Przedzierałem się przez las. W oddali nadal rozbrzmiewało paniczne wołanie dziewczyny o pomoc. Biegłem, choć z każdym przebytym metrem coraz bardziej brakowało mi sił. Zupełnie, jakby coś wysysało ze mnie całą energię. Jej błaganie przeszywało mnie na wskroś, zwłaszcza, że było jedynym dźwiękiem w tym przeklęty miejscu. Żadnego wycia, czy innego odgłosu charakterystycznego dla dzikich napastników, ale też bandytów krążących w poszukiwaniu łupów. Zupełnie tak, jakby był on duchem, czymś niematerialnym, a jednocześnie realnym i namacalnym. Nocną marą, niosącą śmierć każdej napotkanej istocie. Zacisnąłem usta, czując palący ból w klatce piersiowej. Brakowało mi tchu, lecz uparcie brnąłem dalej. Byleby uratować dziewczynę, bez zważania na mnie samego. Nareszcie udało mi się dotrzeć na polanę. To, co tam ujrzałem, rozpaliło we mnie gniew, ale też przeraziło. Pradawny trzymał jasnowłosą wysoko w górze, zaciskając palce na jej gardle. Świadomość przybycia zbyt późno, dosłownie zwaliła mnie z nóg. Upadłem na kolana, tępo patrząc się na owo „przedstawienie”. Już nie mogłem nic zrobić, by ją uratować. Oczy zaszły mi łzami, ciało zesztywniało. Strach skutecznie uniemożliwił mi wykonanie jakiegokolwiek ruchu. Zupełnie, jakbym przemienił się w figurę. Za to potwór był aż nazbyt żywotny. Odrzucił trupa na bok, z zadowolonym wyrazem pyska. No jasne, dostał kolejną duszę do kolekcji. Ruszył w moją stronę. Patrzyłem, jak wyciągał kostur, mierzył nim we mnie. Przedmiot zalśnił bladym światłem. Jednak na tyle silnym, by wszystko pokryło się bielą.
Zerwałem się do siadu, wyrwany z koszmaru. Oddychałem ciężko, łapczywie czerpiąc każdy oddech. Niewidzącym wzrokiem błądziłem po najbliższym otoczeniu, jeszcze ledwo odróżniając jawę od snu. Uspokoiłem się dopiero wtedy, kiedy ujrzałem Nifenye. Całą i zdrową, przymykając oko na bandaż zdobiący jej rękę. Że też nie zbudziła się, choć narobiłem tyle hałasu. Wstałem bez trudu i wziąłem ją na ręce. Jeszcze nieco się trzęsłem, lecz nie przeszkadzało mi to. Przeniosłem drobną dziewczynę na śpiwór, przykrywając cienkim kocem. Niech chociaż ona wypocznie. Należało jej się. Ja zaś poczłapałem do pobliskiego strumyka. Ściągnąłem górną część garderoby, złożyłem i odłożyłem na bok. Kucnąłem przy brzegu, by łatwiej było mi się obmyć. Ochlapałem twarz lodowatą wodą, niosącą przyjemne ukojenie.
⦓NIFENYE? Zawodowy striptizer XD⦔
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz