-
Czemu tak sądzisz? – zapytała, jakby nie rozumiejąc powagi sytuacji.
Zaśmiałam się cicho, uważając, aby kaptur zbytnio się nie zsunął. Choć
teraz, nie mogła zdradzić nigdzie mojego oblicza, bo zamknęliby zarówno
mnie, jak i ją. Po krótkim namyśle zdecydowałam nie zdejmować materiału z
oczu i przeszłam do tłumaczenia jej zajścia:
- Jestem poszukiwana za zabójstwo, co już prawdopodobnie zauważyłaś..
- I?
-
Nie przerywaj mi, proszę. – warknęłam. – Pomagając mi sprowadziłaś na
siebie gniew rządu. Lepiej nie pokazuj się w mieście przez jakiś czas. –
dodałam, po czym sięgnęłam po małe winogrono leżące obok półmiska z
serami. Bycie magiem ma jednak swoje plusy.. Jasnowłosa zmarszczyła
brwi.
- To kogo ty zabiłaś? Przecież gdybyś zamordowała jakiegoś zwykłego człowieka, to nie byłoby takiego szumu..
-
Baron Severion. Zdecydowanie zasługiwał na gorszą śmierć. Za wszystko
co zrobił, mogłam go uwięzić i podać wodę królewską.. – westchnęłam,
zasiadając naprzeciw panny Reyes. – Strażnicy są tak bardzo związani ze
swoją posadą, że mogą ci wbić do domu gdy będziesz spać.
- Więc.. Może ulotnimy się w ogóle z okolicy, hm? – zaproponowała, szeroko się uśmiechając.
- Hola, hola.. Chcesz się wplątać w jeszcze większe gówno?
- Co? Czemu?
- Jakbyś nie zauważyła, ściągam pecha. – mruknęłam, kradnąc kolejne winogrono z talerza.
- Może tym razem przyniosę ci szczęście! – zawołała uradowana i, pociągnąwszy mnie za rękę, wywaliła z domu. – To dokąd chcesz iść?
- Może tym razem przyniosę ci szczęście! – zawołała uradowana i, pociągnąwszy mnie za rękę, wywaliła z domu. – To dokąd chcesz iść?
-
Jak najdalej. Nie możesz się tu pokazać przez okres paru, parunastu
dni. Choć.. Może zerwanie plakatów by wystarczyło.. – mruknęłam do
siebie ciszej. – I przybicie piątki krzesłem z paroma strażnikami..
- Hm? Mówiłaś coś? – zapytała, odwracając się w moją stronę. Pokręciłam przecząco głową i podążyłam za nią.
~*~
- Nie mamy żadnego transportu.. – zauważyła po chwili moja towarzyszka.
-
O to się nie martw. Zaraz coś skołuję. – powiedziałam cicho,
rozejrzawszy się po okolicy. Nieopodal znajdowała się stadnina, jakby
ktoś czytał w moich myślach. Nieuważny stajenny zostawił otwarte tylne
wejście, czym, w pewnym sensie, zapraszał jakiegoś koniokrada do
środka. – Zajmij czymś tego faceta. Ja wejdę od tyłu i załatwię nam
kobyły.
Victoria, po chwili namysłu,
skinęła głową i ruszyła w stronę drewnianego budynku. Ja tymczasem
zaczęłam skradać się na jego tyły, korzystając ze wszechobecnych drzew i
kamieni. Słysząc niski bas mężczyzny wskoczyłam do stajni i wyłamałam
coś, co przypominało zamki, uwalniając dwa konie. Dokładniej czarne
ogiery. Starając się zrobić jak najmniej hałasu wyprowadziłam samców na
zewnątrz, przy okazji łapiąc dwie uzdy i pierwsze lepsze siodła.
Założywszy ekwipunek na wierzchowce, dałam znak jasnowłosej, by do mnie
dołączyła.
- Tak, już lepiej. Dziękuję
panu za pomoc! – zawołała z udawaną radością i powolnym krokiem ruszyła
w moją stronę. Kątem oka zauważyłam, jak stajenny odprowadza ją
wzrokiem. Jego spojrzenie powędrowało podejrzanie w dół, a usta
wykrzywiły się w lekkim uśmiechu.
- To ja dziękuję! – krzyknął, machając do odwróconej dziewczyny.
-
Faceci.. – burknęłam i wychyliłam się lekko zza okazałego głazu. Nie
chciałam, by ten mnie zauważył. Jeszcze by kogoś na nas ściągnął, i by
było!
[ Victorio? ]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz