- Od urodzenia. - odparła Eta. Wsiadłyśmy na konie i pocwałowałyśmy przed siebie. Jechałyśmy przez gęsty las nieopodal miasteczka.
- Nie możemy jeździć tak blisko miasta. - stwierdziła dziewczyna.
- Niestety, ale to najbliższa droga do przystani. - powiedziałam zmartwiona.
- Po co jedziemy do przystani? - zdziwiła się Eta.
- Musimy opuścić Lux. Przynajmniej na jakiś czas. Powiedziałaś iż musimy uciekać jak najdalej? Tak się akurat szczęśliwie składa iż na Xa mieszka moja przyjaciółka, która może nam pomóc. - rzekłam towarzyszce. Przez prawie całą drogę milczałyśmy. Jedyne odgłosy jakie można było usłyszeć to było stukanie końskich kopyt, szczebioty ptaków bądź szum gałęzi drzew. Starałyśmy się nie zwracać na siebie uwagi. Na próżno. Kiedy prawie dotarłyśmy do portu znikąd pojawili się strażnicy.
- Eta.
- Co?
- Chyba mamy gości. - powiedziałam wyciągając Gwyhyr. - Wyciągnij broń. - dodałam. Rozpoczęła się walka. Zwolniłam do galopu, by lepiej wbijać ostrze w przeciwnika. Moja taktyka była prosta: najpierw zamrażałam potem wbijałam ostrze w tors wroga. Trochę to zajęło, ale udało się. Pociachałyśmy straże na wiór. Teraz mieliśmy wolną drogę do portu.
- Mam nadzieję, że nie spotkamy już tych imbecyli. - rzekła dziewczyna.
- Też mam taką nadzieję - przytaknęłam.
- Komu w drogę temu czas. Ruszajmy! - zawołałam. Reszta drogi do przystani była spokojna. Już żadni żołnierze za nami nie podjęli pościgu. Po dotarciu na miejsce zeszłyśmy z koni, trzymając swego ogiera za uzdę powiedziałam:
- Dobra teraz muszę zmienić formę, a ty założyć kaptur by nas nie zauważono bo inaczej po nas.
Eta kiwnęła głową. Szybko zmieniłam formę, po czym weszłyśmy na pokład statku. Nie minęła chwila, a już odbijałyśmy od portu. Pomachałam dłonią ku wyspie Lux.
- Żegnaj. - wyszeptałam.
- Ile będziemy płynąć? - zapytała Eta.
- Nie wiem. Dzień może dwa. - odparłam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz