- Tego ci nie odpuszczę - zaśmiał się dość poważnie.
Odwzajemniłam uśmiech, jednak spięłam mocniej łydki, wprowadzając Jewelarda w cwał. Chłopak nieugięcie starał się mnie dogonić, jednak zwinnie umykałam mu między drzewami. Gdy już miał złapać za wodzę białego rumaka, skręciłam mocno w lewo, ku ukazującej się między drzewami karczmie. To był nasz cel dzisiejszego dnia, Leśny Motel, tak go tutaj nazywano. Znajdował się daleko od miasta, mimo to jednak ludzi w nim nie brakowało. Było to dość malownicze miejsce, jakich w Lao można spotkać wiele, jednak to miejsce słynęło z występowania watah wilków, którym można było przysłuchiwać się nocą. Zeskoczyłam z konia, chcąc już otwierać drzwi domostwa, jednak poczułam, jak silne ramiona przygniatają mnie do ściany.
- Mam cię - szepnął, triumfalnie wprost do mojego ucha, dobrze znany mi głos.
Jedną rękę trzymał tuż przy mojej głowie, drugą usadowił na talii, sprytnie zagradzając mi drogę ucieczki. Znowu poczułam bijące od niego ciepło, ten przyjemny dreszcz, oraz niespodziewany rumieniec na mojej twarzy. Nie powinien on nikogo zdziwić, gdyż bliskość tego chłopaka działała na mnie niesamowicie. Mogłabym spędzić godziny, wpatrując się w jego hipnotyzujące oczy, oraz oglądając jego przystojną twarz. Nie mogłam się oprzeć pokusie, ułożenia dłoni na jego policzku, jak i delikatnemu gładzeniu go kciukiem.
- Wygrałeś... - szepnęłam.
[Abelard?]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz