Ciemnowłosa nadal oddychała, choć przychodziło jej to z trudem. Zrzuciwszy pelerynę, która w tym momencie tylko przeszkadzała, zwinęłam ją niedbale i ułożyłam pod jej karkiem. Wyjęłam zza pasa bukłak, napełniony do połowy i trochę wody wylałam na ręce, by nie były tak brudne. Resztę przeznaczyłam na prowizoryczne oczyszczenie rany z wszelkich nieczystości. Na pierwszy rzut oka wyglądała poważnie - miała nieregularny, postrzępiony kształt. Nie mogłam jednak ocenić jej głębokości, choć byłam pewna, że wymaga szycia. Urwałam spory kawał materiału, z którego składał się kaptur białej peleryny i przerwałam go na pół. Jedną część przyłożyłam do okaleczenia, by zatamować ewentualne krwawienie i uchronić ją przed zanieczyszczeniem. Drugą zaś obwiązałam wokół brzucha rannej. Po tym, rozejrzałam się po okolicy. Najbliższa klinika była parę przecznic od nas. Mimo zmęczenia podróżą, zarzuciłam sobie rękę ciemnowłosej na swoje barki i z trudem wstałam. Nie byłam przyzwyczajona do noszenia takich ciężarów, choć dziewczyna z pewnością nie ważyła sporo. Kątem oka udało mi się spojrzeć na opatrunek, który (na szczęście) nie przybrał koloru czerwieni.
Musiałam przyspieszyć. Ciemnowłosa straciła wcześniej sporo krwi, i przytomność na dodatek. Każda chwila zwłoki mogła zaważyć na jej życiu. Temu też, mimo mocno kołatającego serca, zmusiłam się do truchtu. Nie mogłam pozwolić na to, by dziewczyna zmarła przez moją wątłość. Ominąwszy ludzi, którzy jak na złość, wchodzili mi w drogę, zatrzymałam się. Dosłownie, na dwie sekundy. Musiałam odetchnąć.
- Zacznę podnosić ciężary... - mruknęłam do siebie i ruszyłam w dalszą drogę.
Jeszcze dwie przecznice, by dostać się do najbliższej kliniki. Przypomniałam sobie, że nie cieszyła się ona najwyższą jakością. Jednak w tej sytuacji odpowiadałby mi nawet szpital polowy..
Dziewczyna ocknęła się, gdy znajdowałam się naprzeciw budynku. Czując słaby ruch jej dłoni, natychmiast zwróciłam swoją uwagę na opatrunek. Nadal nie było na nim śladów krwi.
- Gdzie.. Gdzie my jesteśmy? - zapytała cicho.
- Zaraz będziemy w klinice - odpowiedziałam - nie marnuj sił na rozmowę.
Ciemnowłosa, prawie niezauważalnie, skinęła głową. Jednak delikatnie mnie odciążyła, stawiając samodzielnie co poniektóre kroki. Dotarłszy przed wejście, pchnęłam drzwi kolanem. Od razu poczułam na sobie wzrok zgromadzonych w izbie. Były to głównie osoby starsze, czekające na swoją kolej u uzdrowiciela. Na pierwszy rzut oka nic im nie dolegało.
- Mógłby mi ktoś pomóc?! - krzyknęłam, zwracając tym samym na siebie uwagę. Parę sekund później pojawił się przed nami mężczyzna w kitlu. Dokładnie w tym samym momencie poczułam, że ręka ciemnowłosej wiotczeje. Dziewczyna ponownie straciła przytomność. Szatyn, prawdopodobnie widząc mój wzrok, wziął ranną na ręce i skinieniem głowy dał znak, bym szła za nim.
W drodze opowiedziałam mu wszystko, co udało mi się zauważyć. Przyjmował to ze spokojem, z reguły milcząc.
- Teraz będziemy ją operować - odezwał się jakiś czas później. - Zostań tutaj.
[ Zdrajco? Może być? ^^ ]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz