― Zrobię to, jednak...
Jedno zdanie utwierdziło mnie w przekonaniu o mentalności ludzi tego egzotycznego kraju. Królowa, najwyraźniej lotna w takich wymianach zdań, poradziła sobie nader doskonale, trafiając go w czuły punkt. Okrutna, ta jedna myśl pojawiła się nagle, równie szybko znikając. Owszem, ciotka musiała zobaczyć w niej choć cząstkę siebie, by zezwolić na sojusz. Tylko osoby pokroju władcy Dest przywoływali takie argumenty. Oczyma wyobraźni widziałem tę plątaninę sprzecznych emocji, myśli, wniosków w głowie biednego dworzanina. Zaskoczeniem nie była jego pozytywna odpowiedź z jego strony. Martwił się o matkę, przez co zdecydowałem się patrzeć na niego nieco bardziej przychylnie. Uniosłem kąciki ust, uśmiechając się lekko. Mimo wszystko byłem zadowolony z takiego obrotu spraw. Pomoc staruszce i kilka dni więcej wolności. Jedynym minus, to czas podróży. Cztery dni jazdy zwaliłyby z nóg nawet najbardziej doświadczonego wędrowca.
― Dziękuję, Bernardzie― powiedziałem pogodnym tonem. Dalszą część wypowiedzi skierowałem do jasnowłosej.― To za godzinę jedziemy w nieznane? Trzeba zorganizować żywność, wodę, zmienne ubrania...
⦓NIFENYE? Powieść to to nie jest .-.⦔
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz