piątek, 16 czerwca 2017

Od Xarthawls - cd. Asirii

Co za parszywy dzień ! Śpię sobie spokojnie, nagle dostaje okutym kijem w łeb a dwóch osiłków ciągnie mnie po miejskim bruku, następnie zrzucają jak worek do kanałów skąd kierują do stosunkowo ciasnej piwnicy. W środku znajduje się jedynie biurko oraz wysokie krzesło którego oparcie skrywa tajemniczą postać. Powoli wracają do mnie podstawowe zmysły, ogarniam pokój przyćmionym wzrokiem a następnie próbuje się rozprostować co utrudniają mi więzy umieszczone na kostkach i nadgarstkach. Moje niezgrabne ruchy uświadczyły moich porywaczy w przekonaniu, że żyję i można ze mną porozmawiać. Nagle krzesło zaczyna się powoli obracać. Przez myśl przeszły mi mordy wszystkich bossów, watażków i innych oprychów którym zdarzyło mi się podpaść, jednak ku mojemu zdziwieniu na krześle siedział jakiś dzieciak wyglądający na max 18 lat.
Zanim zebrałem się dostatecznie w sobie by wypowiedzieć jakiekolwiek słowo na stół przed dzieciakiem padła sakiewka której pojemność była mi doskonale znana. Smark rozsupłał ją i ruchem dłoni wyciągnął drewniany kartonik z wygrawerowanymi znakami.
- A więc to na prawdę ty! - Skończywszy zdanie uniósł się w złowrogim śmiech
- Myślałem, że złapanie cię będzie trudniejsze, ale jak widać plotki o twojej sile to faktycznie tylko i wyłączni bzdurne gadanie.
Te słowa podziałały na mnie jak kubeł zimnej wody, moje ciało na reszcie pozwoliło mi się wypowiedzieć.
- Mam nadzieję, że nie ściągnąłeś mnie tu tylko po to, żeby się pośmiać
- Nie znasz się na żartach? - jego twarz w jednej chwili nabrała poważny wyraz - Dobra przejdźmy do konkretów. Dwa cele, obie to kobiety około 20, jedna z nich jest magiem druga nosi czarny płaszcz, prosiłbym cię żebyś mi je dostarczył żywe. Z zaufanych źródeł wiem, że zamierzają płynąć statkiem do Xa, miejsce masz już zarezerwowane - O biurko uderzyła kolejna sakiewka z której tym razem wysypały się złote monety - to zaliczka oraz drobna rekompensata za niedogodności związane z transportem.
- Mam tylko jedno pytanie. Co tobą kieruje, że zdecydowałeś się wziąć mnie za taką sumę ?
- Teraz mam tylko jeden cel, zemsta. Familia Severio chce mieć pewność, że zabójczyni mojego ojca zostanie odpowiednio ukarana.
- Można więc powiedzieć, że dobiliśmy targu ?
- Można - podszedł, po czym uścisnął moją uwiązaną dłoń - i pamiętaj ta rozmowa nigdy się nie odbyła.
To były ostatnie słowa zanim ocknąłem się z powrotem w swoim pokoju, głowa boli mnie nie miłosiernie a nade mną stoi ni to lokaj ni to chłop.
- Nie pomylił pan czasem pokoi? - spytałem
- Ależ skąd. Pragnę tylko przypomnieć, żeby się pan pospieszył, musimy czym prędzej udać się na wybrzeże i złapać ten statek o którym wspominał panicz Severion.
- Niech mi pan da 5 minut zaraz będę na dole.
Mężczyzna wyszedł dokładnie zamykając za sobą lekko zmurszałe drzwi, jak najszybciej spakowałem wszystkie rzeczy do podróżnej torby i rozejrzałem po pokoju. Znowu w podróży a tak tu było wygodnie. Wychodząc z niego zamknąłem drzwi i oddałem klucz właścicielowi.
Przed miejscem mojego noclegu stała pospolita dorożka, klasyczna drewniana konstrukcja, choć nadgryziona już zębem czasu. Zaprzężona w mniej już pospolite dwa czarne ogary szkolone do ciągnięcia ciężarów na dużych dystansach, gdy tylko wsiadłem ta ruszył by po kilkunastu godzinach znaleźć się na przystani. Olbrzymia przestrzeń przeładunkowa świeciła teraz pustkami, pojedynczy ludzie właśnie wychodzili ze swoich domów by zabrać się do roboty. Sprzedawcy pojawili się trochę później część z nowo zarobionych pieniędzy wydałem na syte śniadanie oraz prowiant, w którego skład wchodziły: słodka woda, suszone mięso oraz ser, udało mi się nawet zdobyć trochę orzechów. Następnie usiadłem na krawędzi jednego z okolicznych domów i zacząłem wpatrywać się w horyzont. Niedługo potem zobaczyłem idące w kierunku jednego ze statków dwie kobiety, jedna w długim czarnym płaszczu druga o dziwnie wykrzywionej twarzy. Po prostu mistrzowie kamuflażu. Wręcz idealnie pasowały podanemu opisowi, ruszyłem za nimi.
Średniej wielkości jednostka służąca do transportu wyrobów rzemieślniczych kołysała się delikatnie w pierwszym doku. Po krótkiej acz treściwej rozmowie z kapitanem wsiadłem na statek. Po złapaniu bosmana dowiedziałem się, że do odpłynięcia pozostał niecały kwadrans, pozostało więc czekać. Oparłem się więc o dziób i pogrążyłem w spokojnej drzemce, obudził mnie dopiero kroki wielu marynarzy biorących się do swoich obowiązków, odwróciłem się, a ląd znikał za taflą oceanu. Na statku znajdowały się około 20 osób. Nie będzie trudno je znaleźć, szczególnie, że jednak z nich właśnie szła w moją stronę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz