideolo.

[ Victorio? Trzymajsię, niepuszczajsię~ ]

Od Xarthwlsa - cd. Victorii

   Nasza ucieczka trwała do wieczora kiedy to skatowani całodniowym wysiłkiem znaleźliśmy odpowiednie miejsce na nocleg, była nim sporej wielkości jaskinia w której można było się schować i spokojnie przespać noc. Wszyscy położyliśmy się wprost na ziemi, jednak tylko Victoria beztrosko zasnęła, dziewczyna przedstawiona mi jako Eta przez następne kilka godzin pilnowała mnie. Około pierwszej nad ranem zasnęła lekkim snem, tylko w takich wypadkach byłem wdzięczny memu "ojcu" za otrzymaną moc, bezszelestnie uniosłem się w powietrzu wyjmując jednocześnie małe zawiniątko. Sprawiłem, że przedmiot zawisł nieruchomo i podpaliłem go wylatując z wnętrza jamy która natychmiast zaczęła wypełniać się gęstymi kłębami dymu.
   Spokojnie siadłem sobie na klifie czekając na efekty wywołane przez mój "prezent", minęła chwila po której z oparów wyłoniła się rudowłosa niewiasta która z morderczą wręcz precyzją doskoczyła do mnie i przyłożył mi sztylet do gardła. Z naciętej rany polały się szkarłatne krople krwi brudzące świeżo wyprany kaftan.
- Koniec tych gierek, od początku wiedziałam, że coś jest z tobą nie tak - rzekła nonszalancko
skrytobójczyni - A teraz gadaj, dla kogo pracujesz?
- Zaprawdę, zaskoczyłaś mnie. Sądziłem, że ta mieszanka sparaliżuje cię choć na chwilę - odparłem próbują odchylić moje gardło jak najdalej od zabójczego narzędzia.
- Mówisz do mnie tak jakbyś był na zwycięskiej pozycji.
Już miałem pięknie ją zripostować gdy z kłębów dymu wyłoniła się druga z dziewczyn otoczona magiczną barierą.
- No bez jaj, równie dobrze mogłem wrzucić do środka skunksa. Kto by się spodziewał, że to nie zadziała na żadną z was.
Czarodziejka niemrawo przecierała oczy próbując skupić wzrok na naszej dwójce.
- Co tu się dzieje?
- Bo widzisz, właśnie...
- On jest zdrajcą ! - wykrzyknęła Eta brutalnie przerywając moją wypowiedź
- Ale kogo zdradził ? - skontrowała jeszcze nie do końca trzeźwa czarodziejka
Po minie dziewczyny mogłem wywnioskować, że poważnie rozważała możliwość uderzenia się w twarz.
- Nas !
Nastała chwila ciszy, tak jakby czas się zatrzymał. Szum wiatru rozbrzmiewał w naszych głowach, napięcie dosłownie sięgało zenitu. Wtedy właśnie dało się usłyszeć:
- Aha
Twarz pierwszej z dziewczyn mimo, że starała się ukrywać emocje drgnęła zauważalnie.
Jej towarzyszka podniosła rękę do góry, magiczny krąg o skomplikowanych wzorach pojawił się nad jej kciukiem oraz środkowym palcem. Pstryknięcie sprawiło, że atmosfera się ostudziła, dosłownie. Po prostu zamieniła mnie w kostkę lodu...
- I po problemie, przepytamy go rano a teraz chodźmy już spać, padam z nóg. 

poniedziałek, 26 czerwca 2017

Od Rimy - Cd. Zdrajcy

   Po tym, jak mężczyzna wziął ciemnowłosą kobietę ze sobą, zasiadłam na długiej, drewnianej ławie. Wbrew pozorom, martwiłam się o nią. Prowincjonalni lekarze mieli, aż nazbyt często, doświadczenie równe mojemu. A rzadko kiedy zdarzało się, by w tych okolicach pojawili się dobrze wykształceni ludzie, którzy potrafili skutecznie ratować życie. Gdybym była przygotowana, sama bym ją zszyła. W końcu tyle razy brałam udział we wszelakich operacjach, że bez trudu dałabym radę. 
   Oparłszy się o chłodną, kamienną ścianę, wsłuchana w odgłosy stóp ludzi, oddałam się w objęcia boga snu. Choć, była to raczej drzemka; czuwanie. Wybudził mnie z niej nagły ruch obok mnie. Dokładniej, na krześle po mojej prawej. Zamrugałam parokrotnie, by wzrok przyzwyczaił się do światła rzucanego przez pochodnie i przyjrzałam się przybyłej osobie. 
- Jesteś tą dziewczyną z wcześniej? – wymamrotałam – Nie powinnaś wstawać tak od razu.
- Jest dobrze. Uratowałaś mi życie – odpowiedziała, wzruszając ramionami.
- I prawdopodobnie zrobię to drugi raz – odrzekłam, lustrując ją dokładnie. Nadal była blada, a w jej oczach nie było ani krzty blasku. Z pewnością była słaba po operacji. – Wstawaj, idziemy cię ponownie położyć.
  Po wypowiedzeniu tych słów, chwyciłam niebieskooką za nadgarstek, lekko ciągnąc w swoją stronę. Nie chciałam się z nią szarpać, by rana się ponownie nie otworzyła. Dziewczyna jednak nie chciała ze mną współpracować. Musiałam więc odpuścić, właśnie dlatego, by nie zrobić jej krzywdy. Spojrzałam wprost w jej oczy i zmarszczyłam brwi. 
- Rana jest jeszcze świeża. Jeśli będziesz chodzić, ponownie się otworzy i trzeba będzie znów tamować krwotok – powiedziałam, podpierając rękę na biodrze.
- Nie mogę tu zostać. I tak zabawiłam tu zbyt długo. Chcę spłacić dług i wyjechać.
- Ale jesteś poważnie ranna.. – próbowałam – Nie wskazane jest..
- Rana w boku nie jest poderżniętym gardłem – ucięła – Więc?
- Ale jest tak samo niebezpieczna – odparowałam. Wiele razy widziałam rany podobne tej. Asiria zdecydowanie na siebie nie uważała, co skutkowało częstymi zapaleniami i groźnymi dla jej życia stanami. – Wiem, co mówię.
   Ciemnowłosa była jednak nieugięta. Uparcie siedziała na krześle, wpatrując się we mnie błękitnymi oczyma. Westchnęłam dość głośno i pomasowałam skronie.
- Pomogę ci stąd wyjść. Ale jeśli pozwolisz mi pójść z tobą, bym w razie czego mogła szybko zareagować – zaproponowałam po dłuższej chwili. Jeśli ciemnowłosa się nie zgodzi, będzie musiała radzić sobie sama z pracownikami, zapewne równie upartymi, jak ona sama. A jeśli wyrazi chęć, będzie przez jakiś czas podróżować z kimś, w rodzaju uzdrowicielki. 
  Wyraziwszy swoje zdanie ponownie opadłam na ławę, dając jej czas na zastanowienie się. Choć, w sumie, tak czy inaczej uciekał. Kobiety z pewnością prędzej czy później zauważą brak na sali..

[ Zdrajco? Co powiesz na irytującą towarzyszkę? :3 ]

Od Zdrajcy ◈ZAGINIONY KOMPAN◈

Młoda elfka prosi cię o pomoc w odnalezieniu ważnej dla niej osoby. Nieszczęśnik najprawdopodobniej zabłądził gdzieś w górach, podczas przeprawy z Avai do Xa. Niestety jest to miejsce zdradliwe, gdzie łatwo o śmierć. Podejmiesz się wyzwania? Jeśli tak, to czy podróżny wróci cały i zdrowy do swojej towarzyszki?
⤷ WYKONANIE: Solo.
⤷ MINIMALNA ILOŚĆ SŁÓW: 900
⤷ WYMAGANE: Opis spotkania, poszukiwania oraz powrót. Nie szczędź szczegółów.
⤷ NAGRODY: Ellealis- broń, w której drzemie smocza dusza; 10-30 punktów.
  Czarnowłosa wreszcie, po wielu miesiącach podróży dotarła do Xa. Słynny festiwal, o którym mówiono we wszystkich mijanych przez nią miejscowościach, okazał się naprawdę wspaniałym wydarzeniem. Podróżując przez świat nigdy wcześniej nie spotkała takiej różnorodności rasowej w jednym miejscu. Wesołe tańce, kolorowe stragany, bardziej lub mniej dziwacznie wyglądający przechodnie, porywająca muzyka i wesołe śmiechy ulicznej ciżby. Tego klimatu nie da się opisać, siedząc przed pergaminem z śmierdzącym gęsią piórem. Tam trzeba było być.
  Zdrajca westchnęła czując, że od nadmiaru kolorów kręci jej się w głowie. To wszystko było piękne, wesołe i takie... festiwalowe, jednak jej nie przyzwyczajona do zgiełku głowa stanowczo protestowała przeciwko takiemu traktowaniu. Musiała na chwilę wyrwać się z tego chaosu i przysiąść w jakimś swojskim, ciemnym kącie, z którego słychać by było możliwie jak najmniej hałasów.
  Ruszając na poszukiwanie kryjówki, uwagę dziewczyny zwróciła piękna elfia kobieta, o blond włosach i błękitnych oczach, z wyraźną rozpaczą próbująca nakłonić przechodniów do... właśnie, do czego? Nawet z odległości kilku kroków czarnowłosa nie była w stanie zrozumieć treści jej słów, choć słyszała w nich rozpacz i błaganie. Jednak czy uczestnicy festiwalu przyjechali tu, żeby się smucić i roztrząsać losy jakiejś elfki? Nie! Przyjechali się bawić, tańczyć, śpiewać i pić. Kobieta była odsuwana i potrącana, nieraz na odchodnym poczęstowana niezbyt miłym słowem.
  Zaciekawiona Zdrajca nawet nie zauważyła, kiedy znalazła się dokładnie na wprost zapłakanej elfki.
- Błagam, pomóż mi – zawyła tamta, czepiając się rękawa tajemniczki. – Czemu nikt nie chce mi pomóc? Mój  brat... brat... – I zaniosła się niepowstrzymanym szlochem.
  Czarnowłosa patrzyła chłodno na kobietę, jednak pozwoliła jej wczepiać się w swoje ubranie.
- Jestem najemnikiem – powiedziała cicho. – Co będę za to miała?
  Widząc zainteresowanie ze strony nieznajomej elfka zaczęła gwałtownie dziękować, na co czarnowłosa tylko się skrzywiła i pociągnęła ją na bok. Środek festiwalu nie był najlepszym miejscem na takie sceny. Skoro elfka najprawdopodobniej skłonna była zapłacić za pomoc, to lepiej porozmawiać z nią w jakimś bardziej ustronnym miejscu. Zdrajca nie była pewna, dokąd pójść, więc skierowała kroki w kierunku granic miasta, jednak jasnowłosa, mamrocząc coś pod nosem, zawróciła ją i poprowadziła do... najwyraźniej swojego mieszkania.
  A było ono raczej niewielkie, jednak schludne. Pełne porozwieszanych wszędzie, suszonych ziół, różnorakich sprzętów, nieznanego przeznaczenia, garnuszków, moździerzy... elfka najwyraźniej była znachorką lub kimś tego rodzaju. Posadziła gościa przy stole i chciała się zabrać drżącymi rękami do robienia herbaty, jednak Zdrajca powstrzymała ją, żądając konkretów. Nie chciała tracić czasu w tym, choć zacisznym i przytulnym to jednak obcym domu.
  Elfka usiadła i próbując się uspokoić zaczęła tłumaczyć:
- Mój brat... mó-j wspaniały... zag-ginął. M-miał... – przełknęła ślinę i głos nieco przestał jej drżeć – Miał przybyć jeszcze przed festiwalem... on szedł z Avai, przez góry. Boję się, że coś... coś mu się mogło stać. Że zabłądził lub... – zacięła się na chwilę – lub został zaatakowany. Proszę... Sprowadź go do domu albo, jeśli to nie będzie możliwe, przynajmniej... przynajmniej jego ciało.
- Co będę z tego miała? – zapytała ponownie czarnowłosa, niespecjalnie wzruszona historią kobiety.
- Nasz ojciec był wojownikiem – zaczęła elfka, jednak widząc niezadowolenie na twarzy najemniczki, szybko przeszła do rzeczy: - Zostawił mi w spadku swoją broń. Mam ją przynieść? Może jest coś warta?
- Nie trzeba. – Czarnowłosa wzruszyła ramionami, wstając. Widząc przerażenie na twarzy kobiety zreflektowała się i przybrała bardziej profesjonalną postawę. – Sprowadzę pani brata. Ma pani jakiś jego portret?
- Tak! – wykrzyknęła elfka uradowana. – Mam to, to!
  Wyjęła z pół swojej szaty niewielki, zaskakująco niewygnieciony prostokącik, z wizerunkiem jasnowłosego elfa o złotych oczach. Zdrajca pokiwała głową.
- Jak ma na imię?
- Seleti...
  Najemniczka ponownie pokiwała głową, skłoniła się i wyszła. Była rada, że może opuścić to gwarne miasto choć na chwilę. I przy okazji może zarobi na nocleg w ciepłym pokoju w karczmie.
***
  Zdrajca cieszyła się, że nie zdążyła jeszcze sprzedać całego sprzętu, niezbędnego do wyprawy w góry, bo przeprawa przez te groźne pasma wcale nie byłą tak łatwa, jakby się mogła z dołu wydawać. No dobra, z dołu też się taka nie wydawała.
  Nie czekając następnego dnia, jak zapewne uczyniłby każdy szanujący swoje życie najemnik, Zdrajca wyruszyła w skalistą krainę górskich szczytów. Słońce było jeszcze dość wysoko nad horyzontem, jednak czarnowłosa była pewna, że nie będzie tam już zbyt długo. Nie przerażało jej to jakoś. Wielokrotnie podróżowała nocą - było chłodniej niż za dnia, jak również trudniej było ją śledzić. A jednak... czy wyprawa nocą w góry na prawdę była aż tak dobrym pomysłem? Dziewczyna słyszała o górskich trollach, harpiach i olbrzymich rokach, jednak żadnego jak dotąd jeszcze nie spotkała na swojej drodze. I miała nadzieję nigdy nie spotkać.
  Seleti... ciekawe, co go zatrzymało. Jego ojciec był wojownikiem, wiec raczej chłopak nie powinien mieć problemów z potworami górskimi. Zdrajca bardziej skłonna była trzymać się myśli, że opóźnił go sam demon gór, chwytający w swe trzewia nieuważnych podróżników.
  Poszukiwania tego dnia nie zawiodły czarnowłosej za daleko, a gdy zapadł zmrok nie było sensu iść dalej. Noc była zbyt czarna. Księżyc, jak na złość, zrobił sobie wolne, pozostawiając jedynie swoje małe siostry, jarzące się nieśmiało na nieboskłonie. Czarnowłosa spędziła noc w niewielkiej grocie skalnej, by o pierwszych promieniach słońca ruszyć dalej.
 Jednak i ten dzień nie przyniósł nic nowego, i następny. Dopiero trzeciego najemniczka trafiła na stosunkowo świeży trop istoty humanoidalnej. Dokładnie w tym samym momencie rozległ się łopot skrzydeł i czarny ptak usiadł na ramieniu dziewczyny. Zakrakał cicho i spojrzał bystro w jej oczy.
- Prowadź więc - mruknęła, a kruk poderwał się do lotu.
  Tam, gdzie zaprowadził czarnowłosą, krążyło już całkiem dużo jego pobratymców. Raz po raz jeden z nich nurkował, by po chwili z jazgotem ponownie wzbić się w górę. Czarnowłosa ruszyła biegiem, by omal nie spaść z krawędzi urwiska. W ostatniej chwili zdołała złapać równowagę i się cofnąć o krok. Kilka metrów poniżej, na skalnej półce siedział przystojny, jasnowłosy, elfi młodzieniec, ściskający w ręce miecz i patrzący w górę, na czarne ptaki.
  Niemal zerwał się z miejsca, gdy ujrzał ludzką twarz. Niemal, bo od razu ponownie upadł. Najwyraźniej był ranny.
- Pomocy! - krzyknął. Gdyba w tamtej chwili nie było go stać na nic bardziej kreatywnego.
  Zdrajca spojrzała na zdjęcie, znowu na elfa i na zdjęcie.
- Seleti? - spytała rzeczowo, a jasnowłosy pokiwał skwapliwie głową. Czarnowłosa wyjęła z plecaka linę i przywiązała do pobliskiego głazu. Wyciągnięcie elfa z przepaści było mozolne, jednak w końcu udało im się znaleźć bezpiecznie na kamiennym podłoży.
- Już myślałem, że po mnie... - powiedział cicho.
- Jeszcze nie dotarliśmy do Xa. - odparła dziewczyna, klękając przed elfem i zaczynając badać mu nogi. - Jedna złamana, druga sprawna.
  I nie tracąc czasu na dalsze komentarze sporządziła prowizoryczny opatrunek z liny i szalika, który wzięła na wszelki wypadek. Po tym pomogła mężczyźnie wstać i podtrzymując go poprowadziła przez nierówne podłoże skalistych szczytów.
  Kruki częściowo rozpierzchły się po okolicy, choć wiele z nich poleciało za wędrowcami. Nadal chyba nie do końca wierzyły, że elf nie stał się ich padliną. Przykro mi, drogie ptaszki, nie zawsze dostaje się to, czego się chce.
  Elf, podczas całej drogi powrotnej, nie był zbyt rozmowny. I zapewne nie miało to źródła w jego charakterze, lecz w fakcie, iż podróżowanie po skalistym terenie ze złamaną nogą nie jest ani proste, ani przyjemne. Towarzysze wielokrotnie musieli się zatrzymywać, kilka razy poprawiać opatrunek, a raz nocować w płytkiej grocie, by o świcie ruszyć dalej. Zdrajca i tak błogosławiła wszystkich istniejących i nieistniejących bogów, że na ich drodze nie stanęły żadne przeszkody, takie jak stado wilków czy burza, bo droga sama w sobie była wystarczająco trudna. Na szczęście nie długa, bo dziewczynie udało się znaleźć zejście do jednego ze szlaków kupieckich, a tam załadować kalekę na wóz jednego z kupców, dzięki czemu już wieczorem byli w mieście. Kupiec chciał zapłaty za przewóz, ale widząc skromny asortyment dóbr, oferowanych przez Zdrajcę, machnął tylko ręką i mrucząc pod nosem oddalił się, załatwiać swoje sprawy.
***
- Seleti! - Elfka rzuciła się synowi na szyję, niemal go przewracając. - Mój synu. - Szybko się zreflektowała, widząc jego prowizorycznie opatrzoną nogę i zmęczoną twarz. - Siadaj tutaj, zaraz zobaczymy, jak to wygląda. Zaparzę ziółka, uśmierzające ból i nastawię nogę. Nawet nie wiesz, jaka jestem szczęśliwa, że tu jesteś. Myślałam... myślałam, że straciłam cię na zawsze!
  Zdrajca, która stała w progu, uniosła dłoń i potarła kciukiem palec wskazujący, przypominając gospodyni o zapłacie. Ta, jakby od niechcenia machnęła w kierunku jakiegoś przedmiotu zawiniętego w brudną szmatę i leżącego na krześle. Czarnowłosa wzięła go i nawet nie odwijając, opuściła dom elfki.

Ps. PIERWSZA! XD

FESTIWAL KULTUROWY W XA

CHRIS REILLY

Słońce grzeje w karki, ulgi nie przynosi nawet chłodny wiatr, typowy dla nadmorskiego klimatu Xa. Jednak pogoda zdaje się nie przeszkadzać przybyłym gościom, artystom, czy oficjalnym reprezentantom pozostałych państw. Wszak jest to jedyna taka okazja, by spotkać wszystkie rasy w jednym miejscu, do tego będące we względnej zgodzie. Na głównej scenie mroczne elfy prezentują swe tańce narodowe, zaś obok nich to samo robią leśne. Czasem nawet łączą się w pary, gładko suną po parkiecie. Chochliki rozbawiają najmłodszych, odstawiając prześmiewcze sceny, naśladując przechodniów. Demony zaś urządzają wystawę swych najlepszych oręży, nic nie robiąc sobie z podejrzliwych spojrzeń członków Linde Kala. Straż przemyka ukradkiem, nie chcąc rzucać się nikomu w oczy. Korzystają z jedynych wolnych dni w roku.
KĄCIK INFORMACYJNY
Pierwszy event, dodatkowo trwający aż dwa tygodnie. Już w samym zamyśle jest to istne pomieszanie z poplątaniem, bowiem w głównej mierze jego przebieg zależy od pomysłów członków bloga i ich realizacji. Oczywiście zadania są zaplanowane, ale jedynie jako dodatek. Event prowadzą Korra10 oraz Kita59.
⤷ CZAS TRWANIA: 26.06.-25.07.2017r.
⤷ Podczas trwania eventu, postacie biorące udział będą zbierać punkty zarówno za aktywność, jak i ogólny wygląd opowiadań (na podstawie długości, spójności, występowania błędów, jak i pomysłu mogą dostać maksymalnie 10 punktów). Nie są one zerowane, kumulują się z tymi zebranymi podczas innych wydarzeń.
⤷ Punkty można wymienić w sklepie (otwarty: 15.07.-25.07.) na limitowane przedmioty, eliksiry, czy nowe moce.
⤷ Dzięki pracom plastycznym przesłanym do głównego administratora, można zdobyć dodatkowe nagrody. Bowiem na koniec eventu (25.07.) odbędzie się losowanie właśnie dla najbardziej zaangażowanych postaci.
ZADANIA
◈ZAGINIONY KOMPAN◈
Młoda elfka prosi cię o pomoc w odnalezieniu ważnej dla niej osoby. Nieszczęśnik najprawdopodobniej zabłądził gdzieś w górach, podczas przeprawy z Avai do Xa. Niestety jest to miejsce zdradliwe, gdzie łatwo o śmierć. Podejmiesz się wyzwania? Jeśli tak, to czy podróżny wróci cały i zdrowy do swojej towarzyszki?
⤷ WYKONANIE: Solo.
⤷ MINIMALNA ILOŚĆ SŁÓW: 900
⤷ WYMAGANE: Opis spotkania, poszukiwania oraz powrót. Nie szczędź szczegółów.
⤷ NAGRODY: Ellealis- broń, w której drzemie smocza dusza; 10-30 punktów.

◈NIESPODZIANKA◈
Wieczorne tańce i koncerty trwają w najlepsze. Gdzieś w boku wycieńczeni biesiadnicy zasiadają do stołów, sącząc pitny miód. Rozbrzmiewają śmiechy, wesołe pokrzykiwania i głośne prośby o choćby jeden taniec. Jednak to, co dobre nie trwa wiecznie. Rozlega się wrzask przerażonej kobiety, tłum zbiera się na środku placu. Wokół trupa reprezentanta Delaa. Z poderżniętego gardła nadal sączy się krew, z sekundy na sekundę powiększając czerwoną kałużę.
⤷ WYKONANIE: Opowiadanie grupowe.
⤷ MINIMALNA ILOŚĆ SŁÓW JEDNEGO OPOWIADANIA: 500
⤷ WYMAGANIA ROZGRYWKI: Najęcie śmiałków, szukanie tropów, zdrajcy, a także jego pojmanie.
⤷ NAGRODY [do wyboru]: Duch opiekuńczy; Miralis Oreto- przywołanie żywiołaka powietrza; awans; 20-40 punktów.

◈PRZEPUSTKA DO NOWEGO ŻYCIA?◈
Stoiska z przedmiotami wszelakiej maści otwarto już pierwszego dnia. Sprzedawcy przekrzykują się wzajemnie, namawiają przechodniów do kupna biżuterii, egzotycznych potraw, a także tajemniczych figurek i mikstur. Stary wilkołak najbardziej przykuwa uwagę, choćby swym nietypowym ubiorem.
To właśnie do niego podchodzisz, oglądając fiolki mieniące się wszystkimi kolorami tęczy. Podobno po wypiciu jednej z nich twoje życie zmieni się nie do poznania. 
⤷ WYKONANIE: Dowolne
⤷ MINIMALNA ILOŚĆ SŁÓW: 1000
⤷ WYMAGANIA ROZGRYWKI: Kupno, działanie.
⤷ NAGRODY: Wybrana moc; fiolka z Eliksirem Uzdrawiania [1 sztuka]; 20-40 punktów.

niedziela, 25 czerwca 2017

Od Nifenye Cd. Abelarda

Spodziewałam się zupełnie czegość innego, niż obdarowanie mojej osoby kolejną falą przyjemności. Byłam pewna, że nie skomentuje mojego zachowania, lub stwierdzi, iż jest to duży nietakt. Nie znamy się za długo, jednak wyczuwałam między nami dziwna ale bardzo mocna więź. Gdy poddawałam się coraz to bardziej pogłębianemu pocałunkowi Abelarda, myślałam, że zwariowałam. Fakt oddawania pieszczoty, zadziwił mnie samą. Zarzuciłam ręce na kark młodzieńca, oddając się tej chwili całkowicie. Pragnęłam jego bliskości, jego ciepła, odwzajemnienia tego uczucia jakim do niego pałałam. Czas nas gonił, jednak aktualnie się zatrzymał, przenosząc mnie w zupełnie inny świat. Uśmiechnęłam się w duchu, dziękując Królowej Tenebris za przysłanie na to miejsce akurat Abelarda, który w tak krótkim czasie stał się obiektem moich westchnień. Wyobraziłam sobie co by było, gdyby to on był moim narzeczonym. Najpewniej siedziałabym załamana w komnacie, prosząc o to, bym nie musiała robić z wybrankiem niektórych rzeczy, a co jednak się stało? Znajdowałam się w spokojnym ale jakże magicznym miejscu, brodząc w wodzie z najprzystojniejszym mężczyzną, jakie moje oczy widziały i będą oglądać przez całe życie. Niechętnie odsunęłam się od ciemnowłosego, wiedząc, że powolnie goni nas czas. Pogładziłam jego miękki policzek, wpatrując się w skrzące radością oczy. Musnęłam jeszcze delikatnie jego usta, stając pewnie na dnie rzeki, przez co nad wodę wystawała tylko moja głowa. Zaśmiałam się przez to, znowu podciągając się na rękach by być bliżej chłopaka.
- Trzeba zaraz ruszać, jednak chciałabym tu zostać jeszcze chwilę - szepnęłam - Chodź...
Złapałam jego dłoń, ciągnąć go powolnie w stronę brzegu. Chciałabym by trwało to dłużej, jednak znajdzie się czas na takie przyjemności. W sumie teraz już już nikt nie zabierze nam wspólnych chwil. A wydawało mi się, iż w większości będą one spełnieniem moim wcześniejszych marzeń.
[Abciu?]

Od Zdrajcy cd. Rimy

  Rana musiała się okazać groźniejsza, niż wyglądała, bo lekarze kilka rozcinali Zdrajcę, a ropa i krew spływały gęsto z deski, służącej za stół operacyjny. Tak przynajmniej wydawało się półprzytomnej dziewczynie w krótkich chwilach świadomości.
  Dopiero dużo później, gdy zabiegł dobiegł końca, a czarnowłosa nieco wypoczęła, była w stanie trzeźwo ocenić sytuację. Rana faktycznie byłą głęboka i niebezpieczna, jednak nie tak bardzo, jak jej się wydawało podczas operacji. Problemem był słaby stan urządzeń sanitarnych, które pogorszyły jej stan i wydłużyły operację. Cudem wydawało się, że Zdrajca właściwie przeżyła.
  Czarnowłosa pogładziła bok, zawinięty w niezbyt czystą szmatę. Będzie trzeba potem zaopatrzyć się w coś lepszego. Spróbowała wstać, wstała, choć chwiejnie i niepewnie. Zagryzła wargę uświadamiając sobie, jak wiele długów wdzięczności zaciągnęła z powodu jednego miedziaka. Nie czuła się z tym dobrze. Dług wobec lekarzy... była skłonna na razie odłożyć go na dalszy plan, gdyż wykonywali swoja pracę. Ważniejsza była tamta białowłosa dziewczyna, która potrąciła ją w tłumie.
  Zabierając ze sobą zdecydowanie zbyt lekką sakiewkę (ciekawe czy ostał się w niej ten przeklęty miedziak?), czarnowłosa ruszyła w stronę drzwi, cały czas kuśtykając i pomagając sobie różnymi meblami. Potem na korytarz, do poczekalni. Właściwie to nie spodziewała się ujrzeć tam miłej nieznajomej. Kto normalny czekałby na wieści o osobie zupełnie nieznajomej? Zapewne poszła już do domu...
  Nie. Ona tam siedziała, z głową opartą o ścianę. Najwyraźniej drzemała, nie zwracając niczyjej uwagi. Zdrajca podkuśtykała do niej i z ulgą zwaliła się na krzesło obok, budząc w ten sposób nieznajomą. 
  Białowłosa odwróciła się do przybyszki, a jej błękitne oczy zamigotały w mętnym świetle pochodni. 
- Jesteś tą dziewczyną z wcześniej, prawda? - oznajmiła, po chwili milczenia, a widząc, że Zdrajca kiwa głową, dodała: - Nie powinnaś wstawać tak od razu 
- Jest dobrze - Zdrajca wzruszyła ramionami. - Uratowałaś mi życie.
- I prawdopodobnie zrobię to drugi raz. - Jasnowłosa jakby otrząsnęła się z zaspania i dezorientacji. - Wstawaj, idziemy cię ponownie położyć - rozkazała stanowczo, marszcząc uroczo brwi i próbując podnieść czarnowłosą z miejsca. Jednak dziewczyna nie pozwoliła sobie pomóc sprawiając, że elfka zaniechała swoich wysiłków i spojrzała w zimne oczy rannej. - Rana jest jeszcze świeża, jeśli będziesz chodzić, ponownie się otworzy i trzeba będzie znowu tamować krwotok.
- Nie mogę tu zostać - odparła czarnowłosa. - I tak zabawiłam tu zbyt długo. Chcę spłacić dług i wyjechać.
- Ale jesteś poważnie ranna, nie wskazane jest...
- Rana w boku nie jest poderżniętym gardłem - ucięła czarnowłosa. - Więc?

『Rima? Jasne, jest genialnie^^』

sobota, 24 czerwca 2017

Od Abelarda cd. Nifenye

Upominając się o nagrodę, nie miałem niczego konkretnego na myśli, no i liczyć na coś wielkiego raczej nie mogłem. Jak na razie dziewczyna była dla mnie jedną, wielką niewiadomą, zaskakującą mnie na każdym kroku. Jedyne czego mogłem być pewny, to jej odmienne podejście do życia. Zupełnie inne, niż tamto charakterystyczne dla panien pochodzących z wyższych sfer, a co dopiero rodów królewskich. Chociaż... Brak taktu u Nifenye uważałem za bardzo uroczy. Nie spodziewałem się takiego obrotu spraw. Przecież mogła wymyślić cokolwiek innego, wymigać się przygotowaniem śniadania. Więc dlaczego zdecydowała się akurat na to? Przyjemne ciepło rozeszło się po moim ciele, mając swoje źródło w miejscach, gdzie spoczęły dłonie dziewczyny. Zgarbiłem się nieco, by ułatwić jej zadanie. Można uznać to za pewien rodzaj odruchu bezwarunkowego, wyrobionego przez lata, czemu nawet bym nie zaprzeczył. Zaś z drugiej strony pragnąłem bliskości i czułości ze strony kobiety, która niedługo miała zostać moją żoną. Choćby częściowo wynagrodziłaby wcześniejszy stres związany z przyjazdem, a także atakiem wilków. Pomijając fakt, że sam byłem jej winien o wiele więcej. Bo to ona musiała spędzić wiele czasu na negocjacjach z moją ciotką, co do przyjemnych czynności nie należało. Czując słodki smak jej ust, w końcu dotarło do mnie coś, co wdarło się do mojego serca już przy pierwszym spotkaniu. Odpowiedź, dlaczego pragnąłem więcej i więcej bliskości z Nifenye. I najpewniej powód, kierujący Pradawnym podczas ratowania jasnowłosej. Czy aby zauroczyła mnie swą niewinną osóbką? Tak podejrzewałem. Inaczej nadal należałbym do tych obojętnych dupków, myślących tylko o tym, by czerpać korzyści ze wszystkiego. Zamiast tego, wyruszyłem z nią na wyprawę, mając za swoje własne zadanie zapewnienie jej maksymalnego bezpieczeństwa. Zakłopotanie mieszało się z zadowoleniem. Wydawała się być w stanie zbliżonym do mojego- niepewna. A jednak różniło nas jedno- potrafiłem się opanować na tyle, by działać. Ująłem jej podbródek, zmuszając do spojrzenia na mnie.
― Bardzo słodka nagroda― szepnąłem jej do ucha, pochylając się.― Aż chciałoby się więcej...
Nie należałem do osób cierpliwych, nie lubiłem czekać na odpowiednią chwilę. Działałem tu i teraz, odkładanie czegokolwiek uważałem za zbędne. Za takie coś trzeba się odwdzięczyć, nieprawdaż? Musnąłem ustami jej policzek, by zrobić do samo z ustami. Miała bardzo delikatne wargi, przyjemne. Ten nieśmiały gest szybko zastąpiony został przez pogłębiający się pocałunek. Może nieco zbyt nachalny, może aż nazbyt długi. Lecz nie mogłem się powstrzymać, zbyt łatwo ulegałem pokusom.
⦓NIFENYE?⦔

Od Desiderii cd. Lokiego

Niepokój. To jedno słowo wystarczyło, by wyrazić wszystko, co czułam w najprostszy z możliwych sposobów. Naprawdę nie spodziewałam się tu kogoś spotkać, a zwłaszcza samotnego mężczyznę z dość ciętym językiem oraz ogromną pewnością siebie. Jednak, gdy natrafiłam na jego oczy, czujnie wpatrujące się w moją osobę... Tak osobliwe, bowiem o dwóch różnych barwach. Wtedy coś we mnie pękło. Bowiem nie było w nich złości, ni wyrachowania, a jedynie szczera niewiedza i ciekawość drugiego człowieka. Przyjęłam jego gest, kładąc swoją zimną dłoń na jego. Była przyjemnie ciepła, w porównaniu z chłodną postawą. Zupełnie różny, od tych wyrafinowanych, wiecznie poważnych szlachciców, z którymi miałam do czynienia niemalże codziennie. Nie bałam się go, a wręcz przeciwnie. Poczułam sympatię do Lokiego, jakkolwiek by to nie zabrzmiało. Ku mojemu zdziwieniu, odwrócił głowę, dając mi do zrozumienia, że zbyt długo darzyłam go szczególną uwagą. Choć zrobił to dopiero wtedy, gdy ujrzałam jego niesamowite oczy. Czyżby był to jego słaby punkt? Trzeba zapamiętać, może się kiedyś przyda. Wiedzę od zawsze traktowałam jako broń, nader skuteczną. Zadrżałam, gdy ustami musnął zmarzniętą skórę dłoni. Głowy nie dałabym sobie uciąć, lecz na twarz mógł wkraść się niewinny rumieniec. Niby nic niezwykłego, a jednak normalnie nic takiego się nie działo. Nawet w najbardziej intymnych sytuacjach. A teraz... Może to dlatego, że nie miałam zielonego pojęcia o tym, kim był.
― Desideria Alma von Mertz, bardzo miło mi pana poznać, Loki. Proszę o wybaczenie za moją hardą postawę, jednak jak inaczej miałabym się zachować w takich okolicznościach?― Uśmiechnęłam się lekko. Zabrałam rękę, choć z pewną nutą niechęci. Mimo wszystko była to szczera, drobna przyjemność, na jaką od dawna nie mogłam sobie pozwolić.― Jak tak dostojny mężczyzna znalazł się w tym zrujnowanym miejscu? Oczywiście, jeśli wolno mi wiedzieć.
Od czegoś musiałam zacząć rozmowę. Mimo wszystko nie zamierzałam przeczekać burzy w ciszy. Może miał na to wpływ alkohol, który zawsze mnie ośmielał, a może moja wrodzona ciekawość i otwartość, kto wie? Trzeba korzystać z towarzystwa, zwłaszcza takiego. Jedyny możliwy sposób spędzenia czasu w tej rozpadającej się posiadłości. Przynajmniej dla mnie. A gdyby tak po wszystkim zaprosić go do mnie na nocleg oraz wykwintny posiłek? Służki zapewne rwały sobie włosy z głowy, czekając na mój powrót. Niestety... Muszą poczekać.
⦓LOKI?⦔

piątek, 23 czerwca 2017

Od Rimy - Cd. Zdrajcy

   Ciemnowłosa nadal oddychała, choć przychodziło jej to z trudem. Zrzuciwszy pelerynę, która w tym momencie tylko przeszkadzała, zwinęłam ją niedbale i ułożyłam pod jej karkiem. Wyjęłam zza pasa bukłak, napełniony do połowy i trochę wody wylałam na ręce, by nie były tak brudne. Resztę przeznaczyłam na prowizoryczne oczyszczenie rany z wszelkich nieczystości. Na pierwszy rzut oka wyglądała poważnie - miała nieregularny, postrzępiony kształt. Nie mogłam jednak ocenić jej głębokości, choć byłam pewna, że wymaga szycia. Urwałam spory kawał materiału, z którego składał się kaptur białej peleryny i przerwałam go na pół. Jedną część przyłożyłam do okaleczenia, by zatamować ewentualne krwawienie i uchronić ją przed zanieczyszczeniem. Drugą zaś obwiązałam wokół brzucha rannej. Po tym, rozejrzałam się po okolicy. Najbliższa klinika była parę przecznic od nas. Mimo zmęczenia podróżą, zarzuciłam sobie rękę ciemnowłosej na swoje barki i z trudem wstałam. Nie byłam przyzwyczajona do noszenia takich ciężarów, choć dziewczyna z pewnością nie ważyła sporo. Kątem oka udało mi się spojrzeć na opatrunek, który (na szczęście) nie przybrał koloru czerwieni. 
   Musiałam przyspieszyć. Ciemnowłosa straciła wcześniej sporo krwi, i przytomność na dodatek. Każda chwila zwłoki mogła zaważyć na jej życiu. Temu też, mimo mocno kołatającego serca, zmusiłam się do truchtu. Nie mogłam pozwolić na to, by dziewczyna zmarła przez moją wątłość. Ominąwszy ludzi, którzy jak na złość, wchodzili mi w drogę, zatrzymałam się. Dosłownie, na dwie sekundy. Musiałam odetchnąć.
- Zacznę podnosić ciężary... - mruknęłam do siebie i ruszyłam w dalszą drogę.
Jeszcze dwie przecznice, by dostać się do najbliższej kliniki. Przypomniałam sobie, że nie cieszyła się ona najwyższą jakością. Jednak w tej sytuacji odpowiadałby mi nawet szpital polowy.. 
   Dziewczyna ocknęła się, gdy znajdowałam się naprzeciw budynku. Czując słaby ruch jej dłoni, natychmiast zwróciłam swoją uwagę na opatrunek. Nadal nie było na nim śladów krwi. 
- Gdzie.. Gdzie my jesteśmy? - zapytała cicho.
- Zaraz będziemy w klinice - odpowiedziałam - nie marnuj sił na rozmowę.
Ciemnowłosa, prawie niezauważalnie, skinęła głową. Jednak delikatnie mnie odciążyła, stawiając samodzielnie co poniektóre kroki. Dotarłszy przed wejście, pchnęłam drzwi kolanem. Od razu poczułam na sobie wzrok zgromadzonych w izbie. Były to głównie osoby starsze, czekające na swoją kolej u uzdrowiciela. Na pierwszy rzut oka nic im nie dolegało.
- Mógłby mi ktoś pomóc?! - krzyknęłam, zwracając tym samym na siebie uwagę. Parę sekund później pojawił się przed nami mężczyzna w kitlu. Dokładnie w tym samym momencie poczułam, że ręka ciemnowłosej wiotczeje. Dziewczyna ponownie straciła przytomność. Szatyn, prawdopodobnie widząc mój wzrok, wziął ranną na ręce i skinieniem głowy dał znak, bym szła za nim.
   W drodze opowiedziałam mu wszystko, co udało mi się zauważyć. Przyjmował to ze spokojem, z reguły milcząc. 
- Teraz będziemy ją operować - odezwał się jakiś czas później. - Zostań tutaj.

[ Zdrajco? Może być? ^^ ]

Od Victorii cd Xarthawlsa

Usiadłam przy stoliku, naprzeciwko mężczyzny. Dopiero teraz dojrzałam długie czarne rogi wystające spod białych włosów.
- Jak się dostać do Qeer? - zapytałam. Eta spojrzała na mnie niepewnie. Musiałam uważać, by nie powiedzieć za dużo.
- To niedaleko. Na zachód. - odparł mężczyzna. - Jak chcecie do mogę wybrać się tam z wami. - dodał.
- Zastanowimy się. - powiedziałam na raz ja i Eta. Po dłuższej chwili naradzania się rzekłam:
- Możesz. Ale ta pani tutaj będzie mieć na ciebie oko. Uwierz mi nie chcesz wleźć jej za skórę. - rzekłam. - No to może zjedzmy coś? - zaproponowałam. Oboje przytaknęli. Po chwili podeszła do nas barmanka.

< Xarthawls?>

Od Victorii cd Asirii

Kiwnęłam głową. Wyjęłam z pochwy miecz i zaczęłam biec. W wypadku, gdyby zaczęła nas gonić straż byłam gotowa wyjąć miecz i stanąć do walki. Jednak tak się nie stało. Biegłam pod górkę jeszcze jakiś kilometr. Później zaczęły mnie boleć nogi.
- Błagam odpocznijmy trochę. - poprosiłam towarzyszy. Mężczyzna kiwnął głową. Eta nie była zachwycona propozycją zatrzymania się na chwilę, jednakowoż w końcu udało jej się to wyperswadować.
- Jak długo jeszcze..? - wysapałam.
- Godzina drogi. - odparł mężczyzna. Westchnęłam cicho. Tego się właśnie obawiałam. Nie miałam siły już dłużej iść.
- Może zatrzymiemy się tutaj na noc? - zaproponowałam.
- Nie możemy Victoria. - odparła Eta. - Ścigają nas. - powiedziała.

< Leoś? Eta?>

środa, 21 czerwca 2017

Od Nifenye Cd. Abelarda

Uniosłam delikatnie kąciki ust, słysząc cwaną wypowiedź Abelarda. Przyznam, za każdym razem zaskakiwał mnie swoją pewnością siebie. Mogłam spodziewać się u niego wszystkiego, od uśmiechu po idealnie graną powagę. Za każdym razem, gdy robił jedną z wymienionych rzeczy, na mojej twarzy pojawiał się szczery uśmiech. Chłopak z każdą chwilą coraz bardziej przekonywał mnie do swojej osoby, szczerością jak i otwartością. Z sekundy na sekundę stawał się coraz ważniejszy w moim krótkim życiu. Pojawił się w nim niedawno, zmienił je na o wiele bardziej uczuciowe, wypełnione radością. Byłam mu za to ogromnie wdzięczna. Nie wiem co miał na celu pytając mnie o to, jednak wiedziałam, że kiedyś to zrobi. Odsunęłam się odrobinę do tyłu, patrząc w jego oczy. Przekręciłam głowę na bok, starając się odczytać jego oczekiwania. Nie było to takie łatwe, w jego ślepiach widziałam tylko podekscytowanie, jak i dumę. Musiał się akurat zapytać o coś takiego?
- Dla ciebie? Hmm... Znajdzie się coś wyjątkowego - szepnęłam.
Złapałam młodzieńca za rękę, zmierzając w stronę brzegu. Szczerze? Nie wiedziałam, czym mogłabym mu nagrodzić jego czyny. Musiałam trochę improwizować. Poczułam jak mój towarzysz, ciągnie mnie z powrotem do siebie. Dobra Nifi raz się żyje... Pewnie mnie po tym zabije albo pomyśli, iż jestem nienormalna. Zastanawiałam się nad tym czynem od dłuższego czasu, nie miałam jednak odwagi by to zrobić. Jego wzrok czasem mnie onieśmielał, gdyż wydawał się pełny uczucia. Jego ramiona wywoływały u mnie poczucie bezpieczeństwa, pozwalając na odprężenie i skupienie się nad daną chwilą. Odwróciłam się do niego przodem, kładąc jedną rękę na jego karku, drugą natomiast ułożyłam na miękkim policzku. Przyznam musiałam się porządnie podciągnąć, by sięgnąć jego ust. Gdy udało mi się to osiągnąć, złożyłam na nich delikatny jednak subtelny pocałunek. Przelałam w nim wszystko co czułam do ciemnowłosego, wszystkie słowa jakich nie jestem w stanie wypowiedzieć, to co leży w moim sercu. Nie wiem czy powinien tak wyglądać, wydawało mi się, że to jest to miejsce, ten czas, że jest to odpowiednia chwila. Odsuwając się od jego twarzy, zalałam się rumieńcem, spuszczając wzrok z jego zakłopotanych oczu.
- Masz swoją nagrodę - zaśmiałam się cicho.
[Abciu? Nie zabijaj ;-;]

wtorek, 20 czerwca 2017

Od Lokiego - Cd. Desiderii

Patrzyłem przez okno na otaczający mnie świat i zdziwiłem się, że tak wiele rzeczy mnie w życiu ominęło. Po obudzeniu się w lesie i odkryciu tego, że nic nie pamiętam oprócz swojego imienia, nie wiedziałem co robić.
Teraz, w tym opuszczonym domu, czuje się jak u siebie. To moja kryjówka od samego początku, gdzie nie muszę nikogo udawać. Nie rozmawiałem z nikim, co miałem im powiedzieć? Nie mogłem nawet opisać ile mam lat czy jak mam na nazwisko...Loki. Co to za imię? Ktoś miał świra na punkcie boga psikusów i musiał mnie tak nazwać?
Już od rana siedziałem w schronie, czując nadejście burzy. Nie chciałem zmoknąć, a nie miałem do robienia niczego ważnego. Poza tym zrobiłem sobie tutaj małą kuźnię i kończyłem swoją broń, o której marzyłem od...paru dni. Nawet nie zdążyłem wszystkiego przygotować, a świat już zalazł deszcz. Niezła burza się szykuje. Rozejrzałem się po zakurzonym pomieszczeniu, korzystając z umiejętności widzenia w ciemności. Cóż, wolę nie wiedzieć skąd się to u mnie wzięło. Moje kroki odbijały się echem w małym pomieszczeniu, gdy z nudów zacząłem oglądać zostawione tam skrzynie. Widać, że ktoś wyjeżdżając bardzo się śpieszył. Drogie ubrania, które przez czas straciły swój urok. I materiały, o które trudno w tych stronach. Nagle po moich plecach przeszedł dreszcz ekscytacji, gdy usłyszałem skrzypienie drzwi. Ktoś przybył.
Poprawiłem rzemyki zbroi i ruszyłem cicho w tamtą stronę, opierając się o jedną ze ścian. Im dalej wejdzie do środka, tym szybciej mnie znajdzie. Ani razu, od ''zamieszkania" tutaj, nikt nie raczył się zjawić, co niezmiernie mnie cieszyło. Gdy usłyszałem, że nasz gość jest już blisko, zaczesałem swe czarne włosy by lepiej widać przybysza.
Widok dziewczyny w drzwiach lekko mnie zdziwił, ale i tak na moją twarz wdarł się drapieżny uśmiech, a moje oczy rozbłysły w mroku.
- Co panienka tu robi? Taka samotna, zmarznięta i...mokra? - oparłem się o ścianę, wciąż patrząc jej głęboko w oczy. Zrobiła krok w moją stronę, rozglądając się po brudnym pomieszczeniu.
- Zapewne to samo, co panicz o tak twardej postawie - powiedziała, powracając wzrokiem w moją stronę.
Moja skórzana, zielono-złota zbroja zabłysnęła gdy przeszedłem obok okna, kierując swe kroki w stronę owej damy. Stała taka sama, choć bezbronną nazwać jej nie mogłem. Zawsze takie osoby są najniebezpieczniejsze. Wyciągnąłem dłoń w jej stronę, lekko skłaniając głowę.
- Jestem Loki. Od dzisiaj możesz nazywać mnie swoim bogiem. Nie obrażę się za to - zaśmiałem się, gdy delikatnie objęła moją dłoń, po dłuższej chwili wpatrywania się w moją twarz. Doprawdy, nieufna kocica.
⦓Desideria⦔

Od Zdrajcy cd. Rimy

  Zdrajca ledwo mógł ustać nieruchomo w jednym miejscu. O pójściu gdziekolwiek nie było wręcz mowy. Wszczynanie bójek nie było zdecydowanie mocną stroną dziewczyny, jednak warto było spróbować, żeby się tego dowiedzieć. Prawą dłonią uciskała krwawiący bok, a lewą obracała nerwowo brązową piątkę, próbując intensywnie myśleć i zachować pozycję pionową.
  Ledwie jej się udało uciec z zamętu bójki, jednak rana wydawała się poważna. Nikt w nią nie celował, jednak przez to była jeszcze groźniejsza - zadana chyba jakimś tępym narzędziem, bo strasznie postrzępiona i nieregularna. Zamrugała oczyma, próbując utrzymać przytomność umysłu.
  Gwałtownie poczuła uderzenie i omalże nie upadła, choć po prawdzie nie było zbyt silne.
- Wybacz, moja wina... - wymamrotała cicho białowłosa dziewczyna, a jej błękitne oczy spotkały się z błękitnymi oczyma Zdrajcy. Mimo zamglonego umysłu czarnowłosą od razu uderzyła jasność tego spojrzenia. Jasność, która wyraźnie mówiła, że nawet ten sam kolor oczu może się zdecydowanie różnić w zależności od tego, kto go nosi.
- Moja trochę też... - mruknęła najemniczka słabo, puszczając bok i próbując wzruszyć ramionami, by dziewczynie wydało się, że wszystko jest w porządku. Jednak chyba nie zmyliły jej pozory, bo wpatrywała się ze zmartwieniem w twarz czarnowłosej.
- Jesteś wampirem? - spytała ostrożnie, wodząc wzrokiem po najwyraźniej trupio bladej twarzy Zdrajcy. Ten tylko odmruknął coś niezrozumiałego i spróbował zmusić się do wyminięcia nieznajomej, jednak gdy tylko uczynił pierwszy krok, nogi się pod nim ugięły i upadł twarzą w drogowy pył. - Wszystko w porządku?! - Przykucnęła i pomogła najemniczce ponownie podnieść się na nogi. Robiąc to chyba krew, spływającą po boku czarnowłosej, bo palce jej wolnej ręki powędrowały do dziury. - Nie wygląda dobrze. Na początek zejdźmy ze środka ulicy - powiedziała trzeźwo, ciągnąć ledwie kontaktującą dziewczynę w kierunku najbliższej ściany budynku.
- Pójść... od bójki - poprosił słabo Zdrajca, zerkając z ukosa na białowłosą. Był zbyt otumaniony, by odmówić pomocy lub chociażby próbować pomyśleć o odmówieniu pomocy - na swoje zawszone szczęście.
  Wykonując prośbę rannej, obie dziewczyny po kilkunastu minutach znalazły się w jakiejś znacznie spokojniejszej, niemal pustej uliczce. Białowłosa położyła Zdrajcę pod ścianą budynku i podwinęła jej ubranie. Jej oczy spoczęły na sporej, ropiejącej ranie, z której co prawda przestała wypływać krew, ale która za to była zanieczyszczona przez pył i drobne kamyczki.
- Nie dam rady sobie tutaj z tym poradzić - oceniła. - Będzie trzeba zabrać cię do kliniki. Opatrzę to pobieżnie, żebyś przeżyła do czasu dotarcia tam, dobrze?
  Jednak tym razem czarnowłosa nie odpowiedziała. Praktycznie w momencie, w którym została położona na ziemi, straciła przytomność.

『Rima? Mam nadzieję, że dobrze poprowadziłam twoją postać... i że uratujesz Zdrajcę oczywiście^^』

poniedziałek, 19 czerwca 2017

Od Abelarda cd. Nifenye

W jednej chwili człowiek stoi, spokojnie doprowadzając się do stanu używalności, by w drugiej wylądować tyłkiem w wodzie. Żeby jeszcze była letnia, ale nie! Sam lód, normalnie jak w zimie. Jeszcze te kamienie wbijające się w rowek i... czy to rybka? Zapłaci mi za to, przysięgam! Już szykowałem plan zemsty idealnej na Jasnowłosej Nimfie. Przy okazji ten strumyk okazał się aż nazbyt głęboki, o wiele bardziej, niż na jaki początkowo wyglądał. Może to jednak była jedna z leśnych rzeczek? Przybrałem oburzony wyraz twarzy, starając się, by wyglądał jak najbardziej naturalnie. Lekcje aktorstwa u pani Antre chyba nie poszły na marne, gdyż iż ponieważ dziewczynie zrzedła mina. Wstałem i wyszedłem z wody, teatralnie przeklinając pod nosem. Dopiero teraz zrobiło mi się naprawdę zimno, pewnie przez lekki wiaterek- charakterystyczny element tutejszych poranków. Przynajmniej tak podpowiadała mi pamięć. Przeczesałem dłonią mokre włosy, doprowadzając je do względnego porządku. Wyminąłem moją towarzyszkę, pozostawiając jej wypowiedź bez jakiegokolwiek komentarza. Czułem na sobie jej wzrok, co było małą przeszkodą we wcieleniu mojego planu w życie. Ale bez ryzyka nie ma zabawy, co nie? Tak więc wykonałem nagły zwrot w tył, szybko zbliżając się do Nifenye. Pisnęła, gdy wziąłem ją pod pachę i z całym impetem wbiegłem do wody. Dopiero tam słuchałem jej rozkazu, brzmiącego „Abelard, puść!”. Wylądowała tak, jak poprzednio ja. I kto powiedział, że zemsta nie jest powodem do radości ten należał do grona głupców! Podskoczyłem jak dzieciak, wydając przy tym triumfalny okrzyk. To był mój błąd. Skubana miała refleks, to trzeba przyznać. Chwyciła mnie za nogę, gdy lądowałem. Ponownie runąłem do rzekomego strumyka, zaś ona spróbowała wykorzystać okazję do ucieczki. Tym razem to ja okazałem się być szybszy. Przyciągnąłem ją do siebie, otaczając ramionami w żelaznym uścisku. Na tyle mocnym, by nie mogła mi się wywinąć i tak delikatnym, że nie stałaby się jej żadna krzywda. Serce biło mi w zwiększonym tempie, tłocząc ostatnie dawki adrenaliny. Zimno zostało zastąpione przez gorąc. Czy to dlatego, że była tak blisko mnie? Oparłem się brodą o jej głowę, wdychając przyjemny zapach jej włosów. W sumie, gdyby nie obecność ryb, czy innych mieszkańców owego miejsca, mógłbym tak przesiedzieć cały dzień, a nawet i dłużej. Powiedzmy, że do momentu, gdy brzuszek zacząłby domagać się jedzenia.
― Wiesz co?― Uśmiechnąłem się lekko.― Wygląda na to, że znowu wygrałem. To co dostanę w nagrodę, moja droga?
⦓NIFENYE?⦔

niedziela, 18 czerwca 2017

Od Nifenye Cd. Abelarda

Zbudziło mnie słońce, zmuszając do otwarcia zaspanych powiek. O dziwo żaden sen nie zaprzątał mojej głowy, jak to działo się praktycznie zawsze. Musiało coś się stać, coś co odepchnęło koszmary w dal. Uczucie, bezpieczeństwo, może spokój, kto to wie... Poczułam trawę między palcami mojej dłoni, ściskając ją mocno. W oddali ujrzałam postać ciemnowłosego młodzieńca. Jednak nic mu nie jest... Dopiero wtedy odetchnęłam, widząc go, brodzącego w zimnej wodzie. Podniosłam się do siadu, odgarniając włosy do tyłu. Czułam się teraz zupełnie inaczej, jakby wszystko to co leżało wcześniej w moim wnętrzu, zupełnie zniknęło. Postanowiłam nie rozpoczynać tematu, wczorajszej jego przemiany. Jeżeli będzie czuł potrzebę, powiedzenia mi tego, zrobi to. Byłam zainteresowana całą tą sytuacją, wiedziałam jednak, że może to być bardzo delikatny temat. Od wieczora panowała smutna atmosfera, spowita nocą i mrokiem. Nie mogłam już tak dłużej... Wstałam, cicho skradając się do towarzysza mojej podróży. Przez chwilę wahałam się, czy by go nie przytulić i dziękować Bogu, za to, iż jest w tej a nie innej postaci. Uczucie jakim go obdarzałam było inne, niż to którym obdarowałam resztę znanych mi osób. Przy nim moje serce zwalniało rytm, dając mi poczucie bezpieczeństwa. Jego ramiona pozwalały mi, oderwać się od rzeczywistości, przenosząc w zupełnie inny świat. Przyjemne uczucie władało wtedy moim ciałem, wywołując rumieńce na policzkach. Chłopak wniósł w moje życie trochę koloru, odrywając od nudzącej monotonni. Bałam się... Przyznam, pierwszy raz obawiałam się tego, że chłopak po tej sytuacji mnie odepchnie, przestrzegając przed twoją drugą postacią. Marzyłam o tym by go przytulić, jednak chyba to jeszcze nie jest odpowiedni czas, na takie ukazywanie uczuć. Wepchnęłam Abelarda do wody, śmiejąc się przy tym głośno. Potrzebowaliśmy obydwoje trochę swobody, uśmiechu i zabawy. Może to głupio brzmi, ale pałacowe życie nie pozwala na takie "przyjemności".Wyglądał na zdezorientowanego, jednak był tak wspaniale zbudowany, że jego widok zapierał dech w piersi. Miał wszystkie mięsnie uformowane w idealny wręcz sposób. Na pewno niejedny mężczyzna marzy o takim wyglądzie. Jednym słowem był na prawdę powalająco przystojny... Ukucnęłam tuż przy brzegu, szczerząc się do mego narzeczonego, niczym jakaś pusta idiotka.  To miało na celu rozśmieszenie go, pokazując, że wczorajsza sytuacja nie zmieniła naszej relacji. Ja też ukrywam w sobie inne wcielenie, którego jeszcze nie widział. Złapałam się za podbródek, pochylając w jego stronę z teatralną miną.
- A widzisz Panie Młody, jaką dzisiaj mamy piękną pogodę. Przyznam ci, nawet nie jest mokro - zaśmiałam się.
[Abciu?]

Od Desiderii

Duszna noc, doprawdy. Choć może było to spowodowane kieliszkiem wina, którym uraczył mnie panicz Yate? Wątpliwe, nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się mieć takiego „skutku ubocznego” po spożyciu małej ilości trunku. Wsłuchałam się w rytm wybijany końskimi kopytami. Uwielbiałam wracać samotnie, po wyśmienitych balach. W końcu miałam dogodne warunki do odpoczynku od głośnej muzyki pomieszanej z krzykami wstawionych szlachciców. Wbrew temu, co głosiły plotki- ludzie ci nie znali umiaru podczas tego typu wydarzeń. Pili, aż ledwo trzymali się na nogach, czasem nawet padali. W takich chwilach człowiek miał do wyboru albo milczeć, albo wybuchnąć śmiechem, na widok mężczyzny kiwającego się z boku na bok oraz partnerki chowającej za wachlarzem wstydliwy rumieniec. Zadarłam głowę ku górze, chcąc ujrzeć piękno gwiazd. Jednak zastałam tylko chmury powoli zasłaniające nieboskłon. Więc mi się nie wydawało- zbierało się na deszcz i to dość spory, biorąc pod uwagę natężenie obłoków. Jeszcze kilka minut temu nie było żadnego, a teraz... Już nawet światło księżyca bledło, by całkowicie zaniknąć. Szara klacz zastrzygła uszami na dźwięk pierwszego z grzmotów. Niebo przecięła samotna błyskawica, świadcząc o nadejściu najgorszego. Niestety wizja burzy, gdy człowiek był w miejscu sobie nieznanym nie należała do tych pozytywnych. Co prawda nie bałam się, a wręcz uważałam to zjawisko za piękne, lecz aktualnie wolałam już tamtą duchotę. Moja towarzyszka chyba była podobnego zdania, wyrażając swoją niechęć do dalszej drogi ciągłym zatrzymywaniem się i rozglądaniem na wszystkie strony. Gdy zrobiła to już któryś raz z rzędu- zgrabnie zeskoczyłam z siodła, lądując na miękkiej, leśnej ściółce. Zaczęłam ciągnąć zwierzę w głąb lasu, byleby jak najdalej od otwartej przestrzeni. Byleby jak najmniej zmoknąć, może nawet znaleźć jakieś prowizoryczne schronienie. Jakie było moje zdziwienie, gdy dotarłam do opuszczonego domostwa. Przywiązałam wodze do belki, zaś sama niepewnie weszłam do środka. Mocniejszy podmuch wiatru przedarł się przez zaporę z drzew, zamykając drzwi z hukiem. Wzdrygnęłam się, lecz nie powstrzymało mnie to przed ruszeniem korytarzem. Kolejna błyskawica rozjaśniła na ułamek sekundy pomieszczenie, na którego końcu zamajaczyła czyjaś postać. Jak na zawołanie opuściła mnie cała odwaga.
⦓LOKI?⦔

Od Rimy

   Ciepłe promienie słońca obudziły mnie wczesnym rankiem, zapowiadając gorący dzień. Spałam pod gołym niebem, niedaleko brzegu morza. Chłodna bryza docierała aż tutaj, sprawiając, że przebywanie na otwartej przestrzeni było znośne. Ba! Wręcz miłe! Wziąwszy głęboki wdech, wstałam i podniosłam pelerynę zieloną od trawy. 
- Wypadałoby powoli wracać.. – szepnęłam do siebie, przypomniawszy sobie o obowiązkach. Na moje szczęście, słońce było nisko nad widnokręgiem, więc pora pewnie była jeszcze wczesna. To będzie cud, jeśli złapię gdzieś jakiś powóz..
   Wyszłam na udeptaną drogę. Niedawno ktoś jechał tędy konno. Ślady podków były wyraźnie wbite w niezbyt twardy grunt, co dało mi nadzieję na to, że ruch panuje tutaj od samego rana. Narzuciłam więc kaptur na głowę, coby nie było widać mi uszu, i ruszyłam w stronę miasta, mając nadzieję, że jakaś dobra dusza tędy przejedzie. Jakiś czas później, moje uszy wyłapały szelest. Natychmiast spojrzałam w tamtą stronę, oczekując najgorszego. Ku mojemu zadowoleniu, z krzaczków wyskoczył Drial i zamachał ogonem, niczym zadowolone szczenię. Pogłaskałam rudą kanalię, która ośmieliła się mnie wystraszyć i ruszyłam w dalszą drogę. Za gęstym lasem widziałam pierwsze zabudowania małego miasteczka. Zdecydowałam się na znaczne skrócenie podróży, zwłaszcza, że tę trasę znałam, praktycznie, na pamięć. Minęłam znajomy pieniek, nadgryziony zębem czasu i chwyciłam rude zwierzę w ręce, by dotrzeć szybciej na miejsce. Drial był jeszcze młodym liskiem, więc długie podróże nie za bardzo mu służyły. Zwierzę, jakby rozumiejąc, ułożyło się na moich barkach, trzymając się kurczowo peleryny. Ja zaś ruszyłam wgłąb gęstwiny, będąc coraz to bliżej miejskich murów.
   Wyjąwszy małą gałąź z futerka liska weszłam na drogę, prowadzącą bezpośrednio do miasteczka. Z tego, co zauważyłam, brama nie była przez nikogo pilnowana. A jeśli już, to strażnicy z pewnością byli pijani. W końcu tutaj jest dość dużo karczm, oferujących trunki w dobrej jakości. Cóż.. przynajmniej tak słyszałam. Położywszy rudzielca delikatnie na ziemi, weszłam na tereny miejskie. Ku mojemu zaskoczeniu nie miałam racji. Dwójka mężczyzn w średnim wieku, odzianych w stroje typowe dla strażników, interweniowała w zamieszki. Natychmiast wyłapałam dwójkę rannych. Nie wiem, co było gorsze - ich obrażenia, czy może to, że były niewinnymi dziećmi. Podbiegłam do nich bez chwili wahania, przeciskając się przez coraz większy tłum i pomogłam im przejść kawałek dalej, opatrując na szybko. 
- Co tu się dzieje? – zapytałam, patrząc to na dziewczynkę, to na chłopca. Nie uzyskałam jednak odpowiedzi, a w zamian za przerażony wzrok zaoferowałam im przez chwilę zabawę z Drialem. Czuły węch lisa pozwolił mu zapewne na późniejsze odnalezienie mnie. Ja tymczasem ominęłam bójkę szerokim łukiem. Wolałam bowiem, by nie wzięto mnie za jednego z jej uczestników. Zerknęłam jeszcze przelotnie na miejsce, w którym siedziały dzieci. Starsza pani odprowadzała je w jakieś bezpieczne miejsce. Westchnęłam z ulgą i skierowałam się w stronę zielarni. Zapatrzyłam się jednak na walkę i wpadłam na jakąś personę.
- Wybacz, moja wina.. – wydukałam cicho, podnosząc wzrok.

»Ktoś chętny? ^^«

Od Abelarda cd. Nifenye

Przedzierałem się przez las. W oddali nadal rozbrzmiewało paniczne wołanie dziewczyny o pomoc. Biegłem, choć z każdym przebytym metrem coraz bardziej brakowało mi sił. Zupełnie, jakby coś wysysało ze mnie całą energię. Jej błaganie przeszywało mnie na wskroś, zwłaszcza, że było jedynym dźwiękiem w tym przeklęty miejscu. Żadnego wycia, czy innego odgłosu charakterystycznego dla dzikich napastników, ale też bandytów krążących w poszukiwaniu łupów. Zupełnie tak, jakby był on duchem, czymś niematerialnym, a jednocześnie realnym i namacalnym. Nocną marą, niosącą śmierć każdej napotkanej istocie. Zacisnąłem usta, czując palący ból w klatce piersiowej. Brakowało mi tchu, lecz uparcie brnąłem dalej. Byleby uratować dziewczynę, bez zważania na mnie samego. Nareszcie udało mi się dotrzeć na polanę. To, co tam ujrzałem, rozpaliło we mnie gniew, ale też przeraziło. Pradawny trzymał jasnowłosą wysoko w górze, zaciskając palce na jej gardle. Świadomość przybycia zbyt późno, dosłownie zwaliła mnie z nóg. Upadłem na kolana, tępo patrząc się na owo „przedstawienie”. Już nie mogłem nic zrobić, by ją uratować. Oczy zaszły mi łzami, ciało zesztywniało. Strach skutecznie uniemożliwił mi wykonanie jakiegokolwiek ruchu.  Zupełnie, jakbym przemienił się w figurę. Za to potwór był aż nazbyt żywotny. Odrzucił trupa na bok, z zadowolonym wyrazem pyska. No jasne, dostał kolejną duszę do kolekcji. Ruszył w moją stronę. Patrzyłem, jak wyciągał kostur, mierzył nim we mnie. Przedmiot zalśnił bladym światłem. Jednak na tyle silnym, by wszystko pokryło się bielą.
Zerwałem się do siadu, wyrwany z koszmaru. Oddychałem ciężko, łapczywie czerpiąc każdy oddech. Niewidzącym wzrokiem błądziłem po najbliższym otoczeniu, jeszcze ledwo odróżniając jawę od snu. Uspokoiłem się dopiero wtedy, kiedy ujrzałem Nifenye. Całą i zdrową, przymykając oko na bandaż zdobiący jej rękę. Że też nie zbudziła się, choć narobiłem tyle hałasu. Wstałem bez trudu i wziąłem ją na ręce. Jeszcze nieco się trzęsłem, lecz nie przeszkadzało mi to. Przeniosłem drobną dziewczynę na śpiwór, przykrywając cienkim kocem. Niech chociaż ona wypocznie. Należało jej się. Ja zaś poczłapałem do pobliskiego strumyka. Ściągnąłem górną część garderoby, złożyłem i odłożyłem na bok. Kucnąłem przy brzegu, by łatwiej było mi się obmyć. Ochlapałem twarz lodowatą wodą, niosącą przyjemne ukojenie.
⦓NIFENYE? Zawodowy striptizer XD

Czym jest rzeczywistość?

,,Rzeczywistość to coś, co nie znika, kiedy przestaje się w to wierzyć.
Philip K. Dick
 
Korra10 | moonwilczycaksiezyca@gmail.com

sobota, 17 czerwca 2017

Freedom is life's great lie

 

bozenka22

Od Nifenye CD. Abelarda

Dzisiejszy dzień to dla mnie za dużo, nic już dzisiaj mnie nie zaskoczy. Na prawdę, jestem w stanie spodziewać się wszystkiego, zwłaszcza po ujrzeniu znajomego mi chłopaka, zawładniętego przez jednego ze sług Pani Zguby. Widziałam jak wracał do swojej postaci, potykając się przy wstawaniu. Złapałam go w ostatniej chwili, starając się, by dość delikatnie położył się na przygotowanym posłaniu. Wyglądał na bardzo osłabionego, więc nadprzyrodzona forma musiała, kosztować go wiele energii. Podbiegłam do jednego z plecaków, szukając w nim butelki wody, by już po chwili zmuszając Abelarda do wypicia chociaż łyka. 
- Musisz - szepnęłam, podając mu picie, drżącą jeszcze ręką.
Fakt, przerażenie trzymało mnie do tej pory, nie pozwalając na zaprzestanie wstrząsów. Usiadłam na posłaniu, kładąc głowę chłopaka na własnych kolanach. Zasnął momentalnie, zupełnie bez słowa. On był już bezpieczny, teraz czas bym zajęła się sobą. Poczułam jak potrzebne rzeczy zostając rzucone wprost przy mojej ręce. Uśmiechnęłam się pod nosem, czując pysk Jewelarda na moim ramieniu. 
- Dzięki.
Pogłaskałam ogiera po pysku, szukając wzrokiem drugiego wierzchowca. Ułożył łeb na kolanach swojego jeźdźca, uważnie przyglądając się czy nie zrobię krzywdy ciemnowłosemu. Wyjęłam gazy i bandaże jedną ręką, rozdzierając przy tym rękaw mojej koszuli. Z rany sączyła się krew, oraz dziwna substancja, nie zapowiadająca nic dobrego. W parę sekund wykonałam prowizoryczny opatrunek, stękając cicho przy zaciskaniu bandaża. Sprawiało mi to dość duży ból, lecz nie przejęłam się tym tak jak moim towarzyszem. Miałam teraz chwile by pomyśleć, co się wydarzyło, jednak mógł mi to wyjaśnić tylko on. Myślałam, że widziałam już wszystko w swoim życiu, jednak widok trzymetrowego czarnego giganta mnie odwiódł od takiego stwierdzenia. Parę minut temu stałam w objęciach stworzenia, które mieści się w ciele młodego mężczyzny, śpiącego na moich kolanach. Starałam opanować się szarpiące moim wnętrzem emocje. Przerażenie pomieszane ze złością z karczmy, zżerały moje wnętrze. Jednak on wydawał się spokojny. Wplotłam  palce w jego włosy, bawiąc się nimi delikatnie. Teraz nic nie wymyślę, muszę przesiedzieć całą noc na warcie. To jednak mi się nie udało, gdyż w okolicach świtu opadłam z sił, zamykając oczy.
[Abciu?]

Od Abelarda cd. Nifenye

Nifenye dość gwałtownie zareagowała na wieść o braku miejsca w lokalu, choć mi to raczej nie przeszkadzało. W sumie nawet spanie na świeżym powietrzu było lepsze od dusznego pokoju na piętrze. Oby tylko nie padało. Rozłożyłem śpiwory, nucąc pod nosem ulubioną pieśń ojca, a może raczej opowieść przyozdobioną chwytliwą melodią. Właśnie w takich chwilach czułem się całkowicie wolnym człowiekiem, zdanym tylko na własne decyzje. Miałem zabrać się za przygotowanie prowizorycznego namiotu, kiedy usłyszałem warczenie pomieszane z krzykiem mojej towarzyszki. Zerwałem się na równe nogi, szybko ruszając w kierunku, z którego dochodziły owe odgłosy. Przy okazji prawie zabiłem się o drzewo. W momencie, kiedy zbliżyłem się do dziewczyny, jeden z wilków skoczył. Uderzyłem w niego bokiem, celowo wkładając w to całą swoją siłę. Zdezorientowane zwierzę pisnęło i gruchnęło o twarde podłoże. Jednak nie atak bestii był najgorszy, a dreszcze przeszywające mnie od głowy, aż po stopy. W mgnieniu oka dosłownie wyparto mnie z mojego ciała, pozwalając Pradawnemu na przejęcie kontroli. Przybrał on swą podstawową formę- prawie trzymetrowego stwora o łbie szakala. Bezpardonowo przyciągnął do siebie przestraszoną dziewczynę, rysując kosturem krąg wokół nich. Jedno trzeba przyznać- pomimo paskudnej gęby i jeszcze gorszego charakteru, potrafił zachować zimną krew nawet w najgorszych sytuacjach. Można rzec, że był on tą potężną stroną mnie, stworzoną do zgładzenia wszystkiego, nie tylko tego, co nazywano zagrożeniem. Wilki zbliżały się, tocząc pianę. Czyżby były dotknięte wścieklizną? Beentavius uniósł swój oręż, by uderzyć trzonem o środek kręgu. W ułamku sekundy buchnęły opary, spowijając otoczenie poza bezpieczną barierą, rozprzestrzeniając się niczym poranna mgła. Pole widzenia zostało ograniczone do minimum, jednak dźwięki słychać było aż za dobrze. Skowyt konających zwierząt, w zastraszającym tempie pożeranych przez lotny kwas, przyprawiały o ciarki. Przypatrywałem się szamoczącej białowłosej, którą potwór trzymał w swoim żelaznym uścisku, nie pozwalając jej na opuszczenie bezpiecznej strefy. Wiedziałem, że robił to z mojego powodu. Sam nie posiadał czegoś takiego jak uczucia, kierowały nim cele osobiste, niezwiązane z emocjami, a z pragnieniami. Pomagaliśmy sobie nawzajem, zupełnie jak bracia. Inaczej nie dalibyśmy rady funkcjonować w jednym ciele. Nagle wszystko ucichło. Nawet nocne ptaki nie odważyły się wznowić swych koncertów. Zupełnie jakby świat czekał na kolejny krok ze strony Pradawnego. Mgła rzedła, aż nie pozostał po niej ślad. I dopiero wtedy poruszył się. Uklęknął na jedno kolano przed królową, kłaniając się jej łbem. Pierwszy raz widziałem, jak ukorzył się przed kimkolwiek.
― Jam jest Beentavius, pan cyklu życia, legionów, a także sługa potomków Pani Zguby. Wykonałem swe zadanie.― Mocniej ścisnął kostur. Jego głos był mroczny, mocny, może nieco warkliwy.
Zamknął ślepia, ustępując mi miejsca. Ciało potwora powoli przemieniło się w moje, do którego pozwolono mi wrócić. Gdy tak się stało- podniosłem się z klęczek. Stojąc przed damą, zatoczyłem się nieco. Przed oczami migotały mi czarne i białe plamy, czułem się coraz słabiej. Dlaczego takie akcje wymagały ode mnie zużycia takiej ilości energii? 
⦓NIFENYE?⦔