wtorek, 20 czerwca 2017

Od Lokiego - Cd. Desiderii

Patrzyłem przez okno na otaczający mnie świat i zdziwiłem się, że tak wiele rzeczy mnie w życiu ominęło. Po obudzeniu się w lesie i odkryciu tego, że nic nie pamiętam oprócz swojego imienia, nie wiedziałem co robić.
Teraz, w tym opuszczonym domu, czuje się jak u siebie. To moja kryjówka od samego początku, gdzie nie muszę nikogo udawać. Nie rozmawiałem z nikim, co miałem im powiedzieć? Nie mogłem nawet opisać ile mam lat czy jak mam na nazwisko...Loki. Co to za imię? Ktoś miał świra na punkcie boga psikusów i musiał mnie tak nazwać?
Już od rana siedziałem w schronie, czując nadejście burzy. Nie chciałem zmoknąć, a nie miałem do robienia niczego ważnego. Poza tym zrobiłem sobie tutaj małą kuźnię i kończyłem swoją broń, o której marzyłem od...paru dni. Nawet nie zdążyłem wszystkiego przygotować, a świat już zalazł deszcz. Niezła burza się szykuje. Rozejrzałem się po zakurzonym pomieszczeniu, korzystając z umiejętności widzenia w ciemności. Cóż, wolę nie wiedzieć skąd się to u mnie wzięło. Moje kroki odbijały się echem w małym pomieszczeniu, gdy z nudów zacząłem oglądać zostawione tam skrzynie. Widać, że ktoś wyjeżdżając bardzo się śpieszył. Drogie ubrania, które przez czas straciły swój urok. I materiały, o które trudno w tych stronach. Nagle po moich plecach przeszedł dreszcz ekscytacji, gdy usłyszałem skrzypienie drzwi. Ktoś przybył.
Poprawiłem rzemyki zbroi i ruszyłem cicho w tamtą stronę, opierając się o jedną ze ścian. Im dalej wejdzie do środka, tym szybciej mnie znajdzie. Ani razu, od ''zamieszkania" tutaj, nikt nie raczył się zjawić, co niezmiernie mnie cieszyło. Gdy usłyszałem, że nasz gość jest już blisko, zaczesałem swe czarne włosy by lepiej widać przybysza.
Widok dziewczyny w drzwiach lekko mnie zdziwił, ale i tak na moją twarz wdarł się drapieżny uśmiech, a moje oczy rozbłysły w mroku.
- Co panienka tu robi? Taka samotna, zmarznięta i...mokra? - oparłem się o ścianę, wciąż patrząc jej głęboko w oczy. Zrobiła krok w moją stronę, rozglądając się po brudnym pomieszczeniu.
- Zapewne to samo, co panicz o tak twardej postawie - powiedziała, powracając wzrokiem w moją stronę.
Moja skórzana, zielono-złota zbroja zabłysnęła gdy przeszedłem obok okna, kierując swe kroki w stronę owej damy. Stała taka sama, choć bezbronną nazwać jej nie mogłem. Zawsze takie osoby są najniebezpieczniejsze. Wyciągnąłem dłoń w jej stronę, lekko skłaniając głowę.
- Jestem Loki. Od dzisiaj możesz nazywać mnie swoim bogiem. Nie obrażę się za to - zaśmiałem się, gdy delikatnie objęła moją dłoń, po dłuższej chwili wpatrywania się w moją twarz. Doprawdy, nieufna kocica.
⦓Desideria⦔

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz